Monday, 27 February 2017

Isla Navarino


Isla Navarino


Na wyspie Navarino zatrzymałem się 3 dni. Pensjonat, w którym zamieszkałem jest bezmyślnie wybudowany i w ogóle nie trzyma ciepła. Dwa kominki na nic się zdają,  bo otwory wentylacyjne mają szpary wielkości ludzkiej pięści. To wszystko złożyło się na końcową temperaturę w moim pokoju , która wyniosła 11 st C. (To było pierwszej nocy, następnej nocy zanotowałem 10 stopni). W pensjonacie zastałem grupę Francuzów (jest ich w tym rejonie bardzo dużo, ciągle ich spotykam). Jeden z Francuzów - szczególny chwalipięta - dalibóg uważał się za najbystrzejszego faceta na południe od Rio Colorado- Głośno opowiadał o swoim wybitnym wykształceniu, o tym, że pracuje dla francuskiej administracji państwowej, która jest najlepsza i zajmuje się walką z globalnym ociepleniem, i o tym ze  uniwersytet w Lyon, który miał zaszczyt skończyć jest najlepszy na świecie. Później tłumaczył wszelkie prawa rządzące światem i przyrodą.  Nie otrzymałem jednak od niego zadowalającej odpowiedzi dlaczego krowa robi placki a koń kulki - a jedzą to samo.  Ogólnie jednak spędziliśmy całkiem miły wieczór popijając chilijskie czerwone wino, które oczywiście nie dorastało do pięt temu z winnic lyońskich.

Rano, 14-go , wygoniony z łóżka przez chłód poszedłem na trekking wgłąb wyspy w kierunku poszarpanych, ośnieżonych szczytów. Po drodze, około 9 godziny, zrobiło się całkiem ciepło i wiosennie. Mój termometr pokazał 12 stopni C. Jednak w  słońcu choć przez chwilę musiało być komfortowe 15 stopni C. (Zastanawiające, że od 4 miesięcy częściej używam termometru zewnętrznego niż telefonu komórkowego). W dolinach powszechnie występują mokradła, bagna i torfowiska. Pełno jest różnych porostów i mchów. Te ostatnie tworzą tak mocne i elastyczne struktury, ze bez trudu mogą utrzymać ciężar dorosłego człowieka. O godz 11 pogoda z wiosennej zmieniła się w zimową i dlatego szlak, którym szedłem (pełznąłem raczej) zaczął przypominać błotnistą ścieżkę, która wraz ze wspinaniem się pod górę przechodziła w płynące błoto. Jest to okres roztopów i bardzo trudno się tu poruszać po tych zarośniętych gęstym lasem górach.
Niektóre szlaki są całkowicie odcięte. Dalsza droga była tak trudna, że często musiałem się na czworakach przeciskać pomiędzy powalonymi butwiejącymi pniami drzew. Porośnięte są one roślinami pasożytniczymi, które zwisają długimi włóknami przypominającymi siwe włosy. Ok godz 13- tej zdecydowałem, że muszę zawrócić. Przejście ostatnich 50 metrów zajęło mi ponad 30 minut. Każdy metr szlaku musiałem badać drewnianą laską - czy nie zapadnę się w błoto albo czy nie wpadnę po kolana w spróchniałe drzewo. Głębokość błota to ponad metr. Przynajmniej na taką głębokość wysondowałem to kijem. Myślę, że jest głębiej, bo moja ''sonda'' przy wyciąganiu się złamała, a nie próbowałem dalej. Zejście do miasta zajęło mi aż sześć godzin solidnej pracy. Niektóre odcinki zostały jednak tak mocno zalane błotem z topniejącego śniegu, że nie sposób było przejść bez brodzenia po kostki,  a był to ten sam szlak, którym szedłem zaledwie kilka godzin wcześniej. Przestałem zważać na buty i spodnie i raz po raz potykałem się, ślizgałem i wpadałem w błoto.  O godzinie 7 wieczorem - po ok 12 godzinach - brudny i zabłocony jak wieprz wróciłem do pensjonatu.
Tam wziąłem zimny prysznic, bo nie było ciepłej wody i położyłem się w zimnym, wilgotnym pomieszczeniu zwanym pokojem. Spałem jednak tej nocy wyjątkowo dobrze.

Buty zniszczyłem całkowicie i muszę kupić nowe jak tylko dotrę do Ushuaia - bo w tej mieścinie mało co jest - a to co jest to pozamykane. Na drzwiach sklepów permanentnie wiszą kartki - abierto (otwarte) - ale mimo to sklepy te są zamknięte na kłódki - Puerto Williams ledwie zasługuje na miano miasta. Nie jest w ogóle zorganizowane na miejski sposób. Ma ok 2000 mieszkańców (cala wyspa ma może 2500).
Wyspa ma jedno bogactwo naturalne - słodką wodę. W strumykach, których jest tu sporo, a także w stawach i jeziorach jest bardzo dobra woda i gdyby nie lekki zapach torfu czy mchu byłaby wyjątkowo smaczna. Piłem ją często, gdy tylko miałem pragnienie, a akurat nie miałem pod ręką śniegu.

                                        Puerto Williams, widok z kanału Beagle'a.






W niedzielę 15- go listopada dotarłem do Ushuaia w Argentynie na Tierra del Fuego. Koszt połączenia łodzią z Navarino do Ushuaia to 125 USD w jedną stronę, a przeprawa trwa zaledwie godzinę. Dodam tylko, że dla obywateli Chile i Argentyny ten koszt to 30 USD. Wg mnie jest to nie fair, ale nie chce mi się rozwijać tego tematu. 

 
W Ushuaia dzieliłem pokój w schronisku turystycznym z 5-cioma innymi podróżnymi- Trzech z Francji, i po jednym z Hiszpanii i Izraela.  Jak bardzo pojecie komfortu zależy od możliwości porównań ostatnich noclegów.  Łóżko w suchym i ciepłym pokoju. Poza tym nie ma nic. W innych okolicznościach taki nocleg uznałbym za bardzo marny. Jednak po zimnym, wilgotnym pokoju na Navarino - suche i ciepłe pomieszczenie to podstawowa ocena pojęcia komfortu. Inne potrzeby pojawiają się dopiero później. Tak więc kilka następnych dni spędzę w tych komfortowych warunkach. Nie planuję w ogóle się przez te dni przemęczać. Kupiłem już nowe buty.





No comments:

Post a Comment