Na statku z Puerto Natales do Puerto Montt. Chilijskie Fjordy.
Cabo Tres Montes |
27-29
grudnia, Punta Arenas - Punta Natales
Po
powrocie z Falklandów zatrzymałem się dwa dni w Punta Arenas a
28-go wyjechałem do Puerto Natales. Po dotarciu na miejsce
zameldowałem się w hotelu i poszedłem do agenta morskiego żeby
potwierdzić jutrzejszy wypływ statku. Agent poinformował mnie, że
statek wypływa dziś, a nie jutro i że za kilka godzin muszę się
zaembarkować . Wróciłem więc do hotelu i wymeldowałem się,
a o 4 po południu stawiłem się w porcie. Tam spędziłem około 6
godzin czekając na pozwolenie wejścia na pokład. W międzyczasie
ładowano na statek różne towary. Załadowano też kilka krów i
piętnaście koni w 40-stopowych, otwartych kontenerach.
Teraz,
gdy to piszę jestem już w kajucie na statku. Po wejściu do
środka przeraziłem się widząc jak mała to kabina. 4 i pół
metra kwadratowego bez okna i toalety. Oprócz mnie trzy osoby.
Dwie z Australii i jedna z Irlandii Północnej. Wieczór
zleciał na gimnastykowaniu się przy rozpakowywaniu bagaży, co było
dość trudną operacją w tak malej przestrzeni. Poza tym zaczęło
się wyznaczanie równowagi i wzajemnych granic. To konieczność w
tej sytuacji i bez podjęcia pewnej współpracy i ustalenia pewnych
podstawowych zasad byłoby ciężko wytrzymać choćby tak krotki
czas rejsu. Na statku nawet najwięksi przyjaciele szybko mogą stać
się wrogami, a co dopiero czterech obcych, dorosłych mężczyzn
umieszczonych w malej kajucie, gdzie z trudem można się poruszać
żeby nie nadepnąć nikomu na odcisk. Korytarz w kabinie
wystarcza na jedną osobę, tak więc jeśli ktoś już w nim był,
reszta musiała grzecznie czekać na swoją kolejkę do przejścia.
Moja koja jest tak mała, że nie mogę usiąść na niej z
wyprostowaną głową, bo uderzam w sufit. Szerokość wystarcza na
leżenie na wznak, ale odwrócenie się z boku na bok już stawało
się skomplikowaną operacją. Po pewnym czasie przyzwyczaiłem
się jednak i do drętwego leżenia na wznak i do
nienaturalnego, skrzywionego ''siedzenia''. Chociaż najprostsza
czynność urasta w takiej sytuacji do wielkiego przedsięwzięcia,
to uważam że to było ciekawe doświadczenie.
Oddając
wieczorem cumy wypłynęliśmy w krotką - czterodniową przeprawę
chilijskimi fiordami na północ. Tym samym pożegnałem rejony
Magellanes i Patagonię i zacząłem przesuwać się zachodnim
wybrzeżem Ameryki Południowej na północ - ku cieplejszym klimatom
i planuję dojechać do równika.
Cape Bynoe |
30
grudnia, Cape Tres Montes
Rano
przez godzinę byliśmy bez cumowania - w przystani Puerto Eden na
wyspie Wellington. Kilka łodzi zostało wysłanych na brzeg z
zaopatrzeniem dla tej małej, odciętej od świata osady.
Padało jednak tak intensywnie, że nawet nie zszedłem na ląd.
Po
minięciu przylądka Bynoe wpłynęliśmy na otwarty Pacyfik. Cały
czas mocno wiało N-E i padało, a na morzu była spora fala. Zatoka
Penas znana jest z dużej fali. Jej ukształtowanie
wywołuje nakładanie się fal i stwarza to podobny efekt
do tego, który często jest obserwowany w Zatoce Biskajskiej - czyli
duża, nieregularna fala. Dla osób cierpiących na chorobę
morską to wyjątkowo paskudna próba.
Przy
Przylądku Trzech Wzgórz - Tres Montes (Cabo Tres Montes)
wpłynęliśmy w piękny sztorm z dużą falą i stanem morza
dochodzącym do 9-10 B. Barometr w ciągu dwóch godzin spadł z 1012
do 1001 hPa. Białe bałwany, piana i spray przy wyciu wiatru i
wzdłużnym kołysaniu statku stanowi według mnie jeden z
ciekawszych widoków jaki można spotkać na naszej planecie i nie
odda tego żadne zdjęcie.
Wydaje
mi się, że ten sztorm i te fale dorównywały, a być może
przewyższyły te, na które natknąłem się w 2001 roku przy skale
Gunner´s Coin u wybrzeży Mauritiusa. Wtedy jednak płynąłem małą
- ośmiometrową łódką, a teraz stumetrowym okrętem i dlatego
dramaturgia była inna. Wszystko zależy oczywiście od punktu
odniesienia. Wtedy sądziłem, że każda fala stanowiła realne
zagrożenie, a przy jednej byłem pewny, że nas roztrzaska...
Dziś
- podobne fale stanowiły jedynie urozmaicenie nudnej jak dotąd
żeglugi.
31
grudnia, Archipelag Chonos, Kanał Moraleda, Puerto Montt
Przepłynęliśmy
wzdłuż wschodniej części archipelagu Chonos i kanałem Moraleda
obraliśmy prosty kurs na północ do portu Puerto Montt, gdzie
dopłynęliśmy 1 stycznia rano.
Odkąd
wypłynąłem z Puerto Natales, podczas całej przeprawy tylko przez
kilkadziesiąt minut nie padał deszcz. Wtedy właśnie, przy lodowcu
w lagunie San Rafael można było oglądać podwójna tęczę.
No comments:
Post a Comment