Tuesday, 4 April 2017

Wyspa Swiętej Heleny

 
Lodki rybackie zakotwiczone w zatoce przy Jamestown. Zdjecie zrobilem ze sciezki prowadzacej na Rupert Hill.

30 grudnia,

Wypływam z Kapsztadu na Wyspę Świętej Heleny. (--- tzn. miałem wypłynąć dzisiaj.)

Jestem właśnie w kabinie na statku pocztowym RMS St. Helena. Cieszę się, że znów jestem na statku. Wypiłem przed chwilą herbatę, zjadłem kanapkę z salami i ciasto bakaliowe i rozlokowałem się tu tak dobrze jak umiałem. Ale po kolei....

W południe dotarłem do Mission to Seafarers (misji żeglarskiej), gdzie wyznaczona była zbiórka przed zaokrętowaniem. Chwilę po 14-tej wszedłem na pokład RMS St Helena, który jest jednym z ostatnich królewskich statków pocztowych. Poza pocztą dostarcza on żywność i jak sadzę - tysiąc innych rzeczy na wyspy, gdzie brak lotniska - tak jak jest w przypadku Świętej Heleny.
Po wejściu na pokład - na początek rozmowa z imigracją i stempel w paszporcie. Tym samym oficjalnie nie jestem już w Afryce Południowej. Całkiem dobra wiadomość, że zmieniam ten klimat. Wyglądałem chyba na zdrowego, bo nie zadano mi żadnych pytań typu - czy w ostatnich 48 godzinach wystąpiła biegunka, gorączka, odczyn alergiczny i podobne historie. Wyrywkowo chyba pytają ludzi. Jeśli ktoś odpowie TAK na któreś z pytań, to w najlepszym przypadku jest poddawany kwarantannie.

Na liście pasażerów - nie wiem dlaczego ale - wpisano mi narodowość UK. Jest to trochę dziwne, bo biurokracja na statku i kontrola dokumentów jest przesadna, a mimo to takie niedopatrzenie. Dla mnie jednak najważniejsze, że jestem już po odprawie. Później musiałem korygować to w rozmowach z ludźmi. Bardzo mało Polaków wybiera tę trasę, dlatego jest pewne zdziwienie jak ujawniam narodowość.

Trudno mi posiłkować się tą listą pasażerów, ale jeśli uznałbym, że brak na niej więcej błędów to wynika z niej, że większość pasażerów na statku to obywatele Świętej Heleny. Z reguły wracają z wakacji świątecznych. Raz na kilka lat pozwalają sobie na wakacje w Afryce Południowej albo w Wielkiej Brytanii. Koszty takiej eskapady są dla nich wysokie, bo na wyspie jest cały czas problem z pozyskiwaniem funduszy. Dlatego pomiędzy rodzinami albo sąsiadami często stosuje na wyspie barter.
Mają paszporty brytyjskie z dopiskiem St. Helena. Mówią na siebie Helenians albo Saints. (Helenczycy albo Święci). Myślę, że stanowią minimum ¾ całości grupy. Reszta to Anglicy i Afrykanerzy - poza kilkoma jednostkami. Dziś na obiedzie siedziałem przy stole z Niemką. Jak się dowiedziałem - opuszczamy w tym samym czasie wyspę Ascension i w tym samym czasie dotrzemy do Anglii. Wstępnie ustaliliśmy podział kosztów taksówki z Brize Norton do Oxfordu - jeśli prawdą okażą się plotki, że brak tam transportu publicznego. Brize Norton jest bazą RAF i jest prawdopodobne, że nie zajmują się transportem cywilnym. Tym jednak będę się martwił później.

Trzy osoby poza mną są w kajucie (poprawniej - kabinie). Dwóch Anglików i Norweg. Ten ostatni - tak jak ja - wsiadł na statek z plecakiem i też wraca do Europy z podróży naokoło świata. Zajęło mu to 15 miesięcy - czyli trochę mniej niż mi. Trasę wybrał podobną, a w Santiago w środkowym Chile byliśmy w tym samym czasie. Chyba jesteśmy tylko my z plecakami - z tego co widzę jego ‘'sprzęt'’ też mocno zużył się w drodze. Reszta płynie z walizkami przeróżnej wielkości.. Anglicy z mojej kabiny płyną na Świętą Helenę odwiedzić rodziny czy znajomych. Głównie płyną tu ludzie na bezstresowe wakacje, ale jest kilka osób płynących na kontrakty. Dwie osoby mają na wyspie zostać przez trzy lata. Kilka innych płynie na pół roku. Ale to jedyne osoby płynące do jakiejś formy pracy - jest to wolontariat - z tego co się dowiedziałem. Ogólnie atmosfera bardzo bezstresowa, może nawet leniwa. Myślę, że są tu głównie ludzie bez wielu problemów życiowych, bez pospiechu, bez stresu i bez przesadnych ambicji.

Z godziny na godzinę zwiększa się siła wiatru i nawet w basenie portowym fale zaczynają produkować białe grzywy i coraz więcej widać spreju. Na pokładzie z trudem można utrzymać aparat fotograficzny w jednej pozycji. Poza tym - pełne słońce, które bardzo drażni moje oczy.

Wiatr z bryzy przeszedł w gale i około 16-tej kapitan ogłosił, że dziś nie wypłyniemy. Wieje zbyt mocno i fala bardzo się podniosła w ostatnich godzinach. Wyobrażam sobie, że za falochronem jest bardzo ciężko. Teraz nawet tutaj stan morza 6-7B. Pomimo tego, że stoimy na kotwicy przy nabrzeżu - po zachowaniu wody w szklance czyli najprostszym sposobie oceny- widać spory przechyl statku.
Następny termin wypłynięcia – jutro rano (31 grudnia).

Sam wiatr i fale nie powinny być taką przeszkodą. Problem jest w załadunku. Nie można dokończyć w taką pogodę ładunku kilkunastu kontenerów i co bardziej trudne - pojemników z gazem dla wyspy Świętej Heleny. Dopóki nie zostanie to załadowane nie ma mowy o wypłynięciu. Będę więc siedział i czekał.

Zostaje noc na statku w porcie, co mi ciągle przypomina o czasie spędzonym podczas oczekiwania na wyjście w morze w Walencji. Tak to jest ze statkami. Nigdy nic nie wiadomo na 100 procent.

Pomimo dokończonej odprawy paszportowej kapitan zaczął wydawać przepustki dla tych, którzy chcą spędzić jeszcze trochę czasu na stałym lądzie. Z tego co widzę - mało osób zdecydowało się opuścić statek. Ja też nigdzie się nie wybieram, bo nie mam po co, a poza tym - bo mi się nie chce.

Wieczór.

Z górnego pokładu statku obserwuję pożar jaki wybuchł na okolicznych wzgórzach (Signal Hill) i akcję ratunkową. Cały czas krążą helikoptery i próbują gasić, ale przy takiej sile wiatru pożar rozprzestrzenia się bardzo szybko. Te helikoptery tankują wodę w morzu i żeby dostać się na miejsce pożaru przelatują mi nad głową. Z pojemników, w których transportują wodę wylewa się po drodze znaczna ilość płynu, która po pewnej chwili dociera do mnie w postaci mżawki.
Podobno szykuje się ewakuacja ludności z domów położonych na wzgórzu. Według mnie ten pożar nie wygląda bardzo groźnie, ale mam świadomość, że siedzę sobie na statku, popijam kolejną herbatę, jem ciasto i z bezpiecznej odległości wydaję osądy. Myślę, że na miejscu wrażenia mogą być całkiem inne.


W basenie portowym niedaleko statku w mało bezpiecznym dla nich miejscu pojawiło się stado lwów morskich. Bawią się w najlepsze pływając pomiędzy statkami.

No i jeszcze słowo o okrętowej rutynie.
Śniadanie o 8, lancz o 12, podwieczorek o 16, obiad o 20. I wedle tych godzin zamierzam się obracać podczas tego rejsu.

Poszedłem do biblioteki ale zdziwiłem się jak słabo jest zaopatrzona. Prawie sama beletrystyka, której nie czytam, tak więc pozostaje przy własnych książkach, które jeszcze mam niedoczytane.













31 grudnia, na morzu.

Prędkość 15 i ½ węzła. Temperatura powietrza 25 stopni C. Wiatr ENE.


O 10 rano wyszliśmy w końcu w morze. Pomimo tego, że dziś lepsza pogoda tuż po minięciu falochronu można było odczuć siłę wiatru w sile 6-7 B.
Przy tym wietrze i słońcu wystarczyło piętnaście minut na pokładzie i znów mam twarz spaloną na czerwono.
Im dalej oddalaliśmy się od lądu tym łagodniejsza stawała się pogoda. Po kilku godzinach wpłynęliśmy w strefę zachmurzenia, a wiatr osłabł do 4B. Przed zachodem słońca morze zrobiło się bardzo spokojne – 2-3B.
Przez kilka następnych dni - aż do samej St. Heleny nie będę widział lądu.

Wieczorem kpt Greentree wydał przyjęcie w celu przywitania nowego roku. Drugi rok z rzędu spędzam ten dzień na statku. Rok temu płynąłem z Puerto Natales do Puerto Montt w Chile.

Przy stole jednym z głównych tematów rozmów pomiędzy Helenczykami jest dyskusja czy powinno być wybudowane lotnisko na wyspie czy nie. Z moich ocen wynika, że zdecydowana większość krajowców nie chce lotniska. Jak z rękawa sypią argumentami przeciw budowie.
To jednak nie oni będą o tym decydować. Nie jest podobno przewidziane żadne referendum, co dla krajowców jest gorzką pigułką do połknięcia. Decyzja ma zapaść w Londynie, który finansuje tę wyspę, a Londyn chce lotnisko zbudować i z jakichś przyczyn uparcie forsuje tę budowę wbrew mieszkańcom. Jeśli lotnisko powstanie, to służba statku RMS St. Helena zostanie zakończona, ponieważ Brytyjczycy nie będą chcieli finansować obu przedsięwzięć.
Cała sytuacja jest dość dziwna, bo załoga statku mówiła mi, że statek jest jak najbardziej dochodowy. Patrząc na ceny biletów, ilość pasażerów i kalkulując liczbę wiezionych kontenerów łatwo przyjąć dochodowość tej linii.
W broszurach, które są na statku doczytałem, że już w 2004 roku zapadła decyzja, że lotnisko powstanie do końca roku 2010. Później przełożono datę na rok 2012. Budowa ciągle nie ruszyła. Teraz bardziej prawdopodobny zdaje się być termin 2015 jeśli nie okolice 2020.






1 stycznia 2011, na morzu.

Utrzymujemy stałą prędkość 15 i ½ węzła. Temperatura powietrza 19 stopni C. Temperatura wody tez 19 stopni C. Morze spokojne. Wiatr ESE 4B.

Dzisiaj na statku kilka osób wywołało małe poruszenie, ponieważ ktoś wypatrzył ‘'człowieka za burtą'’. Piszę w cudzysłowie, bo ten człowiek okazał się być dryfującą beczką. Z odległości widać było niebieski obiekt unoszący się na wodzie. Jedna osoba rzuciła hasło, że to musi być jakiś rozbitek, a kilka osób zaczęło rzeczywiście tego rozbitka widzieć. Sytuacja trochę jak z Psychologii Tłumu p. Le Bon’a.

Natomiast świadczy to o tym, jak ludzie potrzebują przełamania monotonni wody po horyzont i jakie z tego mogą wyjść sensacje. Pewnie niektórzy są już znudzeni. Ja nie nudzę się w ogóle.

To była solidna beczka, która pewnie wypadła z jakiegoś statku. Taka beczka o pojemności - jak sądzę -150 litrów pomimo agresywnie niebieskiej barwy bardzo szybko znika z oczu. Obserwowałem ją przez około pół minuty, gdy zniknęła z pola widzenia - czyli przy stałej prędkości 15 i ½ węzła oddaliła się w tym czasie zaledwie o ćwierć kilometra. To świadczy o tym jak trudno byłoby wypatrzyć rozbitka. Prawdopodobieństwo jest bliskie zeru. Jeśli natomiast udało by się wypatrzyć jakiegoś rozbitka, to statek hamuje i zawraca po niego. Myślałem, że w takich wypadkach spuszcza się na wodę jakąś łódź ratunkową ale po rozmowie z jednym oficerów okazało się, że się myliłem. Powrót statku na to miejsce zajął by nawet 30 minut. W tym czasie - jeśli przyjęlibyśmy, że siła prądu morskiego to 4 węzły, to rozbitek mógłby podryfować prawie dwie mile w innym kierunku. Gdy zaczynam sobie uświadamiać ogrom oceanu - dopiero widzę o jak małym prawdopodobieństwie myślę.

Ogólnie dzień w dużej mierze spędziłem w kabinie, bo pogoda była mało ciekawa. Zaczęło nawet padać i przez większość dnia było wilgotno i nieprzyjemnie. Dopiero pod wieczór się rozpogodziło i można było poczuć tę specyficzną zmianę pogody, którą czuć wpływając w tropiki. Zbliżamy się do zwrotnika.



2 stycznia, niedziela. na morzu.

Prędkość 15 i ½ węzła. Słoneczny i ciepły dzień. Morze spokojne. Pomimo tego, że jesteśmy w strefie passatów czuć zaledwie lekką bryzę, która jest bardzo ożywcza..

Heleńczycy są bardzo pobożni dlatego dzisiaj, w niedzielę - na statku odprawiona została msza. Podobno ponad 95 procent wyspiarzy jest wierząca. Głównie to Anglikanie. Niedziela dla nich to cichy, refleksyjny dzień.

Pogoda jest tak przyjemna, że jeśli Święta Helena byłaby znacznie dalej niż pięć dni drogi, to w ogóle bym się tym nie przejął. Dziś sporo czasu spędziłem na otwartym deku. Zarówno w dzień jak i w nocy. Przed 8 wieczorem oglądałem ładny zachód słońca. Na tych szerokościach tarcza słoneczna bardzo szybko zanurza się w morzu.

W nocy, na południowo-zachodnim niebie widziałem jasny meteoryt.




3 stycznia, na morzu. Dzień całkowicie leniwy i przyjemy.


Prędkość 15 węzłów. Temperatura powietrza 23 stopnie C. Temperatura wody 21 stopni C. Lekkie zachmurzenie przy słabym wietrze, morze spokojne 2B. Jak dla mnie pogoda komfortowa.

Dziś po raz szósty i podczas tej podróży ostatni - przekroczyłem zwrotnik koziorożca.

Wczesnym wieczorem pojawiły się niedaleko statku dwa ptaki - Phaethon lepturus (White Tailed Tropicbird). To zawsze pierwszy sygnał, że zbliżamy się do lądu, chociaż w tym przypadku do najbliższego lądu jest pięćset mil morskich. Jak poinformował mnie jeden z oficerów - ta odległość jest dla tych ptaków dość nietypowa i z reguły tak daleko się w morze nie zapuszczają. Bardzo rzadko widywane są tak daleko od lądu.


W dawnych czasach śledzenie kierunku z jakiego pojawiają się ptaki w odpowiedniej porze dnia często pomagało odnaleźć ląd - choćby miała to być mała wyspa. Ptaki z reguły wracają na noc do gniazd, tak więc wieczorem wyznaczały kierunek powrotny do gniazd czyli lądu. Rano lądu trzeba było szukać w kierunku przeciwnym do stałego lotu ptaków.
Bardzo podobnie było z obserwacją innych zwierząt. Na wyspach, gdy żeglarze szukali wody, wystarczyło znaleźć wydeptaną przez zwierzęta ścieżkę, która z reguły ich tam doprowadzała. Tutaj najlepszym przykładem wydaje się być archipelag Galapagos i ścieżki wydeptywane do wodopoju przez żółwie.




4 stycznia, na morzu. Prędkość 13 węzłów.

Temperatura powietrza 24 stopnie C., temp. wody 22 C. Lekka bryza z południowego – wschodu. Morze spokojne 2B.
Przekroczyliśmy południk zerowy i ponownie znalazłem się na półkuli zachodniej. To jedyne ważniejsze wydarzenie w ciągu dzisiejszego dnia.
Zycie na statku bardzo powolne i zdominowane jak zwykle przez pory posiłków. Na pokładzie dzisiaj był mecz krykieta, ale w ubogiej wersji. Zamiast prawdziwej piłki krykietowej - pozwijane w kule sznurki. Kilka takich piłek po udanym odbiciu batsmana wylądowało w morzu.


Widok na Jamestown i okoliczne wzgorza ze statku zakotwiczonego pol mili od brzegu.
Tak wyglada rozladunek kontenerow na Swietej Helenie. Zdjecie zrobilem siedzac juz w malej lodce, ktora przeplynalem na lad.
Klif wzgorza Ladder schodzacy do morza. Zdjecie zrobione o porankudlatego wzgorze jest oswietlone.


5-6 stycznia Wyspa Świętej Heleny.

Początkowo chciałem się ograniczyć w moim dzienniku do małej ilości materiału dotyczącego Świętej Heleny biorąc pod uwagę krótki mój tam pobyt, ale później pomyślałem, że to miejsce jest tak rzadko uczęszczane i ciągle na tyle mało znane, że nie będzie dużym błędem jeśli bym potraktował tę wyspę bardziej obszernie. Dokonałem oczywiście i tak sporej selekcji zarówno zdjęć jak i materiału pisanego.
Czasem od długości pobytu w jakimś miejscu ważniejsza jest jego intensywność, a mam głębokie przekonanie, że podczas pobytu w tym kraju nie zmarnowałem nawet jednej minuty.
Dlatego też zdecydowałem się zamieścić o wiele więcej zdjęć niż dotychczas. Nie dlatego, że uważam że są to zdjęcia przedniej jakości - wręcz przeciwnie widzę w nich dużo mankamentów - ale dlatego, żeby dać lepszy obraz życia tej małej społeczności i dokonać pewnej dokumentacji AD2011. Obym się mylił, ale jeśli pewne zamierzenia dotyczące tej malej wyspy się zrealizują, to obraz Wyspy Świętej Heleny jaki znamy dzisiaj już wkrótce rozsypie się w proch.

Podczas mojego krótkiego - bo zaledwie dwudniowego - pobytu na Wyspie Świętej Heleny próbowałem absorbować tak wiele informacji ile zdołałem. Wszystko pośpiesznie zapisywałem w małych notatnikach, które zawsze noszę ze sobą jak jestem w terenie. Gdy wypłynąłem w końcu ze Świętej Heleny i ponownie znalazłem się na statku zacząłem sprawdzać i sortować materiał jaki na wyspie zebrałem. Okazało się, że same moje notatki z terenu zajmują znaczną objętość, a ilość całego materiału wymagająca ‘'oprawy'’ okazała się być jeszcze obszerniejsza. Także sortując zdjęcia przekonałem się jak wielka jest ich ilość. Było to dla mnie pewnym zaskoczeniem, bo z reguły nie robię aż tak dużo zdjęć. Przytargałem też ze sobą na statek kilka publikacji, które kupiłem na wyspie.

Od opuszczenia wyspy - kilka następnych dni, które byłem na statku, w drodze, na wyspę Ascension (Wniebowstąpienia) porządkowałem materiał, ale i tak wątpię żebym ustrzegł się chaosu i oddawał ten tekst porządnie uporządkowany.

Ci, którzy ten długi tekst postu uznają za nudny łatwo mogą go opuścić, a myślę, że wtedy może w jakimś stopniu zainteresują ich zamieszczone przeze mnie zdjęcia. Zamieszczone zdjęcia przedstawiają zdecydowaną większość znajdujących się tu zabytków z wieku XIX i starszych, a także większość interesujących, bądź charakterystycznych dla wyspy miejsc.

Zamieszczam także w miarę obszerny rys historyczny posiłkując się przy tym publikacjami, które znalazłem na wyspie. Spośród znacznej ilości publikacji - za interesujące i dlatego godne odnotowania - uznałem zbiór dokumentów z historii wyspy -‘'Saint Helena Proclamations'’ zebrane przez p. Robina Castell’a , a także powstałe na pięćsetlecie odkrycia wyspy dwa następujące: -‘'St. Helena 1502-2002'’ p. Filipa Gosse i ‘'The Story of St Helena'’ p. Antoniego Weaver’a. Wiele też informacji zaciągnąłem od mieszkańców, którzy jak się okazało są całkiem nieźle zorientowani w historii swojego małego kraju. Te informacje zaczerpnięte od krajowców zawsze sprawdzałem pod kątem zgodności historycznej.
Chyba nie pomylę się bardzo stwierdzając, że w polskiej wersji językowej ten obszar globu jest rzadko opisywany, a jeśli już - to głównie dotyka osoby generała Bonaparte (Napoleona) pomijając przy tym liczne przypadki nie mniej interesujące. Rys historyczny zamieszczam na końcu wpisu, ponieważ jest dość obszerny i nie dotyczy bezpośrednio mojej podróży.


Auspicio Regis Et Senatus Angliae, April, Anno Domini 1834
Brama wjazdowa do miasta.    
Brama wyjazdowa z miasta z przedstawionym na szyldzie symbolem wyspy jakim jest Wirebird- gatunek endemiczny.


********************************************************************

O moim pobycie na wyspie i aktualnych sprawach dotyczących mieszkańców.

Wyspa Świętej Heleny leży w limicie południowo-wschodnich pasatów. Większość podróżnych, przy pierwszym ujrzeniu wyspy porównywała ją z wielkim zamkiem wyrastającym z oceanu. Tworzy ją skała o pionowych klifach, którymi jest otoczona z każdej strony, dlatego brak tutaj - z jednym wyjątkiem - plaż. Ta jedyna plaża w zatoce Chapel Valley (dzisiejsze James Bay) została bardzo szybko zamieniona w fort. Otaczające wyspę wzgórza i klify dochodzą do 200 metrów wysokości. Stolica wyspy - Jamestown wbita jest w wąski pas doliny wchodzącej w ocean pomiędzy wysokimi wzniesieniami o nazwach - Rupert na wschodzie i Ladder na zachodzie.

Tuz po dobiciu do zatoki, nad którą leży Jamestown, stanęliśmy na kotwicy pół mili od brzegu i małą łódką przetransportowałem się na brzeg. Jamestown to najlepsze miejsce do lądowania na wyspie, chociaż i tak wymaga wyjątkowej uwagi. Szczególnie pod koniec grudnia, kiedy fale przyboju są bardzo silne. Brak tu portu czy choćby solidnego nabrzeża. Nie ma nawet falochronu - dlatego każda dobijająca łódka i pasażerowie w niej płynący narażeni są na silne fale przyboju. Często kilkakrotnie trzeba ‘'podchodzić'’ do cumowania, a sama operacja przejścia z łódki na brzeg dla wielu osób jest mokrym lądowaniem. Zejście ze statku odbywa się na specjalnie podstawioną platformę, którą unoszą fale. Od stuleci tak samo wygląda procedura lądowania na tym skrawku lądu. Każdy, kto przybył na tę wyspę musiał to zrobić tak ja dzisiaj. Czy był to kpt Cook, czy gen. Bonaparte, czy wreszcie w 1947 roku dzisiejsza królowa brytyjska.
Po odprawie i opłacie imigracyjnej, która przy krótkim pobycie wynosi 11 funtów, bez zwłoki poszedłem do hotelu, a stamtąd do agenta w biurze turystycznym, który pomógł mi wynająć taksówkę wraz z przewodnikiem. Co prawda wynająłem taksówkę na cale dwa dni, ale podczas drugiego dnia wolałem jednak sam pochodzić po wyspie, co skończyło się ośmiogodzinnym bardzo przyjemnym marszem.

Taksówką z przewodnikiem pojechaliśmy wgłąb wyspy zatrzymując się początkowo w The Briars, a stamtąd udaliśmy się do Longwood i Deadwood. Longwood - to miejsce pobytu Napoleona, a nieopodal znajduje się jego grobowiec. Poszedłem tam z czystej ciekawości.
Małe białe ptaki (Feiry tern) – gygis alba - uznają ten teren za swój, bo podczas mojego pobytu kilka ciągle latało mi nad głową dając do zrozumienia, że nie jestem tu mile widziany. Były jednak o wiele subtelniejsze w swoim przekazie niż terotero na wyspie Gorriti w Urugwaju.
Co do samego grobowca. Nie zrobiło to miejsce na mnie żadnego wrażenia. Jest miłe, zadbane, czuć było miły chłód w tym otoczonym zielenią miejscu, jednak nigdy nie byłem bonapartystą i pewnie dlatego miejsce nie wywołało emocji.
Grobowiec jest pusty, ponieważ ciało ekshumowano w 1840 roku. Pomimo 19 lat od śmierci ciało było całkowicie dobrze zakonserwowane. Po śmierci usunięto ze zwłok układ trawienny i ułożono zwłoki w pięciu trumnach. Brak jelit albo hermetyczność trumny musi odpowiadać za konserwację zwłok. Początkowo przypuszczano, że stężenie arszeniku w ciele mogło się do tego przyczynić, ale nie będę rozwijał tego tematu. Jeśli chodzi o ekshumację i transport zwłok do Paryża, to mało informacji znalazłem na ten temat. Brytyjczycy zostawili mało dokumentacji dotyczących spraw technicznych. Francuzi natomiast tę sprawę tak mocno przebarwiają, że nie mogę bazować na ich fantazyjnych szkicach czy opisach z tego okresu.
Cały teren Longwoo, a także The Briars jest terytorium francuskim. Francja odkupiła tę część wyspy od królowej Wiktorii, a później w latach 50-tych XX wieku poszerzyła swoje terytorium dokupując jeszcze więcej. Nad Longwood i The Briars powiewa flaga francuska, a niedaleko tego ostatniego miejsca mieszka francuski konsul, który dogląda miejsc pamięci związanych z ich cesarzem. Ich uwielbienie dla ich cesarza jest absurdalnie silne i bezkompromisowe, co czyni rozmowę z nimi na ten temat bardzo napiętą i nieprzyjemną.

Gdy płynąłem statkiem na tę wyspę w bibliotece znalazłem kilka publikacji związanych z Napoleonem. Wszystkie były pokreślone długopisem z napisami po francusku. Tak bardzo nie zgadzają się z brytyjską oceną ich idola, że posuwają się do niszczenia biblioteki na statku. Wiele dokumentów, zdjęć, szkiców w książkach było powyrywanych przez Francuzów płynących statkiem.

Po wyjechaniu z Longwood, na krótko zajrzałem na wyżynę Deadwood, ale ponieważ tam nie znalazłem nic szczególnie interesującego, szybko stamtąd wyjechaliśmy i udaliśmy się na południe do Sandy Bay i Blue Hill. Po drodze jest Mount Pleasant czyli dawna posiadłość sir Daveton’a. Z tego miejsca rozciąga się dobry widok na dwa charakterystyczne dla wyspy szczyty - Lot i Lot’s wife. W drodze powrotnej przejechaliśmy niedaleko dawnego obserwatorium p. Halley’a i szczytu Diany czyli najwyższego punktu na wyspie. W każdym z tych miejsc robiłem dość długie wycieczki. Mój kierowca – p. Johnson - był na tyle uprzejmy, że czekał na mnie cały czas nawet jeśli mój spacer trwał dobre dwie godziny. Piesze wycieczki na tej wyspie są wyjątkowo przyjemne. Pogoda jest optymalna, a krajowcy bardzo mili.

Po powrocie do Jamestown przypadkiem spotkałem się z p. Gurr’em, który jest aktualnie urzędującym gubernatorem tej wyspy. Chwilę potem, gdy z kierowcą ustalaliśmy trasę podszedł do nas tutejszy biskup i też ucięliśmy pogawędkę. W tak małych społecznościach nie ma wielkich barier pomiędzy ludźmi.

Większość następnego dnia poświęciłem na spacery w centralnej części wyspy. Wszedłem na schody Jakuba – 699 stopni -sięgające na 200 metrów, a stamtąd do fortu Knoll i ponownie wszedłem wgłąb wyspy. Po ośmiu godzinach, wracając do Jamestown przeszedłem do osady Ruppert, która leży w sąsiedniej dolinie. Jest tam zaledwie dwa tuziny domostw. Cała osada jest raczej częścią industrialną z różnymi halami z blachy, silosami czy pojemnikami na ropę. Okolica nie wygląda ciekawie. Wróciłem drogą wykutą w skale nad klifem. Widziałem co prawda ostrzeżenie, że wstęp wzbroniony, ale krajowcy chodzą tą drogą często i powiedzieli, że ostrzeżenia są na wyrost. Przeszedłem ją całą i dopiero wtedy zauważyłem, że część drogi jest naturalnym, skalnym mostem nad stromym urwiskiem, a cała konstrukcja jest bardzo mocno popękana. Gdybym był widział te pęknięcia w skałach wcześniej - nie zdecydował bym się na ten szlak, bo zawalenie całego szlaku jest bardzo prawdopodobne.

Cała okolica ma problem z wysokimi klifami i odłamującymi się skałami. W roku 2008 jedna z odłamanych skał stoczyła się z wysokości 200 metrów do miasta i uderzyła w kościół baptystów niszcząc jego tylną nawę. Akurat w tym czasie na wyspie przebywała delegacja parlamentu brytyjskiego. Jak mi powiedział mój kierowca – wspomniany już p. Johnson - jeden z parlamentarzystów od razu zatelefonował do Londynu i od ręki uzgodniono plan zasiatkowania okolicznych wzgórz. Teraz właśnie ciągle trwa to siatkowanie. Wygląda to dokładnie tak jak w niektórych miejscach w Alpach. Do siatkowania zatrudniono nawet firmę z Francji, gdzie siatkowanie jest powszechne. Wzgórze Ruppert jest już prawie osiatkowane, a na wzgórzu Ladder podczas mojego pobytu prace aktualnie trwały. Nie lubię tego siatkowania, bo góry zaczynają bardzo sztucznie wyglądać.

Stolica czyli Jamestown usytuowana jest w północno- zachodniej części wyspy. Dziś zamieszkuje tutaj około 900 mieszkańców o dość ciemnej karnacji będącej mieszanką wielu ras i typów, które od wieków mieszały się na tej wyspie.
Domy są dość schludne, tak jak i cała osada, która robi pozytywne wrażenie. To wrażenia pewnie jest potęgowane przez to, że to pierwsza osada na stałym lądzie po pięciu dniach na morzu z wodą po sam horyzont. Ze względu na położenie w wąskiej dolinie życie miasta skupia się na bardzo malej przestrzeni wzdłuż głównej drogi - Main Street. Ta droga rozwidla się na kilka odnóg, które odprowadzają ruch wgłąb wyspy. Tak jak ma to miejsce w innych małych osadach w odległych zakątkach globu - mieszkańcy borykają się z uciążliwą czasem rutyną życia, dlatego po pierwszym zejściu na ląd wydawało mi się, że cała osada przyszła nas przywitać.

W mieście ludzie borykają się cały czas z inwazją termitów nazywanych tutaj białymi mrówkami. Wiele domów i kościołów musiało wymieniać drewniane konstrukcje na drzewo odpowiedniej trwałości. Podobno w okresie 20 lat termity tak osłabiają drewno, że niektóre konstrukcje grożą zawaleniem. Same termity zostały przywiezione tutaj na jednym ze statków niewolniczych. Statek zbudowany był z drewnianych bali, w których gnieździły się termity. Gdy ostatecznie ten statek zakończył swój żywot przy wodach Świętej Heleny - mieszkańcy rozebrali jego szkielet, a drewniane bale wykorzystali do budowy domów wprowadzając tym samym na wyspę termity, których wyplenienie wydaje się teraz mało prawdopodobne.

Podczas mojego pobytu na tej wyspie zatrzymałem się w Wellington House. 
 
Wellington House w ktorym sie zatrzymalem podczas mojego pobytu na Swietej Helenie

Wyryta data 1791 na szkle jednego z okien w Wellington House.

Stary- XVIII wieczny dom – dobrze zadbany wewnątrz, ale wymagający już trochę prac remontowych. Zewnętrzna elewacja też trochę wyblakła. Wyposażenie domu jest jednak zaskakująco dobre. Wiele domów w Europie nie powstydziłoby się takiej ilości mebli. Dom ten jest dość znany na wyspie i już pod koniec XVIII i na początku XIX wieku był jedną z ważniejszych budowli w Jamestown.
Krajowcy utrzymują, że w 1805 roku zatrzymał się w nim książę Wellington, gdy wracał z Indyj do Anglii. Z tego co się zorientowałem - przed przyjazdem zatrzymał się w innym miejscu - The Briars ale będąc na miejscu potwierdzono, że poza The Briars był to tez Wellington House.
Książę Wellington (właściwie Sir Artur Wellesley) dziesięć lat po tej wizycie pobił wojska JE Napoleona pod Waterloo i tym samym zakończył jego europejską przygodę. Sam Napoleon pojawił się na tej wyspie w charakterze więźnia w roku 1815 - i jak na ironię - także zatrzymał się przez pewien czas w The Briars.
W Wellington House w salonie są okna złożone z kilku małych okienek. Na jednym z nich ktoś, kto zatrzymał się w tym domu - wydrapał jakimś ostrym narzędziem swoje nazwisko i datę. Trudno jednak rozszyfrować nazwisko, bo pisanie ‘'gwoździem’' po szkle z reguły zaburza charakter i przejrzystość liter. Data natomiast jest łatwa do odczytania. Rok 1791.

Pomimo tropikalnego charakteru klimat jest dość łagodny i dla Europejczyków bardzo zdrowy. Dziś około 4000 osób mieszka na tej wyspie. Pas przybrzeżny jest dość suchy, a skały prawie nagie. Im dalej jednak w głąb, tym krajobraz zaczyna przypominać wilgotny las tropikalny. Pomarańcze, figi, banany i mango mają tutaj idealne warunki rozwoju. Uprawia się ziemniaki, kapustę i inne warzywa. Nie udają się natomiast zboża - jak sądzę- przez zbyt dużą wilgotność powietrza tam, gdzie gleba jest płodna. Głównym towarem eksportowym są ryby- szczególnie tuńczyki i barakudy- te ostatnie w okolicznych wodach wydaje się, że ciągle są bardzo powszechne, natomiast tuńczyka jest coraz mniej. Jak zapewniał mnie dziś jeden z rybaków - coraz rzadziej łowi się duże sztuki tuńczyka. Pamiętam, że podobne żale mieli mieszkańcy Capo Verde, a i na Maderze mieszkańcy zauważyli, że ze względu na intensywne połowy ryba nie ma czasu na przyrost masy.

Jeśli chodzi o duże zwierzęta, to hoduje się na wyspie świnie, owce i krowy. Aktualnie - jak zapewnił mnie jeden z mieszkańców - na wyspie żyje około 1000 krów i około 500 owiec. Często widać krowy pasące się na zboczach wzgórz i być może dlatego krajobraz często przypominał mi południowo-zachodnie Alpy Berneńskie.
W środkowej części wyspy ciągle można spotkać dzikie kozy wprowadzone jeszcze przez Portugalczyków po roku 1502. Teraz populacja kóz jest w końcu ograniczona ale przez wiele dziesięcioleci była plagą, z którą w końcu rząd zaczął walczyć. Populacja kóz wprowadzona została w 1502 roku, ale już w roku 1588 z relacji cpt. Cavendish’a, który na statku Desire wylądował na tej wyspie dowiadujemy się, że kozy występują tutaj w olbrzymiej ilości. Podobno kozy przyczyniły się w dużej mierze do wytępienia pierwotnego lasu wyjadając młode drzewka i obskubując z liści stare doprowadzając je metodą ‘'tysiąca małych cięć'' do ruiny. W wyniku tej działalności w roku 1724 na wyspie nie było już ‘'dużych drzew’. Dlatego padł rozkaz wytępienia kóz.

Gdy bylem na Capo Verde zwróciłem uwagę na olbrzymie ilości dzikich kóz wałęsających się po wyspie. Czasem na jednej małej akacji siedziało ich pół tuzina. Wydaje mi się, że w sprawie kóz Capo Verde jest na etapie Świętej Heleny sprzed dwóch- trzech wieków.

Pomimo długich spacerów po centralnej części wyspy nie spotkałem żadnej kozy. Słyszałem natomiast raz jakieś małe stado kóz na zboczu wzgórza. Dostrzeżenie jednak kozy na zboczu brunatnej skały jest bardzo trudne. Populacja kóz zmniejszyła się tak bardzo, że już w 1941 roku wydano rozporządzenie zabraniające odstrzału dzikich kóz bez zezwolenia.

Na wyspie bardzo pospolite są zające. Często napotykałem się na nie, gdy uciekały przede mną. Krajowcy nie jedzą jednak mięsa zajęczego. Mój przewodnik powiedział mi tylko, że po prostu tutaj jest nielubiane.

Drób jest bardzo cenionym mięsem i sprzedawany jest tutaj po 8 funtów za kilo. W dawnych relacjach z tej wyspy podróżni wspominają o dużej ilości kuropatw i bażantów. Oba gatunki zostały wprowadzone przez Portugalczyków. Ptaki te były bardzo powszechne jeszcze w latach 30-tych XIX wieku kiedy zawinął tutaj HMS Beagle - o czym donosi nam p. Darwin. W ciągu kilku lat ta sytuacja musiała się zmienić dramatycznie, ponieważ już w roku 1843 gubernator Seale wydał rozporządzenie sugerujące możliwość zawieszenia licencyj łowieckich na jeden sezon celem ochrony bażantów. Osoby nie stosujące się do tego prawa miały być ścigane i karane grzywną. Po raz pierwszy zaczęto chronić gatunek obcy, napływowy, wprowadzony sztucznie - a jednak uznany za bardzo pożądany. W roku 1912 ustalone zostały kolejne okresy ochronne. Sezon na kuropatwy i bażanty (tylko koguty) ustalono na około 3 miesiące. W przypadku bażantów jedynie w poniedziałki, środy i soboty. Na kury bażanta można było polować tylko w maju i tylko we środy i soboty. Także w tym samym roku wprowadzono tez limity na odstrzał zająca, co może dziwić, bo już wtedy był bardzo powszechny na wyspie. Dziś czasem spotyka się i kuropatwy i bażanty ale ich ilość nie jest szczególnie wielka. Zostały wytępione przez zdziczałe koty. Poza tym szczury przetrzebiały jaja. Przy wprowadzeniu tak agresywnych gatunków jak półdziki kot czy szczur- szanse na utrzymanie się dużych ptaków o małej umiejętności lotu - na tak małej wyspie - są bardzo nikle. Gusta kulinarne mieszkańców musiały się zmienić, ponieważ dziś- jak informuje mnie p. Johnson- sami mieszkańcy nie gustują w mięsie z bażanta czy kuropatwy.

Grobowiec Napoleona w dolinie Sane.


Longwood House gdzie Napoleon spedzil ostatnie lata zycia.
The Briars. Napoleon zatrzymal sie tu podczas renowacji Longwood House.
Okolice The Briars. Widoczny budynek opisany na kwadracie jest siedziba francuskiego konsula, ktory opiekuje sie miejscami zwiazanymi z Napoleonem.

Wnetrze The Briars. Jest to maly i skromny pawilon. Na scianie modny w tamtych czasach intensywna georgianska zielen.

Widok z okna salonu w Longwood House.
wnetrze Longwood House. Po prawo lozko w ktorym umarl francuski cesarz.
Longwood House. Oryginalna wanna uzywana przez Napoleona. Jest bardzo gleboka i malo przyjemna- jak sadze zrobiona z cyny.
Maska posmiertna Napoleona zostala zrobiona z opoznieniem. Tkanka miekka opadla odslaniajac zygome i dlatego maska nie ukazuje dokladnego ksztaltu twarzy.

Wspomniałem już podczas innej okazji o budowie lotniska na wyspie i o tym jakie wywołuje to dyskusje. Poza lotniskiem planuje się też budowę luksusowego hotelu. Niewątpliwie zmieni to oblicze tego małego kraju. Tak jak już wspomniałem - mieszkańcy są podzieleni ale przeważa niechęć do lotniska. Dziś Święta Helena cieszy się niespotykaną indziej harmonią życia i brakiem wielu problemów. Przestępczość jest prawie nieznana. Piszę prawie, ponieważ kupiłem dzisiaj (6 stycznia) St. Helena Herald - lokalną gazetę, z której się dowiedziałem, że policja zatrzymała złodzieja, który we wsi Blue Hill ukradł owce. Złodziej trafił nawet do aresztu jej Królewskiej Mości.
Brak jest na wyspie wielu powszechnie spotykanych chorób. To przemawia do ludzi i boją się, że wraz z lotniskiem zleci się tutaj mnóstwo ludzi różnych usposobień.
Jednak presja na budowę lotniska jest wielka. Głównym zwolennikiem lotniska jest aktualny gubernator - wspomniany wcześniej p. Gurr. Jest on najmniej popularnym gubernatorem od lat i odchodzi ze stanowiska już w lipcu. Do tego czasu chce pchnąć sprawę lotniska do przodu.

Mało jest dziś miejsc na ziemi do których - żeby się dostać - trzeba płynąć statkiem przez piec dni i nocy. Ta odległość dla wielu stanowi dodatkową zachętę i świadczy o wyjątkowości tego miejsca. Biorąc pod uwagę liczbę ludzi odwiedzających Świętą Helenę i liczbę statków tu zawijających - dziś wyspa jest nawet bardziej odległa od świata niż kilkaset lat temu. W roku 1802 odwiedziło wyspę 169 statków. W roku 1830 już 367. Szczyt kontaktów ze światem przypadł na rok 1860 kiedy przybyło tutaj 1040 statków. I wszystko pozostało by w tym trendzie, gdyby nie otwarcie kanału Suezkiego. Od tego momentu znaczenie wyspy znacznie zmalało, ponieważ statki płynące do Indyj i Australii wybierały krótszą trasę - przez Suez. Dla porównania - w XXI wieku - zaledwie kilkanaście razy w ciągu roku statki przybywają na tę wyspę. Większość ‘'obrotu’' robi RMS St. Helena.

Wyspa leży na atlantyckim pasie wulkanicznym, który dzieli Atlantyk na dwie części. Tak jak prawie wszystkie wyspy atlantyckie - jej pochodzenie jest wulkaniczne. Jest młodą formacją z szacowanym wiekiem na 14 milionów lat. Ostatnia erupcja nastąpiła około 8 milionów lat temu. Dla porównania - na wyspie Ascension (Wniebowstąpienia) było to pół miliona lat temu, a położony bardziej na południe Tristan da Cunha jest cały czas wulkanem aktywnym.


Centralna czesc wyspy.
Wybrzeze wyspy niedaleko Rupert Hill.
Widok na Jamestown
W centralnej czesci wyspy jest tak wilgotno, ze zboza sie nie udaja. Paprocie natomiast znalazly tu korzystny habitat.
Droga do interioru. W dole widac Jamestown i zakotwiczony statek RMS St Helena.
droga do osady  Rupert.
Droga w okolicach White Gate w centralnej czesci wyspy.
Drogowskaz w centralnej czesci wyspy
Fale na wybrzezu uderzaja z wielka sila.
Fort Knoll po lewo. Po prawo widok na Flagstaff Hill i The Barn.
Jamestown w kierunku interioru. Widok zw szczytu drabiny jakuba.
Lot i Lot's wife w okolicy Sandy Bay.
Lot i Lot's wife w okolicy Sandy Bay.
Prince Andrew School. Jedyna szkola oferujaca srednie wyksztalcenie ufundowana przez Ksiecia Andrzeja.
Okolice szczytu Diany ktory jest najwyzszym punktem wyspy.
XIX c. Sir Daveton's House.  Mt pleasant. Sandy bay
Osada Rupert. na pierwszym planie silosy na rope.
To zdjecie zrobilem bedac w polowie drabiny Jakuba. W oddali widac statek RMS St Helena.Na wzgorzach pospolite tutaj aloesy.
Tuz przed zachodem slonca na wybrzezu.
Sandy Bay, widok na zatoke.
Drabina Jakuba widziana z gory. W dole, 200 metrow nizej  Jamestown.
Drabina Jakuba widziana zw wzgorza Rupert. Po lewej stronie St James Church. Najstarszy kosciol na wyspie.
Okolice Sandy Bay.
Trwaja prace siatkujace wzgorza co ma zapobiec spadajacym z klifow odlamkom skal.
Widok na drabine jakuba z jej podnoza. Po prawo budynek muzeum.


**********************************************************************

Rys historyczny wyspy Świętej Heleny.


W roku 1487 portugalski żeglarz Diaz opłynął Przylądek Dobrej Nadziei i tym samym otworzył drogę do handlu ze Wschodem. Odkrycie Świętej Heleny było już tylko kwestią czasu, ponieważ rozpoczął się ruch statków tą drogą. W 1502 roku inny Portugalczyk - admirał da Nova Castella natknął się na tę wyspę, a ponieważ było to 21 maja czyli w dzień urodzin świętej Heleny – matki cesarza Konstantyna – na jej cześć nazwał nowo odkryty kawałek lądu. W tym punkcie zaczyna się historia tej małej wyspy.

W tym czasie Portugalczycy zaangażowali się mocno w Indiach i zajęci byli budową swojej kolonii w Goa. Portugalski vice-król Indyj Alfons de Albuquerque zaczął właśnie tłumić muzułmański opór w swojej kolonii w Goa i za wszelką cenę próbował utrzymać swoją pozycję w tej części świata. W 1512 roku, po pokonaniu hinduskiego komandora, Goa zażądał od niego oddania w jego ręce portugalskich chrześcijan zbiegłych z armii vice-króla. Przywódcą tych portugalskich dezerterów był niejaki Lopez. Życie zbiegów miało zostać oszczędzone, ale karą za dezercję i zdradę miało być obcięcie prawej ręki, lewego kciuka, obu uszu i nosa.

Z jakichś przyczyn kary nie wykonano, a vice-król Albuquerque zmarł trzy lata później. Żeglarz Lopez skrył się na statku płynącym do Portugalii, ale przerażony wizją złego przyjęcia w swoim kraju i ewentualną karą wybrał życie rozbitka. Gdy statek zakotwiczył przy brzegach Świętej Heleny, wyskoczył z niego i wpław dopłynął do brzegu. Według niektórych historyków załoga próbowała go szukać ale ten schował się tak dobrze, że porzucono poszukiwania. Zostawiono dla niego na brzegu trochę sucharów, wołowinę, suszone ryby, przybory do rozpalenia ognia i trochę starych ubrań. W tym czasie wyspa nie była zamieszkana, tak więc był on jedynym na niej człowiekiem.
W następnych latach inne statki także zostawiały dla niego pożywienie na brzegu, ale nikt go nie widział, gdyż ten ciągle bał się ujawnić. Zostawiano też dla niego wiadomości na papierze sugerujące, że jeśli się ujawni nie poniesie żadnej kary.

Przez dziesięć lat Lopez żył na wyspie. Podczas zawinięcia jednego ze statków jeden z niewolników rasy jawajskiej uciekł na wyspę i najwyraźniej spotkał się tam z Lopezem, ponieważ ostatecznie zdradził jego kryjówkę. Kolejny statek , którym dowodził kapitan Texeir, zabrał go ze sobą do Lizbony, gdzie jak się okazało król udzielił mu przebaczenia, a on sam stał się swoistym celebrytą w Portugalii. Cierpiał jednak na nostalgię za Wyspa Świętej Heleny i ostatecznie zdecydował się na powrót tam. Razem z nim na ląd wysadzono liczne zwierzęta, które mógł hodować, jednak pouciekały one wgłąb wyspy i szybko zdziczały.

Zmarł na wyspie w roku 1545.

Tajemnica wyspy została wyrwana Portugalczykom w roku 1588, gdy kapitan Tomasz Cavendish wylądował tutaj jako pierwszy nie-Portugalczyk. Kpt. Cavendish był zachwycony widokiem wbitej pomiędzy skały doliny. W tym czasie na wyspie był już zbudowany przez Portugalczyków kościół. Poza tym dobrze utrzymane domy, pośród których rosły tropikalne drzewa owocowe. Z jego relacji wiemy, że dzikie kozy były już wtedy problemem. Często widać było ich stada w ilości nawet 200 sztuk. Czasem poruszały się po zboczach gór trenem długim na milę. Zwraca tez uwagę na zające, kuropatwy i bażanty, które w wielkich ilościach żyły na wyspie.

Rok później, w 1589 roku, na wyspie wylądował holenderski pilot van Linschoten. W swoich notatkach zapisał olbrzymią ilość ryb w otaczających wyspę wodach i stałe źródło słodkiej wody na wyspie, która leży w idealnym położeniu w stosunku do Przylądka Dobrej Nadziei i jest bezpieczniejsza niż zdobywanie zapasów na wybrzeżu Gwinei.

Od roku 1600 Portugalia, Anglia i Niderlandy zaczęły aktywnie pokazywać swoje aspiracje dotyczące tej wyspy. Dla tych nacji miała szczególne znaczenie jako baza na drodze do handlu ze Wschodem. Ostatecznie to Anglicy zdołali utrzymać wyspę dla siebie i na potwierdzenie tej przynależności, w roku 1659 wysłano na nią kapitana Dutton’a jako pierwszego gubernatora z ramienia Kompanii Wschodnio-Indyjskiej.

Początkowo wyspa nie rozwijała się zbyt szybko i co i raz wybuchały na niej różne rebelie. W roku 1670 żyło na niej 48 Białych i 18 Czarnych niewolników. W 1672 roku osadnicy pojmali gubernatora i wsadzili go siłą na statek do Anglii i sami wybrali swojego władcę.

To zajście było pierwszym z wielu podobnych, które miały tu miejsce w XVII wieku.

XVIII wiek zaznaczył się rozwojem wyspy i zwiększeniem jej znaczenia na trasie statków. To stulecie ukształtowało dzisiejszą stolicę Jamestown. Przeprojektowano plac w mieście i pobudowano wiele nowych budynków. Wiele z nich stoi tutaj do dzisiaj. Pod koniec wieku zaczęto ulepszać nabrzeże. Zwiększenie ilości statków odwiedzających wyspę i zwiększenie ilości ludzi na niej mieszkających czy ją odwiedzających złożyło się tez na lata zaraz i chorób, które zaczęły nękać te populacje.

W tym czasie zakazano importu nowych niewolników na wyspę, co było odpowiedzią na zaczętą w Europie dyskusję o uwolnieniu niewolników i zniesieniu tej formy zależności. Brak napływu niewolniczej siły roboczej doprowadził do sprowadzenia robotników z Chin.

Koniec wieku był też czasem napływu licznych więźniów. W samym roku 1795 przybyło ich na wyspę ponad trzystu.

W roku 1815, piętnastego dnia października wylądował na wyspie najbardziej znany jej mieszkaniec - francuski cesarz – Napoleon. Ta wizyta zmieniła Świętą Helenę. Garnizon wojska został powiększony. Na wyspę zaczęto sprowadzać z Europy różne nowe towary żeby zaspokoić życzenia zarówno Napoleona jak i jego rozległej świty. Pobyt Napoleona spowodował napływ licznych inwestycji na wyspę. Ta fortuna zakończyła się wraz z jego śmiercią w roku 1821.

Kompania Wschodnio–Indyjska zrzekła się prawa do wyspy w roku 1833 , a 22 kwietnia 1834 roku przeszła pod administrację brytyjską uzyskując status kolonii. Kolonia do lat 60-tych XIX wieku cały czas spełniała ważną funkcję jako przystanek w drodze na i ze Wschodu. Otwarcie kanału Suezkiego spowodowało upadek znaczenia wyspy.

Według wielu historyków - wtedy właśnie zakończył się najlepszy okres w historii wyspy.




XIX wiek.
Wspomniana wyżej publikacja - ‘'Saint Helena Proclamation'’ daje wgląd do życia codziennego na wyspie od początku XIX wieku i jest źródłem niemałej wiedzy na tematy związane z osadnictwem i prawem tu panującym. Z lektury tych proklamacji wyłania się obraz XIX Świętej Heleny. Powtarzają się akta dotyczące niewolnictwa, przeróżnych aukcji, pozwoleń na napoje alkoholowe i inne sprawy natury finansowej czy moralnej. Wiele nazwisk przewija się w tych dokumentach. Kilka z nich częściej niż inne. To są właśnie te nazwiska, które widziałem na płytach nagrobnych w miejscowym kościele.


Przeczytałem wiele setek aktów, obwieszczeń publicznych i rozmaitych innych dokumentów dotyczących XIX-wiecznej historii tego kraju, co było na tyle ciekawą lekturą, że zadałem sobie pewien trud i wybrałem ich część, którą pozwalam sobie niżej przytoczyć:


St. Helena, 24 lipca 1820.
Właściciele niewolników muszą udostępnić sprawnych fizycznie niewolników w wieku od 16 do 60 lat do prac na rzecz społeczności wyspy. Absencja niewolników będzie skutkować karą w wysokości 5 szylingów. W przypadku, gdy właściciel posiada dwóch niewolników musi udostępnić do pracy jednego.


St. Helena, 9 września 1822.
W dniu 26 września 1822 roku o godzinie 10 odbędzie się aukcja wyprzedaży majątku p. Lowdon’a. Aukcją objęte zostanie wyposażenie domu, niewolnicy i bydło.


St. Helena, May 1829.

18 maja 1828 roku odbędzie się publiczna aukcja niewolników:

Hannibal, około 30 lat, wspaniały służący o dobrym charakterze.
William, około 25 lat, pracownik fizyczny.
Nancy, wspaniała pomoc domowa i opiekunka.

Do wypożyczenia -
na zwykłych warunkach:
Niewolnicy płci męskiej i żeńskiej:

Robert Bagley, około 20 lat, dobry służący.
William Bagley, około 18 lat, pracownik fizyczny.
John Arms, około 18 lat.
Jack Antonia, około 40 lat, pracownik fizyczny.
Philip, wspaniały rybak.
Harry, około 27 lat, dobry służący.
Lucy, młoda kobieta o dobrym charakterze, pomoc domowa i opieka.
Eliza, wspaniała praczka. (excellent)
Clara, wspaniała praczka.
Fanny, około 14 lat, pomoc domowa.
Sarah, około 14 lat, pomoc domowa.


Także na sprzedaż o 11 godzinie:
Ryz gotowy, Ryz w łupinach, książki, igły, pinezki, wstążki &c. &c.

Ogloszenie o targu niewolnikow.


St. Helena, 3 marca 1831.
Informuje się, że około dwadzieścia osiem owiec z Cape Town będzie sprzedane na publicznej aukcji w James Town w następny poniedziałek o godzinie 12.


St. Helena, 24 maja 1832
Generalne zgromadzenie posiadaczy niewolników odbędzie się w Session Hall, w poniedziałek 28 maja o godzinie 11 przed południem.

----------------------
( Rok 1832 był rokiem zniesienia niewolnictwa we wszystkich posiadłościach brytyjskich. Chociaż nie mogłem dotrzeć do ustaleń tego spotkania - jest wysoce prawdopodobne, że właśnie to było jego głównym celem. 1 sierpnia 1834 roku całkowicie zdelegalizowano niewolnictwo na tych ziemiach. Na Świętej Helenie jednakże ostatecznie dopiero 1 maja 1836 roku wszyscy niewolnicy zostali ‘'uwolnieni’'. Ostatni dokument dotyczący niewolnictwa na Świętej Helenie pochodzi z roku 1842. Później już o tej sprawie więcej nie słyszymy. K.)
--------------------

St. Helena, 21 czerwca 1832
Komitet do spraw wyceny wartości niewolników zbierze się w najbliższą środę w godzinach od 10 do 5 po południu.


St. Helena, 20 sierpnia 1832.
Oferty przetargu na dostawę siana dla krów z dostawą do szpitala zostaną przyjęte w poniedziałek 27 sierpnia o godzinie 12. Przetarg obejmuje okres jednego roku, tak jak wymaga zleceniodawca. Osoby zainteresowane powinny przedstawić najniższą cenę za 112 funtów siana.


St. Helena, 22 października 1832.
Ogłasza się sprzedaż poprzez aukcję różnego uszkodzonego węgla w porcjach po pięć buszli każda.
Aukcja odbędzie się w czwartek 25 października na nabrzeżu.



St. Helena, 4 grudnia 1834.

Ogłasza się przetarg na świąteczną dostawę dla garnizonu wojskowego WOŁOWINY I ZIEMNIAKOW.
Osoby zainteresowane powinny podać najniższą cenę za 1533 funty wołowiny i 970 funtów ziemniaków.
Artykuły będą odrzucone jeśli jakość nie będzie zadowalająca.



St. Helena, 22 sierpnia 1836
Zobowiązuje się wszystkich mieszkańców wyspy do przesłania do Biura Pomiarowego do poniedziałku 11 września spisu członków rodziny, ziemi, bydła, koni, mułów i osłów.
---------------
(W tym spisie powszechnym brak już wezwania do podania liczby niewolników. W spisie z roku 1846 dodano do statystyki kozy. K.)

----------------
St. Helena, 3 sierpnia 1839.
Osoby, które chcą zostać przyjęte do szpitala ‘'cywilnego'’ muszą stawić się w tej instytucji pomiędzy godziną 9 a 12. W innych godzinach nie przewiduje się przyjęć z wyjątkiem sytuacji wyjątkowej.


St. Helena, 18 czerwca 1841.
Ogłasza się przetarg na posiadłość The Briars razem z przyległym, pawilonem i browarem wraz z przyległymi 59 akrami ziemi.. Aukcja publiczna odbędzie się 1 lipca o godzinie 12 przed budynkiem Session House.
--------------
(The Briars to ten sam budynek, w którym zatrzymali się zarówno gen. Bonaparte jak i książę Wellington. Nie udało mi się niestety dowiedzieć jaki był rezultat tej aukcji. K.)
---------------


St.Helena, 4 stycznia 1842.
Przypadek ospy pojawił sie w James’ Town. Gubernator Seale wydał odezwę do ludu wzywającą do szczepień ochronnych. Od października zaszczepiło się 400 osób ale znaczna część kolonii najwyraźniej nie zamierzała się szczepić. Codziennie przed godziną 12 szpital miał szczepić ludność wyspy za darmo.


St. Helena, 23 lutego 1843.
JE Gubernator, jeśli uzna to za stosowne jest władny zawiesić na jeden sezon licencje łowieckie celem ochrony bażanta.


1846.
Rok 1846 zapisał się w historii wyspy jako rok bardzo trudnej pogody i niespokojnego oceanu. W lutym nastąpił okres niepogody, którego nie pamiętali najstarsi mieszkańcy. 17 lutego wystąpił na morzu fenomen, którego ówcześni mieszkańcy nie umieli nazwać. Czytając opisy wielkiej fali sięgającej o 30 stop (10 metrów) wyżej niż zwykle - przelewającej się przez miasto wydaje mi się, że może to być opis wielkiego tsunami, które nawiedziło wyspę .Kilka statków zostało rzuconych na skały. Cały rok był bardzo ‘'dziwny’' jeśli chodzi o obserwacje pogodowe. (St.Helena Proclamations. The Castell Collections, 2004, p.375).
( K. )


St. Helena, 13 kwietnia 1846.
Ogłasza się przetarg na dostarczenie do policji sześciu dobrych i mocnych krzeseł. Co najmniej trzy z nich powinny mieć poręcze.


St. Helena, październik 1863.
5 funtów nagrody za pomoc w ujęciu osoby (osób), które przecięły rurę doprowadzająca wodę do Plantation House. (siedziba gubernatora. K.)


St. Helena, Rok 1884
Licencjonowani piekarze w ostatnich tygodniach zwiększyli cenę dwufuntowego chleba z 6 do 7 pensów, bądź też zmniejszyli wagę chleba 6-pensowego, bądź też zastosowali obydwie wymienione operacje. W tym przypadku jest oczywiste, że rząd musi podjąć interwencję, ponieważ takie działania uderzają w biednych.
Ustanawia się stałe ceny chleba, viz.

Bochenek o wadze 2 funtów---- 7 pensów.
bochenek o wadze1 funta i 14 uncyj – 6 pensów.
bochenek o wadze 1 funta – 5 ½ pensa.
bochenek o wadze 8 uncyj – 2 pensy. (...)
(dalej następują kolejne specyfikacje chleba. K).


St. Helena, 26 grudnia 1899.
2 funty nagrody ustanawia się za pomoc w ujęciu osoby (osób), które zniszczyły ołowianą rurę doprowadzającą wodę ze wzgórza Rupert.

------------
Ta informacja kończy wiek XIX na Świętej Helenie. Uznaje ten rok za przełom wieku, a nie 1900/1901. Nowy wiek - XX zaczyna się od mocnego uderzenia.(K.)
-------------



St. Helena, 10 stycznia 1900
Wysokiej klasy nasiona ziemniaków gatunku EARLY ROSE zostały dostarczone przez statek parowy ‘'Gaika’'. Plantatorzy mogą składać zamówienia.
------------
(Sadzonki tych samych ziemniaków ponownie trafiają na wyspę w lutym 1901 i w lutym 1902 roku. K.)
------------


St. Helena, 18 września 1900
Magistrat policji oferuje prace dla policjanta w Jamestown.
Zgłoszenia należy składać do piątku 21 września do południa zaznaczając:
1, czy aplikant umie pisać i czytać.
2, czy aplikacja jest własnoręcznie sporządzona przez aplikanta.
3, wiek.


St. Helena, 20 listopada 1900
Każda osoba trzymająca w Jamestown świnie bez licencji będzie ścigana prawnie. Licencja nie będzie wydawana jeśli w promieniu 20 kroków znajduje się inny dom mieszkalny.


St. Helena, 24 kwietnia 1901
(...)
Przedsięwzięto kroki do zatrzymania plagi szczurów i następujące nagrody będą przyznane za przyniesienie szczura na policję :
w mieście 2 pensy za sztukę,
na wsi 1 pens za sztukę.
(...)
Każdy mieszkaniec powinien zakładać pułapki zarówno na szczury jak i na myszy. Gubernator wyraża nadzieję, że społeczność wyspy będzie raczyła współpracować z rządem w celu uczynienia wyspy miejscem czystym od zarazy.

------------
Im dalej w wiek XX tym dłuższe i bardziej skomplikowane stają się rozporządzenia. Niektóre zaczynają zajmować dwie strony maszynopisu. Wiele z nich dotyczy ustalania cen maksymalnych na produkty żywnościowe, zaostrzenia prawa w różnych dziedzinach życia, wydawania nowych licencji, nowych podatków np podatek drogowy nie znany wcześniej &c. &c. &c. ( K.)
------------

Na tym kończę rys historyczny, ponieważ wiek XX w jakimś stopniu opisuje w moim poscie, a nie widzę przesadnej potrzeby powtarzać tego w tym miejscu.

Broadway House zbudowany w XVIII wieku. Dzis miesci National Trust i St.Helena Herald- lokalny tygodnik, ktorego jeden numer kupilem i zabralem ze soba.
Budynek biblioteki publicznej. W XVIII wieku sluzyl jako budynek strazy miejskiej.
Budynek Half moon z 1763 roku. Jamestown
Budynek Informacji Turystycznej.
Przy wejsciu do 'portu' w tym bialym budynku miescila sie kiedys kostnica.
Budynek muzeum, ktore otwarte zostalo w roku 2002. W XVIII wieku miescil sie tu sklep.
Court House, Jamestown
Jedna z ulic w Jamestown.
Dzwonnica na kosciele baptystow.
Essex House zbudowany okolo 1739 roku.
Fort na Ladder Hill z 1873 roku.
Jamestown. Jedna z wielu bram miejskich.
Jamestown.
jeszcze jedna brama miejska w Jamestown.
Katedra Swietego Pawla otoczona jest cmentarzami. Najstarsza czesc jest mocno zaniedbana.
Kosciol Baptystow w Jamestown wybudowany w roku 1854.
Kosciol Rzymsko-Katolicki w Jamestown zbudowany w 1852 roku na miejscu chinskiej swiatyni. W tej czesci miasta zyli sprowadzeni na wyspe w 1810 roku pracownicy.
Kosciol Swietego Jana w Jamestown zbudowany w 1862 roku.
Kosciol Swietego Mateusza w okolicach longwood.
Numery rejestracyjne na Swietej Helenie sa dosc proste.
Oficjalny samochod gubernatora wyspy nie ma zadnego numeru rejestracyjnego.
Plantation House jest siedziba gubernatora. Zbudowany zostal w 1792 roku. W posiadlosci jest kilka zolwi olbrzymich, ktorych wiek szacuje sie na 150 lat.
Poczta miesci sie w budynku uzywanym w XIX wieku jako mesa oficerska.
Solomon and Company. Budynek z przelomu XVIII i XIX wieku. Glowna siedziba firmy Solomon. W archiwach ciagle powtarza sie to nazwisko.
St James Church, Jamestown
Wejscie na zamek w Jamestown
Wiezienie jej Krolewskiej Mosci. Budynek pochodzi z roku 1827.
Wnetrze St James. Stelaz sufitu jest zrobiony z twardego drewna zeby zapobiec uszkodzeniu przez termity.  
Znana firma telekomunikacyjna zajmuje dzis Bishop's Rooms- Dom Biskupi datowany na przed-1757 rok.
 
Swieta Helena z oddali. Dawnym zeglarzom przypominala wielki zamek wynurzajacy sie z morza.

No comments:

Post a Comment