19 Listopada, Pusan, Korea
Dzień poświęcony na odpoczynek i
wizytę w saunach i SPA. Poza tym miasto jest mało interesujące i
dość brzydkie. W porównaniu z Japonią ulice są brudne, a przy
nich chaotycznie porozstawiane są bazary handlujące jakąś
drobnicą. Przyuliczne bazary przypominają mi ulice miast
wschodnio-europejskich.
23 listopada, Seul .
Strzelanina na granicy
koreańsko-koreańskiej. Niektóre media roztrząsały tę wiadomość
do absurdalnych rozmiarów ogłaszając bez mała trzecią wojnę
światową. Już nawet nie śmieszne, ale żałosne są próby
rozniecania problemów przez głodnych sensacji dziennikarzy.
Czytając niektóre z relacji zastanawiałem się czy rzeczywiście
jesteśmy w Seulu, ponieważ nie zauważyliśmy żadnej paniki. Ci
którzy mówili , bądź pisali o panice i chaosie w Seulu - a było
ich wielu - nie mówili prawdy. Miasto funkcjonowało jak zwykle, a
ludzie najwyraźniej uodpornili się na podobne historie.
25 listopada, Kuala Lumpur.
W nocy wyleciałem z Seulu i po kilku
godzinach wylądowałem ponownie w Kuala Lumpur w Malezji.
Zaledwie kilka dni tutaj spędzę, bo tym razem KL jest przesiadką
przed moją kolejną destynacją.
W samolocie poprosiłem stewardessę,
żeby przetłumaczyła mi na malajski prośbę do urzędnika straży
graniczne, żeby nie wbijał mi pieczątki na nowej kartce tylko,
żeby spróbował ją zmieścić na innej stronie. Pomimo tego, że
przedstawiłem mu tę kartkę o 5 nad ranem - wykazał się wielką
uprzejmością i poszedł mi na rękę. Jak sądzę - dla niego był
to drobiazg, a dla mnie rzecz wielkiej wagi. Teraz na każdej
granicy już będę musiał prosić urzędników o taki przywilej.
O 7 rano zameldowałem się w tym
samym hotelu, w którym spędziłem trochę czasu podczas
poprzedniego pobytu. W recepcji mnie poznano i przyjęto bardzo miło
i trochę wbrew przepisom pozwolono mi się rozlokować w pokoju
przed oficjalnym czasem check in’u.
Niedługo
później wyszedłem na miasto, żeby na śniadanie zjeść parotę.
Parota to taki hinduski placek wyglądający jak naleśnik , ale
jeśli chodzi o smak to te dwa placki dzielą lata świetlne.
Poszedłem w to samo miejsce, gdzie chadzałem parę miesięcy temu i
nic się nie zmieniło. Ten sam człowiek, w tym samym miejscu piekł
te same paroty. Też mnie poznał, bo od razu się spytał ‘'dwie
czy trzy?'’. Z reguły zjadałem tutaj albo dwa albo trzy te
placki. To najlepsza parota jaką jadłem. Porozmawiałem
chwilę z tym człowiekiem. Nie jest on młody,
wykształcony, z wielkiego miasta -
ale to chyba dobrze ,bo jest fachowcem i profesjonalistą w swojej
wyspecjalizowanej branży. W tym przypadku oznacza to mało
bełkotu, a dużo dobrej paroty.
Kuala Lumpur jest ożywcze w
porównaniu z Seulem czy Pusan, których wcale nie polubiłem i
uważam za miasta brzydkie i nieciekawe. Zresztą w całej Korei nie
czułem się zbyt dobrze.
W Kuala Lumpur jest gorąco, na pewno
w porównaniu z Koreą. W nozdrzach od razu poczułem gęsty zapach
różnych przypraw. Czuję znowu goździki i dlatego parę razy w
głowie zakołowały mi się Moluki i Celebes.
4 grudnia
Cały tydzień spędziłem na Cejlonie
i pomimo tego, że pogoda była dość marna i codziennie padało
uważam to za bardzo udany pobyt. Bardzo mili są tu ludzie, a kraj
poza wielkimi miastami wygląda bardzo sympatycznie. Już na
samej granicy zauważyłem, że służba graniczna była po
prostu.... miła i uprzejma. Później potwierdzałem jedynie te
pierwsze wrażenia.
Miasto Colombo jest dość brzydkie,
ale największym problemem jest zanieczyszczenie powietrza spalinami
od pojazdów motorowych. Auta i motory muszą jeździć na jakichś
fatalnych mieszankach i być może stąd ten problem. Nie widziałem
tak dużego zanieczyszczenia nigdzie indziej. Ludzie jednak nie
chodzą w maseczkach chirurgicznych po ulicach jak to bywa w
innych częściach Azji.
W kraju widać jednak ciągłą
obecność uzbrojonego wojska na ulicach co może być pozostałością
po niedawno skończonej wojnie domowej.
Raz w centrum Colombo trafiłem na
dużą manifestację, która wprowadziła trochę chaosu i niepokoju
do miasta. Nie czułem się dobrze w tłumie wrzeszczących ludzi i
nerwowo patrzących po sobie uzbrojonych żołnierzach. Podobno takie
spontaniczne manifestacje zbierają się dość często. Odnoszę
wrażenie, że niedługo te nastroje mogą wywołać jakąś
poważniejszą awanturę.
Wszystkie pozytywy dotyczące
tutejszych mieszkańców nie odnoszą się niestety do taksówkarzy i
kierowców tuk- tuk’ów. Ich pazerność na pieniądze przesłania
im całkowicie obraz świata i dobrego wychowania.
Mam problem z aparatem fotograficznym
i na razie z trudem udaje mi się go nawet włączyć ze względu na
zablokowany zoom. Ten aparat po ponad roku podróży jest już trochę
poobijany i na krawędzi zooma pojawiły się różne wgięcia, które
wywołują blokadę. Gdyby się ten problem zaczął parę dni
wcześniej , to kupiłbym nową maszynę od razu w Kuala Lumpur.
Cejlon nie jest najlepszym miejscem na takie zakupy.
Poza zoomem widzę, że jakość zdjęć
jest też coraz słabsza. Obwiniam za to dużą wilgotność, z którą
borykam się od dawna.
Sól którą woziłem w plecaku była
tak zawilgocona, że ją musiałem wyrzucić. Mój śpiwór też
skończył w koszu na śmieci, ponieważ zapleśniał.
Po prawie tygodniu na wyspie
wyleciałem do Dubaju czyli jednego z Emiratów tworzących Unię
Emiratów (Zjednoczone Emiraty Arabskie), a następnie poleciałem do
Johannesburga w Afryce Południowej, gdzie aktualnie przebywam.
Lot liniami Emirates trwał około 8 godzin, ale był dość ciekawy
ponieważ, gdy jasność dnia na to pozwoliła cieszyłem się
wyjątkowo dobrą widocznością. Przeleciałem nad Omanem, Jemenem i
Somalią, a później wybrzeżem Afryki wschodniej na południe
kontynentu.
Emirates ma bardzo miłą politykę
zatrudniania stewardess. Drugi raz w ostatnim czasie z nimi leciałem
i wygląda to podobnie. Na około tuzina stewardess prawie każda
pochodzi z innego kraju i należy do innej ‘'rasy'’ ludzkiej
prezentując całkiem inną urodę. Poza oczywistymi względami
estetycznymi do wyboru - można też wybrać język jaki najbardziej
odpowiada. Na tej trasie- jak zobaczyłem w ulotce - można było się
porozumieć nawet w takich egzotykach jak guarani (pani z Paragwaju)
jak i suahili (pani z Kenii), sinkhala (z Cejlonu) – poza tym
(pomijając ważniejsze języki zachodnie) chiński, japoński,
koreański czy filipiński.
No comments:
Post a Comment