Sunday, 26 February 2017

Brazylia, Paragwaj



26  sierpnia

Dopiero dziś rano opuściłem Foz. Był już najwyższy czas ruszyć w dalszą drogę, bo zacząłem się za bardzo przyzwyczajać do tego miejsca i popadać w rutynę.
Co do Brazylii, na którą teraz mogę spojrzeć chłodnym okiem odkąd z niej wyjechałem. Uważam, że duże różnice społeczne są błogosławieństwem tego olbrzymiego kraju. To one wytwarzają energię i rodzą potencjał ekonomiczny. Mieszkańcy favel i "elita" z klasy średniej to dwie zdawałoby się hermetyczne populacje , ale to pozory. Kilka osób, z którymi rozmawiałem - i chyba można mieć pewność, że to opinia powszechna - mówiło mi, że czuje oddech niższych warstw, z których nielicznym udaje się doszusować do elity. U reszty musi to wytwarzać potężną presję selekcyjną, która dotyka także najniższe warstwy społeczne, pobudzając je do działania. Co ciekawe, w  najniższych grupach społecznych wielkich miast Brazylii, sukces objawia się głównie posiadaniem sprzętu grającego o dużej mocy. Miałoby to według nich wyznaczać pierwszy krok na drodze swoistego awansu cywilizacyjnego, którego horyzont wyznaczałby granice grupy społecznej potocznie zwaną klasą średnią.. Jest to oczywiście prymitywne rozumienie klasowości, ale sprawa dotyczy favel w Bahia czy Rio.
Natomiast nie za bardzo rozumiem pęd brazylijskiej klasy rządzącej do budowania egalitarystycznego społeczeństwa. Najwyraźniej politycy w stolicy nie chcą przyjąć do siebie mentalności tego narodu, któremu po perlistym szampanie na Copacabanie, często budzi się apetyt na ciastko kukurydziane w faveli. Bo taka właśnie wydaje się Brazylia. Prezydent Brazylii jednak jest wpatrzony jak w obrazek w procesy socjalne we wspólnotach europejskich i w  USA, flirtując przy okazji z reżimem p. Chaveza z Wenezueli, gdzie walczy się z różnicami społecznymi. I Brazylia zaczyna płynąć z prądem ogólnej mody na socjalizm, która opanowała kulturę Zachodu. Z takiej mieszanki obawiam się, że nic dobrego nie może wyjść. Myślę, że kwestią czasu jest wprowadzenie akcji afirmatywnej na wzór USA, która miałaby wspierać kolorową biedotę. Można jednak oczekiwać, że jako oczywistą konsekwencję pociągnie to za sobą obniżenie ogólnych standardów i w krótkiej przyszłości największe bogactwo - entuzjazm ludzi zostałby bezpowrotnie utracony, poprzez duszenie w zarodku przedsiębiorczości.

Dzisiejsza- arcy-nieszczęśliwa i zła forma euro-amerykanskiego socjalizmu z reguły niesie ze sobą wszelką pozbawioną logiki ‘poprawność’ polityczną i społeczną. Wspiera i forsuje na siłę nowy porządek moralno-obyczajowy podług postmodernistycznej nowowomy, która wątpliwą obyczajowość stara się obrócić w cnotę kosztem tradycyjnego pojęcia moralności. Nie mam złudzeń, w przypadku Brazylii nie będzie inaczej. Nie życzę dobrze temu narodowi jeśli przyjmie te najgorsze wzorce.

Zostawiając kwestie społeczne. Spośród miast brazylijskich, jakie miałem możliwość odwiedzić, to jednak Rio jest najciekawsze. Mało jest miast tak obficie obdarzonych przez naturę. Morze, zatoki, góry, las deszczowy a na dodatek jezioro w centrum. Do tego Europejczyków na każdym kroku uderza egzotyka. Przy tym nie jest ani tak eklektyczne jak Kurytyba, ani tak agresywne i cuchnące fekaliami jak Salvador.
Należałoby też, jak sądzę, przemalować bardziej neutralnym kolorem ostrzeżenia przewodnikowe dotyczące braku bezpieczeństwa i zagrożenia przestępczością etc. Ja ciągle używam lonely planet ale coraz trudniej mi polegać na ich osądzie. Ten przewodnik jak sądzę zatracił kontakt z rzeczywistością i wątpię żebym się zmusił do dalszego korzystania z jego rad. Nie miałem w tym kraju żadnych problemów.  Z rzeczy negatywnych, uciążliwy jest hałas i smród silników spalinowych, zbyt duży jest ruch kołowy w centrum i -o czym już wspominałem- brak kultury kierowców. Ale to zdaje się są raczej detale..


Tak więc rano 26 sierpnia opuściłem Brazylię przechodząc pieszo przez most na rzece Parana i znalazłem się w Ciudad del Este w Paragwaju. Miasto wygląda jak jedno wielkie targowisko, a okolice dworca przypominają slumsy cygańskie. Ciudad del Este słynie w całej Ameryce Południowej z przemytu, korupcji, bałaganu i paru innych podobnych rzeczy.

Przybyłem na dworzec po 9 rano wg. czasu paragwajskiego, który jest 1 godzinę za Foz. Pomimo spóźnienia zdążyłem na autobus do Asuncion. Podróż trwała 6 godzin i kosztowała ok siedem i pół euro (50000 guarani). Im dalej od granicy tym przyjemniej wygląda ten kraj, a miasto Asuncion, które jest stolicą tego kraju robi dość miłe wrażenie. Doprawdy nie rozumiem pogardy, z jaką Brazylijczycy wyrażają się o tym mieście i jego mieszkańcach. Ulice są całkiem czyste, sporo jest parków i zieleni. Rzucają się w oczy kwitnące drzewa lapacho (tabebuia- jak sądzę gatunek magnolii). Cale korony tych drzew są w czerwonych kwiatach. Poza tym miasto leży nad rzeką Paraguay i widok na nią jest bardzo przyjemny. Zamieszkałem w miłym pensjonacie prowadzonym przez Paragwajczyków niemieckiego pochodzenia. Za noc płacę 40000 Guarani czyli ok 6 euro. To świadczy o tym, jak tanie jest tu życie. Dodam, że średnia pensja wynosi 1.4 miliona Guarani czyli ok 200 euro.


 Ammodramus humeralis vel xanthornus. występowanie: Paragwaj. (J.Gould FRS)

No comments:

Post a Comment