Tuesday, 4 April 2017

Japonia

Japonia.



 27 października, wieczór. Tokyo, Japonia. 
Wylądowałem na lotnisku Narita. Poprosiłem strażnika granicznego, żeby nie wbijał mi pieczątki na pustej kartce, bo na każdej granicy tak robią i zaczynam mieć problem z miejscem na wizy. Był bardzo grzeczny i uśmiechnięty, ale niestety ‘'zabrudził’' mi pustą kartkę. Spytałem się dlaczego to zrobił skoro prosiłem, a on odpowiedział, że przecież to nie jest pieczątka tylko nalepka. W tym momencie już muszę bardzo uważać,  bo zostało dosłownie kilka pustych kartek.
Dość późno dotarłem do hotelu. W hotelu wynająłem typowo japońską zminiaturyzowaną kabinę o wymiarach 1x2x1 metr. W środku poza łóżkiem oczywiście mam telewizor, dwie szafki, telefon, panel w którym na pewno jest radio, a poza tym coś jeszcze, bo są jakieś przyciski ale z japońską instrukcją. Na panelu kluczowy jest biały przycisk, który włącza i wyłącza wejście elektrycznie. Mam tutaj też wejście WiFi i jeszcze kilka urządzeń, których na razie też nie umiem rozszyfrować. Sporo tego jak na taką małą powierzchnię.  Nie udało się tu tylko Japończykom zmieścić  jeszcze klozetu, pralki automatycznej i dystrybutora z piwem.   Teraz leżę już sobie w mojej malej kabinie i widzę, że jest tu całkiem przyjemnie i jest poczucie  prywatności. Trochę się czuję jak na statku w chilijskich fiordach, bo kabina jest bardzo podobna, chociaż tutaj bardziej komfortowa.


Toyota Crown - popularne taxi.


28-29 października , Tokyo, Japonia.
Cały dzień deszczowo i dość zimno, bo zaledwie około 10 stopni w skali wrzenia wody.  Jest 5.30 wieczorem ale już ciemno. W mokrych od deszczu ulicach zaczynają się odbijać kolorowe neony i światła samochodów. Siedzę w hostelu i próbuję się ogrzać gorącą herbatą. 
 Na każdym kroku czuć tutaj aurę Wschodu. W metrze widziałem dwie Japonki (starsze kobiety) ubrane w kimona i zawodnika sumo w cywilu.  
Zderzenie tradycji i nowoczesności jest jak na razie dla mnie najważniejszą obserwacją i niesie to ze sobą pewne przesłanie. Obie te rzeczy ze sobą współgrają i wspomagają się. Kimona czy sumo, szintoizm czy buddyzm - taka jest historyczna tradycja tego kraju i nikt - nawet najbardziej opiniotwórcza gazeta czy najbardziej postępowy polityk - jej żadnym dekretem nie cofnie, nie ”ewaporuje”. Każdy kraj, każdy naród ma jakąś tradycję - czy tego chce czy nie. Niektóre narody się swojej tradycji wstydzą i z nią na różne sposoby ''walczą''. Być może dlatego, że chcą podpasować się pod narody uważane za ‘'lepsze'’, za bardziej cywilizowane. Jednak inne narody nie zważając na opinie innych - mediów i polityków - widzą w tradycji siłę i coś, co jakby nie było w biegu historii stworzyło ten naród i nadało mu pewien charakter.  
Ale do takiej koabitacji i akceptacji tradycji i nowoczesności trzeba dojrzałych polityków i dojrzałych mediów. To oczywiście się bierze z dojrzałego narodu. Natomiast jeśli zostanie to osiągnięte – naród nabiera wewnętrznego spokoju i siły, ale to może trwać długo. Japończykom nabranie tej mądrości zajęło kilka tysięcy lat, podczas których – a jakże- były próby walki z tradycją utożsamianej z zacofaniem.  Inne narody może będą potrzebowały na to jeszcze więcej czasu. Jeszcze inne być może nigdy tego nie osiągną, bo w pewnym momencie przetną pewne delikatne nici, które łączyły przeszłość. Wtedy już nigdy nie będzie można na nowo ze sobą ich powiązać.
Następnego dnia (29-go) już razem z moją znajomą, która przyleciała do Tokyo poszliśmy na targ i do pobliskiej do świątyni SensoJi. Wokół świątyni było całe mnóstwo ludzi. Japończycy odprawiali swoje ceremoniały religijne, palili kadzidełka i modlili się. Zarówno w świątyni jak i na ulicy przy licznych paleniskach.  Biali turyści przyglądali się temu z zachwytem i robili zdjęcia. Patrzę się na to z agnostycznego punktu widzenia, ale nawet wtedy jest to w tym kraju tak naturalne, że nikomu nie przeszkadza i nikomu nie przychodzi  do głowy kpić z tych ceremoniałów. Dziwi mnie ten zachwyt Białych. Przecież turyści z Zachodu w swoich krajach jawnie odrzucają podobne tradycje jako przejaw zacofania. W niektórych krajach ta walka z tradycją i religią jest pożywką dla głodnego tłumu. Większość z tych zachwyconych turystów wróci do swoich ‘'postępowych'’ krajów bez nabycia nawet najmniejszej refleksji swojej hipokryzji. Czy może wrócą do domu, pokażą zdjęcia z Japonii i opiszą je ‘'odpowiednio''? Może te dwie starsze Japonki ubrane w kimona, które widziałem w metrze albo Ci ludzie w świątyni czy na ulicy zajęci religijnym ceremoniałem - w jakimś innym kraju zostaną przedstawieni jako zacofany ciemnogród, który powinien zostać poddany w najlepszym stopniu reedukacji?  Jak najbardziej tak się może w jakimś kraju stać, ale na szczęście nie w Japonii.






30 października, Tokyo 
Cały dzień pada deszcz. Dziś przepowiadany był tajfun, który miał wieczorem uderzyć w miasto, ale przepowiednie się nie sprawdziły.
Spotkaliśmy się ze znajomymi i przy japońskim jedzeniu bardzo mile spędziliśmy wieczór.

31 października, Tokyo. 
Dziś pojechaliśmy do ogrodów cesarskich, a po drodze całkiem przypadkiem trafiliśmy na paradę Ooedo Kakki, z której zdjęcie można oglądać na blogu. O ile ogrody cesarskie rozczarowały, to parada była całkiem ciekawa i mieliśmy możliwość pooglądania tradycyjnych strojów japońskich z ery Edo.

zdjęcia poniżej z parady Oedo Kakki i JidaiMatsuri.



1 listopada, Tokyo .

Tsukiji przed świtem


Dziś nie kładliśmy się spać. O 3.30 w nocy pojechaliśmy taksówką na Giełdę Tuńczyka –Tsukiji. Było zimno, wietrznie i mocno padał deszcz, tak więc było to spore wyzwanie. Na miejscu byliśmy około 4 rano. Trochę czasu zabrało nam znalezienie budynku giełdy. W końcu doszliśmy tam i dostaliśmy karty wstępu. Codziennie dopuszczonych jest do aukcji 140 turystów. My dostaliśmy numery 19 i 20, tak więc w pierwszej grupie odwiedzających. Po kilku latach zamknięcia na turystów - w maju tego roku ponownie dopuszczono turystów na aukcje. Około 4.30 rano obsługa prezentuje na DVD całkiem ciekawy dokument tłumaczący pracę tego targu rybnego i zaznajamiający z przebiegiem aukcji tuńczyków.   
W hali leżą poukładane korpusy tuńczyków, a pomiędzy nimi chodzą kupcy i oceniają wartość mięsa poszczególnych ryb. Pośrednicy mają odbiorców w postaci restauracji rozsianych po całej Japonii i innych krajach.  Najdroższy tuńczyk sprzedany został na aukcji w Tsukijo w 2001 roku. Ważąca 200 kg ryba osiągnęła cenę 220’000 USD. Wówczas było to 815 uncyj złota.
O 5.30 dzwonek ogłosił otwarcie rynku i rozpoczęcie pierwszej aukcji. Rynek jest całkowicie tradycyjny i pozbawiony elektroniki. Licytatorzy stoją na podwyższeniach i wykrzykują ceny, a kupcy układem dłoni i palców składają swoje oferty kupna (bidy). Działa to sprawnie i szybko. Takich aukcyj w ciągu dnia jest wiele.









----po nie przespanej nocy taki gorący, gęsty ramen z boczkiem i jajkiem, w chlodny jesienny dzien smakuje wyjątkowo.

może i nie wygląda najlepiej ale jadlem te zupe przy kazdej okazji.


3 listopada, Tokyo,Japonia 
Dziś w Tokyo słoneczny i ciepły dzień.
Trzeci dzień listopada w Japonii, to dzień kultury, tak więc  ponownie byliśmy na paradzie (JidaiMatsuri).  Poza różnymi pokazami  dość interesujący był pokaz strojów historycznych z epoki szogunatu.






Ghibli..


4 listopada. 
Wyjechaliśmy z Tokyoi i pojechalismy do miasta Hakone, które jest japońskim kurortem znanym z onsenow. Poszliśmy do onsenu czyli japońskiej sauny i SPA w jednym. Onsen jest dysedukacyjny ze względu na wymogi ubioru. Ciekawe jest to miejsce, szczególnie, że to onsen tradycyjny, ale minusem jest brak źródła lodowatej wody do schłodzenia ciała po gorącej łaźni. Ten kontrast wody gorącej i zimnej powoduje, że sauny europejskie są trochę ciekawsze.  
W tym samym ośrodku odwiedziłem muzeum ikebany i  prasowanych suszonych kwiatów, z których robi się tu różne kompozycje i  sprzedaje w pobliskim atelier. 
Po wizycie w onsenie pojechaliśmy do Shizuoka , ale stamtąd musieliśmy wrócić się do Mishima u podnóża góry Fuji , gdzie spędziliśmy noc.












  
Jesien w Mishima

to nie jest wnetrze Shinkansena........ To pociąg podmiejski.


5-7 listopada, 
Rano z Mishima pojechaliśmy do Nagoya, gdzie zatrzymaliśmy się kilka  dni.  Dwie noce spędziliśmy w japońskim  Ryokan czyli pensjonacie. Właściciel ryokanu przy budowie pensjonatu uniknął  kompromisów i w ten sposób stworzył bardzo tradycyjne, japońskie miejsce. Trudno  jest nie oprzeć się pokusie kompromisu jeśli chodzi o budowę domu czy jego  wyposażenie. Tutaj się to udało. Każdy szczegół był bardzo japoński od matowej  podłogi, papierowych ‘'okien’' po delikatną muzykę japońską. Noc z piątku na  sobotę spaliśmy w tym ryokanie, ale z soboty na niedzielę musieliśmy znaleźć  inne lokum, ponieważ w ‘'naszym'’ ryokanie było japońskie wesele. W Nagoya trudno jest znaleźć nocleg podczas jesiennego  weekendu, ponieważ jest to czas ślubów. Miejsce, które znaleźliśmy miało mało  zalet ale jakoś udało się tam spędzić jedną noc.
Do starego ryokanu wróciliśmy w niedzielę. To miejsce jest   tak przyjemne, że od razu poprawia humory i nastroje. 
6-go spędziliśmy parę godzin na zamku w Nagoya, gdzie mieliśmy możliwość oglądać  obrazy i szkice tygrysów sprzed kilkuset lat.   Dla Japończyków tygrys znany był  jedynie z opowiadań i rysunków chińskich, ponieważ na wyspach nie występował . Pomimo to stał się zwierzęciem symbolizującym wszelką pomyślność i ukazywany  jest w bardzo pozytywnym świetle.
Japończycy w swoim języku nie wymawiają samogłoski ‘U’. Dlatego  Asakusa wymawiają Asak’sa. Jeśli jednak mają do czynienia z wyrazem obcym - cały  czas wstawiają samogłoskę U tam, gdzie jej nie powinno być. I tak  ‘'smal'’ wymawiają ‘smoru’, green – greenu i  tak dalej. Na mnie mówią Konuradu San bo Konrad jest niewymawialne.
dachówki na zamku Nagoya...
....i fragment drzwi do tego zamku.





8 listopada, Kyoto. 
Od wczesnego popołudnia jesteśmy w Kyoto. Dziś ograniczyliśmy się do spaceru po  okolicy naszego hostelu.
Dwa kolejne dni poświęciliśmy na zwiedzanie miasta, gdzie  jest sporo zabytków- z reguły to kolejne świątynie. W porównaniu z miastem  Nagoya - Kyoto jednak trochę nas rozczarowało.

11 listopada, Nara .
Jesteśmy już trochę zmęczeni zwiedzaniem kolejnych świątyń.  Po sporej dawce w Kyoto  teraz już jest lekki przesyt zabytków tego rodzaju. Oznacza to, że czas ruszać w  dalszą drogę.









jesien w pelni.

Spirited away
                                 
12 listopada, Kyoto 
Jeszcze ten jeden dzień spędziliśmy w Kyoto, ale był to dzień całkowitego odpoczynku.

produkcja tatami

13-14 listopada, Hiroshima 
Półtorej godziny zajęła nam 300-kilometrowa droga z Kyoto do Hiroshimy. Cena  100 euro wydawała się trochę wygórowana, ale nie chciało nam się spędzić sześciu  godzin w różnych lokalnych pociągach.
Około 3 po południu zameldowaliśmy się w hostelu w  Hiroshimie. Tego samego dnia poszliśmy na miasto i zwiedziliśmy muzeum poświęcone wybuchowi bomby atomowej. Dowiedziałem się kilka nowych faktów  dotyczących tego wydarzenia. Ten amerykański atak został dokładnie zaplanowany , a jego miejsce zostało dokładnie wybrane. Kilka faktów przemawiało za wyborem  Hiroshimy. Miedzy innymi ukształtowanie terenu Hiroshimy dawało pewność zabicia  jak największej ilości ludzi - głównie cywilów. Atak miał nastąpić bez   ostrzeżenia, żeby nie dać szansy cywilom na ucieczkę.  Na kilka miesięcy przed zrzutem Amerykanie  zaprzestali rutynowych bombardowań kilku miast w tym Hiroshimy, żeby później móc  lepiej określić siłę uderzeniową bomby.  
W zasadzie od 3-go sierpnia czekano tylko na to, żeby w którymś z  czterech wybranych miast (Hiroshima, Kokura, Niigata, Nagasaki)  była dobra pogoda i widoczność, ponieważ przy dobrej pogodzie lepiej można było sfilmować  uderzenie i ocenić zniszczenia.  No i  rzeczywiście wszystko udało się Amerykanom znakomicie - miasto zostało  zniszczone prawie całkowicie, podczas wybuchu i efekcie jego następstw życie   straciło około 200 tysięcy ludzi, a załoga samolotu zrobiła fotografie.
 Tych faktów jest znacznie  więcej, a wszystkie one świadczą o tym, że był to misternie przygotowany, łajdacki  mord na ludności cywilnej, który później chciano umiejętnie zatuszować.  Japończycy próbują przeciwstawiać się  amerykańskiej ocenie ataku i uważają to za pogwałcenie praw międzynarodowych.
Jeden z budynków w centrum miasta stoi w stanie ruiny, tak  jak wyglądał po wybuchu.  Ogrom zniszczeń  był bardzo duży, ale kilka budynków przetrwało, miedzy innymi ten. Całe to  wydarzenie nie doczekało się drugich procesów norymberdzkich tylko dlatego, że  mordu dokonali Amerykanie.  
Przez wiele późniejszych lat sprawa wybuchu bomby była umiejętnie tuszowana i cenzurowana przez amerykańskie siły okupacyjne w Japonii.  
Dotychczas USA jest jedynym krajem, który użył broni atomowej przeciwko innemu narodowi na dodatek nastawiając się celowo na zabicie ludności cywilnej.






Decyzja o zrzuceniu bomby atomowej. Ten dokument przypieczętował los Hiroshimy.

 15 listopada, Fukuoka. 
Dzisiaj najważniejsza wiadomość to porażka Yokozuny w sumo. Aktualny  yokozuna pochodzi z Mongolii. Po 63 wygranych  walkach dzisiaj został pokonany przez Japończyka.   Japonia od lat czeka na  swojego yokozune , tak więc nadzieje są tu duże. Jutro idziemy na kolejny dzień tego turnieju.





sumo

16 listopada, turniej sumo w Fukuoka.
Cały dzień poświęcony na sumo.  
Według legend japoński Bóg Takemikazuchi wygrał walkę sumo z  przywódcą konkurencyjnego plemienia ustalając w ten sposób supremację Japończyków na tych wyspach.  Sam sport  narodził się w epoce Nara - około VIII wieku n.e. i należał do ceremonii dworu cesarskiego i do dziś  utrzymano wiele historycznych symboli. Nad dohyo  czyli ringiem zawieszony jest dach symbolizujący dach świątyni szintoistycznej  z symbolami czterech pór roku na każdym rogu.
Na filmie ( http://www.youtube.com/user/konraadz#p/u/0/OS5k1ADUHAo  ) przedstawiam jedną z walk, której byłem świadkiem  podczas dzisiejszego turnieju. Gyoji  (arbiter) wywołuje zawodników na dohyo.  Zawodnicy zaczynają swój psychologiczny taniec prezentując rywalowi swój  potencjał. Widać tutaj zachowany stary ceremoniał. Żeby oczyścić przed walką  ciało i umysł symbolicznie zwilżają usta wodą będącą  symbolem czystości, po czym wycierają ciało  papierową chustką. Podnoszą swoje ramiona i charakterystycznie unoszą na przemian  nogi wykonując swoisty taniec. Starsi rangą zawodnicy rzucają na '‘ring'’ sól , żeby oczyścić miejsce walki. To także ma uchronić ich przed kontuzjami.  Rzucanie soli jest przywilejem najwyższych kategorii.  Kategoria odnosi się do  umiejętności, a nie do wagi ponieważ w tym sporcie nie ma kategorii wagowych.  Kategorii umiejętności w sumo jest osiemset i do każdej przypisana jest  odpowiednia charakterystyka i symbolika.


18 listopada 
Z Fukuoka wypłynęliśmy promem do Pusan w Korei, gdzie dotarliśmy po sześciu godzinach spokojnej przeprawy przy stanie morza 1-2 B. 


No comments:

Post a Comment