3
lutego, Galapagos.
Wyleciałem
z Guayaquil i w południu wylądowałem na wyspie Baltra
należącej do archipelagu Galapagos. Na lotnisku uiściłem
kolejną opłatę - tym razem wstęp -USD 100 i mogłem
zaczerpnąć gorącego powietrza Galapagos. Resztę dnia spędziłem
w drodze przez wyspę Santa Cruz i dojazd do Puerto Ayora, a
także na zapoznawczych spacerach po okolicy.
4
lutego, Isla Santa Cruz (Indefatigable Island).
Dziś
siedziałem na skale wulkanicznej i przez dwie godziny
obserwowałem żółwie. Trudno sobie wyobrazić bardziej spokojne
południe. Przez ten czas nie wydarzyło się nic. Żółwie
nie wykazały żadnej aktywności , a ja dostosowałem się do
nich na ten czas całkowicie zatrzymując swoje życie. Bez
trosk, bez problemów, bez pospiechu. To było bardzo miłe
popołudnie.
Gdy
już odchodziłem dwa żółwie ocknęły się z letargu i
wyciągnąwszy w górę szyje wydały z gardeł całkiem głośny
syk. Jeden z nich przeszedł nawet 20 metrów- na co
potrzebował niecałe 5 minut. Wielkość ich skorupy to 1 metr
na dłuższej średnicy. Świadczy to o ich prawdopodobnym
wieku - około 120 lat. Długowieczność tych zwierząt
i ich spokojne życie jest refleksyjne.
Żółwie
z różnych wysp różnią się kształtem skorupy.
Uwarunkowane to jest roślinnością jaka występuje na danej wyspie.
W
dawnych czasach - do końca XIX wieku - marynarze łapali
żywe żółwie na tych wyspach i wciągali je na statek.
Następnie takiego żółwia przewracali ''na plecy'', albo lepiej -
na skorupę i mieli pewność, że się sam nie przekręci i będzie
tak leżał do momentu, aż na statku zabraknie świeżego
mięsa. Zwierzęta nie potrzebowały ani jeść, ani pić
i często kilka miesięcy leżały na skorupach czekając na
swoją kolejkę u rzeźnika. Szczególnie cenione było mięso
z żółwi z wyspy Pinzon, które było słodkie w smaku.
Żółwie piją całe mnóstwo wody jeśli tylko
mają możliwość. Później, przez bardzo długi czas, mogą się
bez niej obywać. Marynarze, którzy na tych wyspach często
szukali źródeł słodkiej wody, często zabijali żółwie
tylko dla ich ''ładunku'' słodkiej wody, który był
przechowywany w wolu. Jakkolwiek brzmi to mało apetycznie, to
woda ta była podobno całkiem dobra do spożycia.
Isla Santa Cruz (Indefatigable Island)
5-6
lutego, Isla Isabela (Albemarle Island).
W
drodze na wyspę Isabela przepłynąłem około 8 mil na południe
od skał Los Quatro Hermanos (czterech braci). To cztery
gniazda skalne, wśród których dwa położone najdalej na
wschód wydaje się, że były w czasach historycznych
połączone, ale cała centralna cześć ówczesnego masywu
wulkanicznego musiała się od tego czasu zapaść w oceanie
zostawiając ponad powierzchnią wody jedynie zewnętrzne
krańce.
Spędziłem czas
na tej wyspie obserwując tutejszą faunę i florę. Czarne
iguany są bardzo powszechne i chociaż też występują na Santa
Cruz, to ta wyspa jest pierwsza, na której widziałem te zwierzęta.
Sporo czasu poświęciłem na przyglądaniu się ziębom -
przynajmniej kilku podgatunkom, które miałem okazję obserwować.
Zięby są ważnym ewolucyjnym dowodem i na ten temat napisano już
bardzo wiele. Inne dostosowanie do otaczających warunków
doprowadziło - albo lepiej - wymusiło powstanie narastających
zmian morfologicznych , a zmiany morfologiczne w tym przypadku
zbiegły się z behawioralnymi. Niektórzy uważają, że
każda zmiana morfologiczna zawsze zbiega się z behawioralną.
Gdy byłem w Foz w Brazylii rozmawiałem na ten temat z
pewnym starszawym i bardzo oczytanym w tej materii Holendrem, według
którego jest to pewnik. Ja jeszcze nie mam pewności ale
częściej się temu tematowi od tego czasu zacząłem przyglądać.
Będąc
na tej wyspie poszedłem do centrum rozrodczego żółwi, a
ponieważ to piątek - był to dzień karmienia i większość
zwierząt była dość pobudzona jak na żółwie. Zauważyłem
wtedy, że żółwie mają bardzo silne szczęki i z łatwością
odgryzają spore kawałki twardych, włóknistych roślin.
W
maju 1998 roku podczas wybuchu wulkanu Cerro Azul ewakuowano ze
strefy zagrożenia 16 żółwi płaskoskorupowych. Te żółwie w
sztucznych warunkach zaczęły się bardzo szybko rozmnażać.
Okazały się być tak płodne, że już dwa lata później - z
tej właśnie grupy - wyhodowano 200 sztuk potomstwa. Przeżywalność
w sztucznych warunkach jest bardzo wysoka. Według mnie
niepotrzebnie aż tak wysoka, bo jak sądzę, tak wysoka
przeżywalność
musi
bardzo osłabiać pulę genową. Jeśli jednak w takim tempie
żółwie miałyby być rozmnażane, to wkrótce - w przeciągu
kilkudziesięciu lat - mogą stać się plagą i być może będzie
znów szansa na miskę porządnej, zawiesistej zupy żółwiowej.
Z
roślin moja uwagę zwróciło manzanillo (dzikie jabłuszko) -
silnie trująca dla ludzi , a nieszkodząca żółwiom roślina.
Według przewodnika zjedzenie jednego owocu, który ma wielkość
piłeczki do ping-ponga , powoduje śmierć człowieka w
przeciągu 2-3 godzin. Cała roślina jest silnie trująca.
Samo dotknięcie liścia podobno może wywołać wysypkę. Przez
folię przełamałem jeden liść i z jego środka popłynęła
biało-mleczna substancja bez szczególnego zapachu.
.
Isla Isabela (Albemarle Island)
7
lutego, niedziela- Isla Floreana (Charles Island).
flauta w drodze do Floreany.
Rano
popłynąłem na wyspę Floreana (Charles). Ze wszystkich wysp
archipelagu najbardziej chciałem popłynąć właśnie tam, ale jak
się później okazało, tylko nieznacznie różniła się ona
od innych .
Wybrzeże
tej wyspy to pas zeschniętych krzaków i kaktusów. Jest to
dość ponury obraz i robi mało ciekawe wrażenie.
Byłem tym nieco zaskoczony, bo inaczej to sobie wyobrażałem, a tym
bardziej, że jestem na tych wyspach w porze deszczowej.
Zrobiłem
wycieczkę wgłąb wyspy. Wraz ze wzrostem wysokości nad poziomem
morza roślinność staje się coraz bardziej bujna, a zieleń
bardziej soczysta. Na wysokości około 400 metrów było tak
wilgotno, że zaczął w końcu padać deszcz, a ścieżka
spłynęła błotem. Temperatura na wzgórzu była komfortowa -
około 22 stopni, podczas gdy na wybrzeżu przy pełnym słońcu
było męczące 30.
W
tych okolicach - około 8 km od brzegu znajdują się pozostałości
po pierwszych osadnikach i pierwszej osadzie na Galapagos z końca
XVIII wieku. Zerodowana skała wulkaniczna pozostawiła
liczne wąwozy i jaskinie, które używane były nie tylko
przez tych osadników, ale też przez wielorybników i piratów.
Po
wizycie na tej wyspie popłynąłem w okolice Devil´s Crown
(Onslow) czyli wulkanicznego gniazda skalnego , a stamtąd w
okolice skały Enderby , gdzie przez godzinę snorkelowalem.
Udało mi się wypatrzeć sporo rai, dwie mureny i trzy żółwie
morskie. Dwa z nich były jednak bardzo zajęte, ponieważ
akurat jest pora godowa, tak więc im nie przeszkadzałem.
Natomiast trzeciego żółwia śledziłem przez pół godziny. Nie
było to trudne, bo żółw - jak to żółw- pływa z reguły dość
wolno, a ruchy ma przewidywalne. Kilka razy udało mi się zbliżyć
do niego na metr, ale nie aż tak blisko żebym mógł go
dotknąć. Wystarczało , że ''zszedł'' kilka metrów
wgłąb i już był poza moim zasięgiem. Po około 20
minutach żółwiowi najwyraźniej zaczęło brakować powietrza, bo
kilka razy zataczał kręgi wynurzając się za każdym razem
coraz bardziej i zbliżając do powierzchni. Za każdym
razem jednak czując moją obecność rezygnował z
ostatecznego wynurzenia. Jak tylko umiał próbował mnie
zmylić, ale było to tak nieudolne, że w końcu sam zdecydowałem
się go więcej nie męczyć i odpłynąłem na chwilę. W tym
momencie żółw zaczerpnął powietrza. Cała ta operacja
trwała ułamek sekundy. Zaczerpnięcie powietrza to
najbardziej ryzykowna czynność w życiu dorosłego żółwia ,
dlatego trwa tak szybko jak to tylko możliwe. Przez czas
wynurzenia żółw nie widzi co się dzieje pod wodą i w ten
sposób traci na chwilę orientację i kontakt z
podwodną rzeczywistością i czuje się, jak sądzę, tak jak
czułby się człowiek z głową w wiadrze wody.
Podobno
zdarzało się, że żółw widząc w pobliżu agresora tak długo
próbował go zmylić kręcąc kółka i tak długo rezygnował z
ostatecznego zaczerpnięcia powietrza, że w końcu ginął z
braku tlenu. To historie często powtarzane przez tutejszych
mieszkańców, które potwierdził mój przewodnik.
Wróciłem
do hotelu późnym wieczorem. W pokoju zastałem inwazję
mrówek, jakichś pluskiew, komarów i jaszczurek. Po deszczu
zawsze są takie problemy, a dziś podczas mojej nieobecności
na wyspie Santa Cruz, gdzie mam swoją bazę, mocno popadało.
Jaszczurki
(jakieś gekony jak sądzę ) są ze mną w sojuszu, bo zjadają
owady ze smakiem, ale patrząc na siły wroga uważam, że jesteśmy
na przegranej pozycji. Nie mam w tym pokoju punktu zaczepienia dla
moskitiery i dlatego muszę się przyzwyczaić do nocy z
nieproszonymi gośćmi. Rozpylanie chemii nic nie dało.
Przed
zaśnięciem zabiłem ze dwa tuziny mrówek i parę pluskiew po
czym się poddałem. Zostawiłem w kącie trochę dżemu ananasowego
- żeby zmylić mrówki i poszedłem spać. Kilka razy
budziłem się w nocy. Następnego dnia o świcie wstałem z
opuchlizną wywołana setkami ukąszeń. Na całym ciele trudno było
znaleźć miejsce wielkości dłoni wolne od ukąszeń. Pomimo tego
czułem się jednak zaskakująco dobrze.
Isla Floreana (Charles Island)
.
8-10 lutego, Isla San Cristobal (Chatham Island).
Te
trzy dni spędziłem na wyspie Chatham. Po drodze
zatrzymaliśmy się na chwilę na wyspie Santa Fe (Barrington),
żeby wysadzić parę Niemców chcących przy tej wyspie
nurkować. Na Santa Fe nie ma portu ani nawet orzystani dlatego
ludzi się odbiera z łodzi do łodzi. Ja zostałem na
pokładzie i czas spędziłem na obserwowaniu całkiem nudnego
wybrzeża pełnego kaktusów i jakichś suchych krzaków.
Na Chatham dopłynąłem dwie godziny później i zameldowałem
się w hotelu nad brzegiem morza tuż przy deptaku, na którym
wylegują się lwy morskie. Na tych wyspach często brak prądu
i ten hotel jest tego dobrym przykładem. Na dodatek o
świcie nie można wziąć prysznica, bo i woda jest odcięta.
Gady
(szczególnie iguany, ale i do pewnego stopnia tez żółwie) nie
wykonują żadnych zbytecznych ruchów i nie wydają żadnych
zbytecznych dźwięków. Tak wnioskuję po ich
obserwacji. Ssaki natomiast, które miałem okazję obserwować
- głównie lwy morskie, szczury i ludzie - zachowują się całkiem
odwrotnie. Cały czas w ruchu i poza szczurami wydają
bezustannie dźwięki i gestykulują. Zdecydowana
większość tych ruchów i dźwięków jest, jak sądzę,
zbyteczna. Jeśli chodzi o zachowania lwów morskich i ludzi, to ta
lawina chaosu wydaje się nie mieć końca. Jest to oczywiście
wywołane głównie stało- i zmiennocieplnością ale ta przyczyna
nie zmienia pewnych rzucających się w oczy obserwacji.
Isla San Cristobal (Chatham Island)
11
lutego, Santa Cruz (Indefatigable).
Dziś,
po raz kolejny, odwiedziłem centrum naukowe im. Karola
Darwina. Dzień był obezwładniająco gorący, a przed
słońcem w zenicie nie było się gdzie schronić. Wróciłem
do hotelu i resztę popołudnia spędziłem leżąc w hamaku
pod drzewem migdałowca, które daje całkiem sporo cienia.
Leżałem więc w hamaku i
przyglądałem się kilku szczurom noszącym jakieś smakołyki
pod starą budę w sąsiedniej posesji, gdzie- jak sądzę-
muszą mieć swoje gniazdo. Nie mam jednak zamiaru zdradzać ich
kryjówki, bo byłoby to nie fair wiedząc, że na tych wyspach
szczury- podobnie jak człowiek - są gatunkiem wprowadzonym,
obcym. Tu jak i wszędzie indziej walczy się ze
szczurami, jednak w pojęciu ewolucyjnym gatunek jest zdrowy,
bo człowiek zapewnia mu pewną dodatkową selekcję.
Podczas
mojego pobytu na wyspie Santa Cruz czterokrotnie byłem w centrum
naukowym im Karola Darwina i trzykrotnie trafiłem na jakąś
imprezę pracowniczą. Z przyśpiewek wnoszę, że w dwóch
przypadkach to były urodziny. Z tego co zaobserwowałem,
to centrum jest kolejną instytucją, w której pracuje się w
przerwach pomiędzy kolejnymi imprezami. Całkiem sporo
pracuje w tym ośrodku Amerykanów i po tym co widziałem nie mogę
oprzeć się wrażeniu, że dla wielu z nich praca w tym centrum to
po prostu fantastyczna synekura albo nieustające wakacje.
O 6 wieczorem, gdy słońce już chyliło się ku zachodowi, wyszedłem z mojego hotelu na ulicę - tak jak chyba większość mieszkańców Puerto Ayora i oglądałem uliczny pochód karnawałowy połączony z prezentacją kandydatek do tytułu miss Galapagos. I chociaż sam pochód był marny, to kandydatki prezentowały się bardzo dobrze i większość z nich była całkiem ładna. Święto narodowe Galapagos zaczyna się co prawda jutro - czyli 12-go lutego, ale obchody - jak widać- rozpoczęto już dzisiaj.
12
lutego, Galapagos.
.
Galapagos, to żyła złota dla Republiki Ekwadoru. Przynależność wysp do tego państwa (dziś święto i rocznica) to zbieg wielu przypadków i okoliczności, tak więc jest to jak los wygrany na loterii. Wszystko tu wiąże się z turystyką. Całe rodziny, całe pokolenia zależą od turystyki. Ponieważ miejsce to jest rzeczywiście ekstraordynaryjnie ciekawe - turystów jest potwornie dużo, a deptak nadbrzeżny w Puerto Ayora wygląda wieczorem jak jakaś kiczowata Majorka albo inna Ibiza. Miejscowi mając non stop napływ nowych turystów nie starają się za bardzo i prezentują mizerny poziom usług. Nie muszą się tak bardzo starać, bo nowi turyści są w drodze i niezależnie od standardu i cen i tak tu przyjadą.
.
Galapagos, to żyła złota dla Republiki Ekwadoru. Przynależność wysp do tego państwa (dziś święto i rocznica) to zbieg wielu przypadków i okoliczności, tak więc jest to jak los wygrany na loterii. Wszystko tu wiąże się z turystyką. Całe rodziny, całe pokolenia zależą od turystyki. Ponieważ miejsce to jest rzeczywiście ekstraordynaryjnie ciekawe - turystów jest potwornie dużo, a deptak nadbrzeżny w Puerto Ayora wygląda wieczorem jak jakaś kiczowata Majorka albo inna Ibiza. Miejscowi mając non stop napływ nowych turystów nie starają się za bardzo i prezentują mizerny poziom usług. Nie muszą się tak bardzo starać, bo nowi turyści są w drodze i niezależnie od standardu i cen i tak tu przyjadą.
Kluczem do sukcesu i zamożności na tych wyspach jest uzyskanie pozwolenia od rządu na turystyczne rejsy wycieczkowe, które przynoszą niektórym znaczny dochód. Od decyzji urzędnika zależy kto dostanie szanse na zrobienie szybkiej fortuny.
Całe wyspy są nierozerwalnie związane z teorią ewolucji pana Darwina i jego osobą. Jego podobizny można spotkać na każdym kroku. Najczęściej jako aplikacje na tandetnych koszulkach czy kiczowatych kubkach. Używa się do tego głównie wizerunku p. Darwina z długą siwą brodą, czyli raczej z końcowych lat życia. Dla przypomnienia - gdy HMS Beagle przypłynął do tych wysp – pan Darwin miał wówczas lat dwadzieścia i sześć.
.
Od
powrotu z Galapagos do Guayaquil 12 lutego - cały czas byłem w
drodze. Z Ekwadoru wróciłem do Santiago w Chile, gdzie
aktualnie przebywam. Całą drogę przejechałem
autobusami i było to dość męczące ,bo w sumie w różnych busach
spędziłem około 80 godzin.
Przez
Peru znów przejechałem szybko i dość komfortowo, zatrzymując się
ponownie w Limie i Tacna. Z Tacna do Arica w Chile przekroczyłem
granicę małym busem pełnym przemytników. Byłem jedynym
podróżnym,
który nic nie przemycał. Przed granicą ludzie zaczęli się
wymieniać produktami, których mieli nadmiar i dzielić po równo,
żeby wyrobić się w przepisach celnych. Nawet kierowca pomagał w
przemycie. Z tego co zaobserwowałem w tym autobusie - dwa
produkty cieszyły się dużą popularnością - proszek do prania w
małych saszetkach i jakieś bluzeczki dziecięce. Po
przekroczeniu granicy wszyscy zawarli transakcję odwrotną i
powrotnie wymienili się swoimi przemycanymi dobrami.
W
dzisiejszym świecie tacy przemytnicy są uznawani raczej za złodziei
niż prekursorów wolnego rynku, w którym dostarczają ludziom za
granicą w tańszej cenie towary, które są przez nich poszukiwane.
Wszystkie strony są zadowolone poza jedną - tą która nakłada
cła, zakazuje przewozu i zaprzecza wolnemu rynkowi.
Kupiłem
w Peru herbatę w torebkach z liści koki ,ale to nie jest zabronione
(jak na razie).
Cały
ten tydzień nie byłem przesadnie aktywny i ograniczyłem się do
odpoczynku. To moje ostatnie dni w Ameryce Południowej. Zaczynam
kolejny etap podróży i nie ukrywam, że perspektywa obejrzenia tylu
egzotycznych wysp Pacyfiku jest ekscytująca.
No comments:
Post a Comment