26
sierpnia
Dopiero
dziś rano opuściłem Foz. Był już najwyższy czas ruszyć w
dalszą drogę, bo zacząłem się za bardzo przyzwyczajać do tego
miejsca i popadać w rutynę.
Co
do Brazylii, na którą teraz mogę spojrzeć chłodnym okiem odkąd
z niej wyjechałem. Uważam, że duże różnice społeczne są
błogosławieństwem tego olbrzymiego kraju. To one wytwarzają
energię i rodzą potencjał ekonomiczny. Mieszkańcy favel i "elita"
z klasy średniej to dwie zdawałoby się hermetyczne populacje , ale
to pozory. Kilka osób, z którymi rozmawiałem - i chyba można mieć
pewność, że to opinia powszechna - mówiło mi, że czuje oddech
niższych warstw, z których nielicznym udaje się doszusować do
elity. U reszty musi to wytwarzać potężną presję selekcyjną,
która dotyka także najniższe warstwy społeczne, pobudzając je do
działania. Co ciekawe, w najniższych grupach społecznych
wielkich miast Brazylii, sukces objawia się głównie posiadaniem
sprzętu grającego o dużej mocy. Miałoby to według nich wyznaczać
pierwszy krok na drodze swoistego awansu cywilizacyjnego, którego
horyzont wyznaczałby granice grupy społecznej potocznie zwaną
klasą średnią.. Jest to oczywiście prymitywne rozumienie
klasowości, ale sprawa dotyczy favel w Bahia czy Rio.
Natomiast
nie za bardzo rozumiem pęd brazylijskiej klasy rządzącej do
budowania egalitarystycznego społeczeństwa. Najwyraźniej politycy
w stolicy nie chcą przyjąć do siebie mentalności tego narodu,
któremu po perlistym szampanie na Copacabanie, często budzi się
apetyt na ciastko kukurydziane w faveli. Bo taka właśnie wydaje się
Brazylia. Prezydent Brazylii jednak jest wpatrzony jak w obrazek w
procesy socjalne we wspólnotach europejskich i w USA,
flirtując przy okazji z reżimem p. Chaveza z Wenezueli, gdzie
walczy się z różnicami społecznymi. I Brazylia zaczyna płynąć
z prądem ogólnej mody na socjalizm, która opanowała kulturę
Zachodu. Z takiej mieszanki obawiam się, że nic dobrego nie może
wyjść. Myślę, że kwestią czasu jest wprowadzenie akcji
afirmatywnej na wzór USA, która miałaby wspierać kolorową
biedotę. Można jednak oczekiwać, że jako oczywistą konsekwencję
pociągnie to za sobą obniżenie ogólnych standardów i w krótkiej
przyszłości największe bogactwo - entuzjazm ludzi zostałby
bezpowrotnie utracony, poprzez duszenie w zarodku przedsiębiorczości.
Dzisiejsza-
arcy-nieszczęśliwa i zła forma euro-amerykanskiego socjalizmu z
reguły niesie ze sobą wszelką pozbawioną logiki ‘poprawność’
polityczną i społeczną. Wspiera i forsuje na siłę nowy porządek
moralno-obyczajowy podług postmodernistycznej nowowomy, która
wątpliwą obyczajowość stara się obrócić w cnotę kosztem
tradycyjnego pojęcia moralności. Nie mam złudzeń, w przypadku
Brazylii nie będzie inaczej. Nie życzę dobrze temu narodowi jeśli
przyjmie te najgorsze wzorce.
Zostawiając
kwestie społeczne. Spośród miast brazylijskich, jakie miałem
możliwość odwiedzić, to jednak Rio jest najciekawsze. Mało jest
miast tak obficie obdarzonych przez naturę. Morze, zatoki, góry,
las deszczowy a na dodatek jezioro w centrum. Do tego Europejczyków
na każdym kroku uderza egzotyka. Przy tym nie jest ani tak
eklektyczne jak Kurytyba, ani tak agresywne i cuchnące fekaliami jak
Salvador.
Należałoby
też, jak sądzę, przemalować bardziej neutralnym kolorem
ostrzeżenia przewodnikowe dotyczące braku bezpieczeństwa i
zagrożenia przestępczością etc. Ja ciągle używam lonely planet
ale coraz trudniej mi polegać na ich osądzie. Ten przewodnik jak
sądzę zatracił kontakt z rzeczywistością i wątpię żebym się
zmusił do dalszego korzystania z jego rad. Nie miałem w tym kraju
żadnych problemów. Z rzeczy negatywnych, uciążliwy
jest hałas i smród silników spalinowych, zbyt duży jest ruch
kołowy w centrum i -o czym już wspominałem- brak kultury
kierowców. Ale to zdaje się są raczej detale..
Tak
więc rano 26
sierpnia opuściłem Brazylię przechodząc pieszo przez most na
rzece Parana i znalazłem się w Ciudad del Este w Paragwaju. Miasto
wygląda jak jedno wielkie targowisko, a okolice dworca przypominają
slumsy cygańskie. Ciudad del Este słynie w całej Ameryce
Południowej z przemytu, korupcji, bałaganu i paru innych podobnych
rzeczy.
Przybyłem
na dworzec po 9 rano wg. czasu paragwajskiego, który jest 1 godzinę
za Foz. Pomimo spóźnienia zdążyłem na autobus do Asuncion.
Podróż trwała 6 godzin i kosztowała ok siedem
i pół euro (50000 guarani). Im dalej od granicy tym przyjemniej
wygląda ten kraj, a miasto Asuncion, które jest stolicą tego kraju
robi dość miłe wrażenie. Doprawdy nie rozumiem pogardy, z jaką
Brazylijczycy wyrażają się o tym mieście i jego mieszkańcach.
Ulice są całkiem czyste, sporo jest parków i zieleni. Rzucają się
w oczy kwitnące drzewa lapacho (tabebuia- jak sądzę gatunek
magnolii). Cale korony tych drzew są w czerwonych kwiatach. Poza tym
miasto leży nad rzeką Paraguay i widok na nią jest bardzo
przyjemny. Zamieszkałem w miłym pensjonacie prowadzonym przez
Paragwajczyków niemieckiego pochodzenia. Za noc płacę 40000
Guarani czyli ok 6 euro. To świadczy o tym, jak tanie jest tu życie.
Dodam, że średnia pensja wynosi 1.4 miliona Guarani czyli ok 200
euro.
Ammodramus humeralis vel xanthornus. występowanie: Paragwaj. (J.Gould FRS)
Ammodramus humeralis vel xanthornus. występowanie: Paragwaj. (J.Gould FRS)
No comments:
Post a Comment