21
września, Posadas, Argentina.
Wjechałem do argentyńskiego miasta Posadas, ale w Argentynie tym razem byłem tylko tranzytem. Zostawiłem bagaż na dworcu i pojechałem do centrum wymienić pieniądze na peso argentyńskie i urugwajskie. W kantorze poza okazaniem paszportu musiałem podać miejsce zamieszkania, powiedzieć ile zamierzam wydawać dziennie gotówki, a na koniec musiałem podpisać oświadczenie, że pieniądze które wymieniam są ''czyste''. Cała operacja trwała dobre 20 minut ponieważ pracownik kantoru wszystkie dane wpisywał do komputera.
W Ameryce Południowej wszędzie trzeba okazywać paszport. Kopie nie są uznawane. Nawet kupując bilet autobusowy bez przekraczania granicy państwa albo prowincji trzeba mieć paszport. Jest to niewygodne i stwarza okazje dla złodziei, którzy łatwo mogą zaobserwować skąd się wyjmuje i gdzie wkłada ważne dokumenty. W mieście Posadas spotkałem Austriaka, który opowiedział mi, że wymieniał pieniądze w kantorze, a po wyjściu, gdy chował paszport do plecaka ktoś przebiegł obok niego, wyrywając mu paszport z ręki. Podobno ochrona kantoru przez szybę widziała całą akcję, a policjant stal kilkanaście kroków dalej. Jednak okazało się, że nikt nic nie widział. Policjant później zniknął. Gdy nieszczęsny Austriak stał zdezorientowany na ulicy, po kilku chwilach podeszła do niego inna osoba mówiąc ,że znalazła jego paszport i może go odsprzedać za 1000 peso (ok 770 pln). Targowanie skończyło się na kwocie 500 peso, które zapłacił. Chwilę po odejściu, jak można sądzić jednego ze złodziei, pojawił się ów policjant i oskarżył Austriaka o nielegalny obrót gotówki w kwocie 500 peso, zabrał go do jakiejś policyjnej budki na mieście i założył mu kajdanki. Po kilku godzinach Austriak został wypuszczony po tym jak zdecydował się zapłacić kolejne 200 peso ''mandatu'', ale powiedziano mu, że znajdą się świadkowie, którzy będą zeznawać przeciwko niemu jeśli sprawa trafi do konsulatu. Jak mnie zapewniał nie zamierza informować swojego konsulatu. Nie znam wersji policji, ale faktem jest, że turyści są łatwym celem na tym kontynencie. Często sama policja czy ochrona maczają palce w różnych ''sprawach'', a wina spada na turystę. To przykre. Cóż, jak powiedział p. M. Rej ''prawo jest jak pajęczyna, bąk się przebije, a na muchę wina''.
Wjechałem do argentyńskiego miasta Posadas, ale w Argentynie tym razem byłem tylko tranzytem. Zostawiłem bagaż na dworcu i pojechałem do centrum wymienić pieniądze na peso argentyńskie i urugwajskie. W kantorze poza okazaniem paszportu musiałem podać miejsce zamieszkania, powiedzieć ile zamierzam wydawać dziennie gotówki, a na koniec musiałem podpisać oświadczenie, że pieniądze które wymieniam są ''czyste''. Cała operacja trwała dobre 20 minut ponieważ pracownik kantoru wszystkie dane wpisywał do komputera.
W Ameryce Południowej wszędzie trzeba okazywać paszport. Kopie nie są uznawane. Nawet kupując bilet autobusowy bez przekraczania granicy państwa albo prowincji trzeba mieć paszport. Jest to niewygodne i stwarza okazje dla złodziei, którzy łatwo mogą zaobserwować skąd się wyjmuje i gdzie wkłada ważne dokumenty. W mieście Posadas spotkałem Austriaka, który opowiedział mi, że wymieniał pieniądze w kantorze, a po wyjściu, gdy chował paszport do plecaka ktoś przebiegł obok niego, wyrywając mu paszport z ręki. Podobno ochrona kantoru przez szybę widziała całą akcję, a policjant stal kilkanaście kroków dalej. Jednak okazało się, że nikt nic nie widział. Policjant później zniknął. Gdy nieszczęsny Austriak stał zdezorientowany na ulicy, po kilku chwilach podeszła do niego inna osoba mówiąc ,że znalazła jego paszport i może go odsprzedać za 1000 peso (ok 770 pln). Targowanie skończyło się na kwocie 500 peso, które zapłacił. Chwilę po odejściu, jak można sądzić jednego ze złodziei, pojawił się ów policjant i oskarżył Austriaka o nielegalny obrót gotówki w kwocie 500 peso, zabrał go do jakiejś policyjnej budki na mieście i założył mu kajdanki. Po kilku godzinach Austriak został wypuszczony po tym jak zdecydował się zapłacić kolejne 200 peso ''mandatu'', ale powiedziano mu, że znajdą się świadkowie, którzy będą zeznawać przeciwko niemu jeśli sprawa trafi do konsulatu. Jak mnie zapewniał nie zamierza informować swojego konsulatu. Nie znam wersji policji, ale faktem jest, że turyści są łatwym celem na tym kontynencie. Często sama policja czy ochrona maczają palce w różnych ''sprawach'', a wina spada na turystę. To przykre. Cóż, jak powiedział p. M. Rej ''prawo jest jak pajęczyna, bąk się przebije, a na muchę wina''.
No comments:
Post a Comment