Monday, 27 February 2017

Punta Arenas, Puerto Natales, Puerto Montt.

Na statku z Puerto Natales do Puerto Montt. Chilijskie Fjordy.


Cabo Tres Montes
                                          

27-29 grudnia, Punta Arenas - Punta Natales

Po powrocie z Falklandów zatrzymałem się dwa dni w Punta Arenas a 28-go wyjechałem do Puerto Natales. Po dotarciu na miejsce zameldowałem się w hotelu i poszedłem do agenta morskiego żeby potwierdzić jutrzejszy wypływ statku. Agent poinformował mnie, że statek wypływa dziś, a nie jutro i że za kilka godzin muszę się zaembarkować . Wróciłem więc do hotelu i wymeldowałem się,  a o 4 po południu stawiłem się w porcie. Tam spędziłem około 6 godzin czekając na pozwolenie wejścia na pokład. W międzyczasie ładowano na statek różne towary. Załadowano też kilka krów i piętnaście koni w 40-stopowych, otwartych kontenerach.

Teraz, gdy to piszę jestem już w kajucie na statku. Po wejściu do środka przeraziłem się widząc jak mała to kabina. 4 i pół metra kwadratowego bez okna i toalety.  Oprócz mnie trzy osoby. Dwie z Australii i jedna z Irlandii Północnej.  Wieczór zleciał na gimnastykowaniu się przy rozpakowywaniu bagaży, co było dość trudną operacją w tak malej przestrzeni. Poza tym zaczęło się wyznaczanie równowagi i wzajemnych granic. To konieczność w tej sytuacji i bez podjęcia pewnej współpracy i ustalenia pewnych podstawowych zasad byłoby ciężko wytrzymać choćby tak krotki czas rejsu. Na statku nawet najwięksi przyjaciele szybko mogą stać się wrogami, a co dopiero czterech obcych, dorosłych mężczyzn  umieszczonych w malej kajucie, gdzie z trudem można się poruszać żeby nie nadepnąć nikomu na odcisk.  Korytarz w kabinie wystarcza na jedną osobę, tak więc jeśli ktoś już w nim był, reszta musiała grzecznie czekać na swoją kolejkę do przejścia. Moja koja jest tak mała, że nie mogę usiąść na niej z wyprostowaną głową, bo uderzam w sufit. Szerokość wystarcza na leżenie na wznak, ale odwrócenie się z boku na bok już stawało się skomplikowaną operacją. Po pewnym czasie przyzwyczaiłem się jednak i do drętwego leżenia na wznak i do nienaturalnego, skrzywionego ''siedzenia''. Chociaż najprostsza czynność urasta w takiej sytuacji do wielkiego przedsięwzięcia, to uważam że to było ciekawe doświadczenie.


Oddając wieczorem cumy wypłynęliśmy w krotką - czterodniową przeprawę chilijskimi fiordami na północ. Tym samym pożegnałem rejony Magellanes i Patagonię i zacząłem przesuwać się zachodnim wybrzeżem Ameryki Południowej na północ - ku cieplejszym klimatom i planuję dojechać do równika.

Cape Bynoe
                                 



30 grudnia, Cape Tres Montes

Rano przez godzinę byliśmy bez cumowania - w przystani Puerto Eden na wyspie Wellington. Kilka łodzi zostało wysłanych na brzeg z zaopatrzeniem dla tej małej, odciętej od świata osady.  Padało jednak tak intensywnie, że nawet nie zszedłem na ląd.
Po minięciu przylądka Bynoe wpłynęliśmy na otwarty Pacyfik. Cały czas mocno wiało N-E i padało, a na morzu była spora fala. Zatoka Penas znana jest z dużej fali. Jej ukształtowanie wywołuje nakładanie się fal i stwarza to podobny efekt do tego, który często jest obserwowany w Zatoce Biskajskiej - czyli duża, nieregularna fala.  Dla osób cierpiących na chorobę morską to wyjątkowo paskudna próba. 
Przy Przylądku Trzech Wzgórz - Tres Montes (Cabo Tres Montes)  wpłynęliśmy w piękny sztorm z dużą falą i stanem morza dochodzącym do 9-10 B. Barometr w ciągu dwóch godzin spadł z 1012 do 1001 hPa. Białe bałwany, piana i spray przy wyciu wiatru i wzdłużnym kołysaniu statku stanowi według mnie jeden z ciekawszych widoków jaki można spotkać na naszej planecie i nie odda tego żadne zdjęcie.
Wydaje mi się, że ten sztorm i te fale dorównywały, a być może przewyższyły te, na które natknąłem się w 2001 roku przy skale Gunner´s Coin u wybrzeży Mauritiusa. Wtedy jednak płynąłem małą - ośmiometrową łódką, a teraz stumetrowym okrętem i dlatego dramaturgia była inna. Wszystko zależy oczywiście od punktu odniesienia. Wtedy sądziłem, że każda fala stanowiła realne zagrożenie, a przy jednej byłem pewny, że nas roztrzaska...
Dziś - podobne fale stanowiły jedynie urozmaicenie nudnej jak dotąd żeglugi.



31 grudnia, Archipelag Chonos, Kanał Moraleda, Puerto Montt

Przepłynęliśmy wzdłuż wschodniej części archipelagu Chonos i kanałem Moraleda obraliśmy prosty kurs na północ do portu Puerto Montt, gdzie dopłynęliśmy 1 stycznia rano.
Odkąd wypłynąłem z Puerto Natales, podczas całej przeprawy tylko przez kilkadziesiąt minut nie padał deszcz. Wtedy właśnie, przy lodowcu w lagunie San Rafael można było oglądać podwójna tęczę.


No comments:

Post a Comment