Monday, 27 February 2017

Antarktyda, Cieśnina Drake'a,






16 listopada, Ushuaia, Tierra del Fuego

Niezła pogoda. Błękitne niebo o poranku.   Zrobiłem spacer po mieście i okolicznych zatokach.

  Ushuaia

17listopada, Ushuaia

Pada deszcz, ale mimo to musiałem znów pójść do miasta ( ok 1 km) aby spieniężyć czek.

18listopada, Ushuaia

Marna pogoda. Cały dzień mocno leje, dlatego zostałem w hostelu i głównie czytałem.


19 listopada, Ushuaia

Od rana znów silny deszcz. Rozmawiałem  podczas obiadu z Holendrem, który wrócił właśnie z Antarktydy. Pogoda w  cieśninie Drake´a i przy Cape Horn była bardzo dobra, ale na półwyspie  antarktycznym złapał mróz i podobno jeden ze statków utknął w lodzie i  musiał czekać 3 dni na lodołamacz, żeby się uwolnić. Jednak nie  potwierdzałem tej informacji, a wiem, że podobne historie są często przesadzane szczególnie jeśli dotyczą rejonu antarktycznego.



20 listopada, Ushuaia

Poszedłem do portu i widziałem mój  statek zacumowany do nabrzeża. Przeniosłem się do innego hotelu i  stanąłem w czterogwiazdkowym hotelu Albatros, który jest w cenie rejsu  antarktycznego. Hotel jest całkiem miły. Na ścianach w hallu wiszą  szkice przedstawiające antarktyczną wyprawę kpt Rossa   odbytą w latach1839-1843 na statkach HMS Erebus i HMS Terror. To te same  statki, które później uczestniczyły w fatalnej wyprawie  kapitana Franklina  poszukującej przejścia północno - zachodniego w Arktyce. W  kwietniu 1848  roku oba statki zostały stracone w lodach przy cieśninie Victorii w  dzisiejszej Kanadzie, a cała załoga zginęła. Poszukiwania wraków trwają  do dzisiejszego dnia i choć losy tych statków wydają się być bardzo  ciekawe, to jest to już zupełnie inna historia i zbyt daleko odbiega od mojej podróży.

Przed hotelem, na placu 25-go maja jest  pomnik w kształcie stożka. To tzw kapsuła czasu. 2-go października 1992roku-( data nie jest przypadkowa)- odsłonięto ten pomnik i  zabetonowano w nim urnę z kilkoma kasetami VHS i płytami CD z nagranymi  na nich w październiku 1992 roku programami TV. Kapsuła ta ma zostać  otwarta 2 października 2492 roku - po dokładnie 500 latach. To przekaz  dla przyszłych pokoleń. I chociaż jestem bardziej niż pewny, że chwalić  się nie będzie czym, to jednak przy odrobinie szczęścia wzbudzi to może  refleksje nad naszymi czasami pełnymi głupoty, paradoksów, braku logiki  i bełkotu medialnego.

Nie wiem czy w polskich miastach są takie kapsuły, ale uważam, że to calkiem  dobry pomysł choćby dla promocji miast i miasteczek, bo z roku na rok  kapsuła czasu zyskuje na wartości, a poza tym wzbudza powszechne zainteresowanie a czasem nawet  refleksje.

Okazało się , że ze na Antarktyde wypływam dopiero jutro- 21 go. Tak więc resztę dnia spędziłem w hotelowym SPA- głównie w saunach.

  


21listopada, Ushuaia, na morzu.

Od rana lekki deszcz i ok 8 stopni w skali celsjuszowej. Po południu zaokrętowałem się na statku  Orlova. To rosyjski statek (dokładniej - po-sowiecki ),  z rosyjską załogą -ale pływa pod banderami Malty albo Wysp Cooka.  Mam małą - 4-kojową kabinę na śródokręciu  dolnego deku na sterburcie - bez komfortów.

Wieczorem wypłynęliśmy z portu w Ushuaia i skierowaliśmy się kanałem Beagle'a na wschód.

    Wypływam z Ushuaia.


22 listopada, niedziela. Na morzu - cieśnina Drake´a.

Prędkość 12 węzłów. Około pierwszej godziny po północy wpłynęliśmy w cieśninę  Drake´a (Drake Passage).  Silny wiatr S-W. Duża fala. Kołysanie było tak  silne, że wytrąciło mnie ze snu i już więcej tej nocy nie usnąłem. Jednak nie czułem choroby morskiej, a jedynie bardzo niewielki dyskomfort, tak więc funkcjonowałem dość normalnie. Rano - o godz 8 - na śniadaniu pojawiło  się jednak zaledwie ¼ pasażerów- reszta wolała zostać w swoich kabinach.  Ponieważ mam kabinę na dolnym deku, tak więc bulaj, czyli ''okno'' w kajucie jest niewiele powyżej tafli wody. Duże fale zalewają go całkowicie i wtedy w całej kabinie robi się na chwile ciemno.


Pojawiły się albatrosy i petrele (fulmary).  Zawsze są  dość powszechne podczas sztormowej pogody. Najpospolitszy jest na tych szerokościach petrel przylądkowy (
Daption capense).

O godz. 12 w południe byliśmy na 56°39´ S, 65° 07´ W. Temperatura 4°C. bardzo silny wiatr S-W, morze 5-6 B. Barometr cały czas ''idzie'' na niepogodę.  O godz 12 pokazywał  740 mm słupa rtęci czyli ok 987 hPa.

Wieczór spędziłem w bibliotece i kabinie czytając.

                                  Cieśnina Drake'a- widok z mojej kabiny.


23 listopada, na morzu, Ciesnina Drake´a, prędkość 11 węzłów.

O godz 12 w południe nasze położenie było na  60°22´ S , 61°45´ W,  temperatura powietrza 1° C. barometr 737 mm. słupa rtęci, wiatr zachodni, bardzo silny- 5-6B,   stan morza 5B., opad marznącego deszczu i śniegu.

Wieczorem pogoda poprawiła się i morze uspokoiło się.  O 10 wieczorem przepłynęliśmy ½ mili od pierwszej góry lodowej (62°10´S). Przed 11 wieczorem (ciągle dość widno) ukazały się Szetlandy  Południowe, a pierwszy widok na nie to poszarpane, nagie, ośnieżone gniazda skalne pionowo sterczące z morza.

              Pierwsza góra lodowa.


24 listopada. Wyspa Aitcho, Szetlandy Południowe.

Rano zszedłem na ląd  na wyspie Aitcho. Pogoda pozbawiła mnie jednak wielu ciekawych widoków.  Na wyspie spędziłem ok 4 godziny. Są tam duże kolonie pingwinów - głównie pingwin maskowy (Pygoscelis antarcticus) i pingwin białobrewy (Pygoscelis papua). Jak zawsze przy  dużych koloniach pingwinów widać w pobliżu skuy-(
Stercorarius antarctica) ptaki z rodziny wydrzyków.  Są zawsze blisko pingwinów i  wykorzystują każdą okazję, żeby wykraść im jaja albo młode pingwiny, które są w diecie skuy.  Na brzegu było kilka słoni morskich.  Zrobiłem  zdjęcia, które jak zwykle, nie oddadzą wszystkich detali.  Dodam tylko , że  do każdego zdjęcia trzeba dodać smród ptasiego guano, silny wiatr,  temperaturę 0°C,  okazjonalny śnieg, zalegającą mgłę i dużą wilgotność.  Mniej więcej taki obraz przedstawia ta wyspa - czyli ogólnie jest to typowa antarktyczna wyspa.
O godzinie 13-tej  wypłynęliśmy w kierunku wyspy Greenwich, która leży w cieśninie Bransfield. Ponieważ  Szetlandy działają jak naturalny falochron, było mało wiatru i fali  podczas tej krótkiej przeprawy.



                                                        Wyspa Aitcho.

     

Wyspa Greenwich, Szetlandy Południowe.

O 15- tej stanęliśmy około pół mili od wyspy Greenwich. Motorowa łódką  dostałem się na ląd. Wyspa ma wszystko czego można wymagać od wysp subantarktycznych. Poszarpane bazaltowo-granitowe szczyty. Wiatr ze  śniegiem uderzającym w twarz. Temperaturę około zamarzania wody,  dryfujące odłamy lodu, kolonie pingwinów, foki &c &c &c.
Nie  różni się natomiast zbytnio od wyspy Aitcho i dlatego pobyt na niej nie  wzbudził aż takiego zainteresowania.  Po kilku godzinach opuściłem tę wyspę i popłynęliśmy w kierunku półwyspu antarktycznego.

Powracając na chwile do ptasiego guana.  Smród pochodzący z ptasich odchodów jest tak intensywny i silny, że czuć go na statku zakotwiczonym ćwierć mili od brzegu. Często, szczególnie przy bardzo słabej widoczności,  czułem ten zapach jeszcze przed zobaczeniem wyspy. Był to oczywisty sygnał, że ląd jest blisko.  Chociaż wiele gatunków ptaków żyje na tych okolicznych wyspach, to jednak głównym winowajcą są pingwiny tworzące rozlegle i liczebne kolonie.  Zdaje mi się, że nigdy nie spotkałem tak brudnych ptaków.  Śmierdzą gorzej niż słonie morskie, chociaż do tej pory myślałem, że to niemożliwe. Każdy porządny pingwin ma uporczywą biegunkę. Bynajmniej nie jest to jakaś oznaka choroby, a wręcz przeciwnie - należy do dobrego tonu i jest wynikiem charakterystycznej dla wszystkich, jak sądzę, ptaków przyspieszonej perystaltyki jelit , a także szczególnej diety, która składa się głównie z frutti di mare. Po  strawieniu powoduje to przykry zapach. Pingwiny - gdzie popadnie wyrzucają z siebie - strzelają raczej na znaczną odległość to, co ich organizm już uznał za zbyteczne. Ponieważ strzały są dość szybkie pozostają po tych czynnościach kolorowe smugi na śniegu. Przeważają smugi czerwone i zielone. Nie ma znaczenia czy podczas ''strzału'' są aktualnie w gnieździe, czy poza nim. Gniazdo, to za dużo  powiedziane, bo ograniczają się do kupki zgarniętych kamyków. Ich gniazda są zabrudzone fekaliami, a ponieważ ptaki te maja w zwyczaju ślizgać się brzuchem po podłożu - nie trzeba dużej wyobraźni żeby sobie wyobrazić do czego to prowadzi.  Na podstawie pewnych drobnych obserwacji donoszę, że pożywienie jest strawione całkiem porządnie, bo z trudem mogłem odróżnić w nim różne szczątki organiczne. Kryl czyli główny składnik ich diety jest szybko przyswajany.  Poza tymi zwyczajami pingwiny są niepłochliwe i głupie. Chodzą i skaczą pokracznie i wygląda to bardzo śmiesznie. Mają tyle przywar gdy chodzi o ich życie na lądzie, a jednak gdy tylko znajdą się w wodzie są nieprawdopodobnie zręczne i szybkie. Wiele czasu przyglądałem się im podczas stadnego łowienia ryb i ich zręczności w wodzie i muszę przyznać, że był to bardzo interesujący widok.


                                                   Greenwich Island


25 listopada. Antarktyda,  zatoka Andvord.

O 12- tej w południe dopłynęliśmy do kontynentu antarktycznego i chwilę później zszedłem na ląd. Pogoda była bardzo dobra, bez wiatru i bez fali na morzu.
Po południu wpłynęliśmy do Paradise Bay ( 64°53´S, 62°53´W) i stanęliśmy na kotwicy jakąś milę od brzegu. O 15 -tej przepłynąłem małą łodzią  na brzeg do opuszczonej, dawnej bazy antarktycznej. Następnie łodzią popłynąłem na wycieczkę po zatoce Skontoro, która leży nieopodal. Kilka  ciekawych, olbrzymich lodowców spływa tu do morza, a zatoka tak pełna  jest gór lodowych, że często trudno było pomiędzy nimi przepłynąć.


                                                 Pieterman island

26. listopada. Antarktyda.

W drodze do kanału Lemierre wpłynęliśmy w gęstą mgłę, która spowolniła naszą prędkość do zaledwie 4-5 węzłów.  Dobrze, że po kilku godzinach się rozpogodziło, bo w przeciwnym razie nic nie mógłbym zobaczyć ciekawego.  Ok 9 rano wylądowałem na brzegu wyspy  Peterman, która obfituje w pingwiny Adelli (Pygoscelis adeli
æ). Przed wieczorem popłynąłem do zatoki Pleneau.





                                                     Kanał Lemiere.


                                              Pleneau Bay


27 listopada. Antarktyda.

Przed południem wylądowałem na wyspie  Wiencke, gdzie znajduje się Port Lockroy - brytyjska stacja badawcza z  pocztą i ze sklepem pełnym kiczowatych pamiątek. Przed wylądowaniem na  tej wyspie reklamowano ją jako urocze miejsce z ładnym muzeum. Było  jednak to mocno rozczarowujące. Muzeum składało się z pary starych nart i jakichś dziurawych kaloszy, a ta mała wyspa wyglądała fatalnie - komercjalizuje się bardzo szybko. Rozczarowujące miejsce. Jedynym plusem jest mały urząd pocztowy.
                                              Port Lockroy 64° 49′ 31″ S, 63° 29′ 40″ W 


Przez  kanał Neumayer udaliśmy się na północ. Wylądowałem na wyspie Cuverville  przy półwyspie Arctowskiego. Po południu wypogodziło się i przy  temperaturze 3°C pokazało się w końcu słońce i błękitne niebo. Po raz  pierwszy odkąd jestem w Antarktyce. Poza tym było bezwietrznie i bez  żadnej fali na morzu. Jedynie, gdy jakiś z lodowców się odłamywał i z  głuchym hukiem wpadał do wody wywoływało to fale. Ten głuchy dźwięk  niósł się po okolicy i odbijał się echem od kolejnych ścian lodowych. Wszedłem na okoliczne wzgórze, z którego  widać było całą zatokę i poszarpane niebieskie góry lodowe ciągnące się po sam horyzont. To był bardzo miły i ładny wieczór.

                                        

                                                       Cuverville Island 


28 listopada. Wyspa Deception,  Szetlandy Południowe.

Rano  dopłynęliśmy do wyspy Deception i wpłynęliśmy do zatoki, która powstała w zalanej kalderze. Jest to wulkaniczna wyspa, na której ostatnia  aktywność została zaobserwowana w roku 1970. Na wyspie znajduje się   opuszczona baza wielorybnicza. W kalderze temperatura  wody jest tak wysoka, że na brzegu widać unoszącą się parę i czuć  zapach siarki.
                                             Deception island

Po  południu stanęliśmy na kotwicy około ćwierć mili od wyspy Half Moon i po niedługim czasie przepłynąłem na brzeg. Wyspa jest prawie w całości pokryta śniegiem i lodem. Jest tu spora kolonia pingwina maskowego (
Pygoscelis antarcticus) i jak zwykle  pełno towarzyszących tym koloniom  ptaków skua (Stercorarius antarctica). Na brzegu leżało kilka całkiem  tłustych fok Weddella. Niedaleko brzegu, w cieśninie pomiędzy tą wyspą, a  wyspą Livingstone widziałem wieloryba.

                     Half Moon Island


29 listopada. Niedziela, na morzu, Cieśnina Drake´a .

Nudny, leniwy  dzień na morzu. Długa fala, ale bez sensacji chorobowych. Większość dnia  spędziłem w kajucie czekając na kolejne posiłki,  czytając i  rozwiązując sobie zadania fizyczne. Przed wypłynięciem,  jeszcze gdym był w Ushuaia wydrukowałem sobie sporo zadań z fizyki, które teraz  wypełniają mi długie wolne chwile. Poza tym, na statku codziennie  prowadzone są dla pasażerów cykle ''wykładów'', albo lepiej odczytów z  różnych dziedzin dotyczących Antarktydy. W pierwszy dzień poszedłem na  wszystkie, ale teraz słucham jedynie odczytów z geologii, bo resztę  uważam za nudne i za stratę czasu. I to są moje główne zajęcia na morzu,  gdy brak ciekawych widoków na zewnątrz albo pogoda jest zbyt marna, żeby  wyjść na pokład.

Wieczór był bardzo spokojny, morze 2-3 B. Pogodne niebo towarzyszyło bardzo ładnemu zachodowi słońca w cieśninie Drake´a.




30 listopada, na morzu, cieśnina Drake´a.

Ładna pogoda, słonecznie. Stan morza 3B. Ponieważ jednak brak lądu w polu widzenia, a albatrosy i petrele spowszechniały , znów prawie cały dzień spędziłem w kajucie. O  godzinie 19-tej poszedłem na mostek i rozmawiałem- w moim niesłychanie  słabym rosyjskim - z kapitanem. W tym czasie przy ładnej pogodzie  przepłynęliśmy ok 25 mil od Przylądka Horn zostawiając go na  zachodzie.  Tuz przed zachodem słońca, gdy byliśmy przy wyspie Nueva , przy wejściu do kanału Beagla wpłynęliśmy w strefę sztormową z silnym  opadem śniegu. Taka pogoda utrzymała się przez resztę wieczoru.


                                         HMS Indus, K.Martens Esq.

No comments:

Post a Comment