Lodki rybackie zakotwiczone w zatoce przy Jamestown. Zdjecie zrobilem ze sciezki prowadzacej na Rupert Hill. |
30
grudnia,
Wypływam
z Kapsztadu na Wyspę Świętej Heleny. (--- tzn. miałem wypłynąć
dzisiaj.)
Jestem
właśnie w kabinie na statku pocztowym RMS St. Helena. Cieszę się,
że znów jestem na statku. Wypiłem przed chwilą herbatę, zjadłem
kanapkę z salami i ciasto bakaliowe i rozlokowałem się tu tak
dobrze jak umiałem. Ale po kolei....
W
południe dotarłem do Mission
to Seafarers
(misji żeglarskiej), gdzie wyznaczona była zbiórka przed
zaokrętowaniem. Chwilę po 14-tej wszedłem na pokład RMS St
Helena, który jest jednym z ostatnich królewskich statków
pocztowych. Poza pocztą dostarcza on żywność i jak sadzę -
tysiąc innych rzeczy na wyspy, gdzie brak lotniska - tak jak jest w
przypadku Świętej Heleny.
Po
wejściu na pokład - na początek rozmowa z imigracją i stempel w
paszporcie. Tym samym oficjalnie nie jestem już w Afryce
Południowej. Całkiem dobra wiadomość, że zmieniam ten klimat.
Wyglądałem chyba na zdrowego, bo nie zadano mi żadnych pytań typu
- czy w ostatnich 48 godzinach wystąpiła biegunka, gorączka,
odczyn alergiczny i podobne historie. Wyrywkowo
chyba pytają ludzi. Jeśli ktoś odpowie TAK na któreś z pytań,
to w najlepszym przypadku jest poddawany kwarantannie.
Na
liście pasażerów - nie wiem dlaczego ale - wpisano mi narodowość
UK. Jest to trochę dziwne, bo biurokracja na statku i kontrola
dokumentów jest przesadna, a mimo to takie niedopatrzenie. Dla mnie
jednak najważniejsze, że jestem już po odprawie. Później
musiałem korygować to w rozmowach z ludźmi. Bardzo mało Polaków
wybiera tę trasę, dlatego jest pewne zdziwienie jak ujawniam
narodowość.
Trudno
mi posiłkować się tą listą pasażerów, ale jeśli uznałbym, że
brak na niej więcej błędów to wynika z niej, że większość
pasażerów na statku to obywatele Świętej Heleny. Z reguły
wracają z wakacji świątecznych. Raz na kilka lat pozwalają sobie
na wakacje w Afryce Południowej albo w Wielkiej Brytanii. Koszty
takiej eskapady są dla nich wysokie, bo na wyspie jest cały czas
problem z pozyskiwaniem funduszy. Dlatego pomiędzy rodzinami albo
sąsiadami często stosuje na wyspie barter.
Mają
paszporty brytyjskie z dopiskiem St. Helena. Mówią na siebie
Helenians
albo Saints.
(Helenczycy albo Święci). Myślę, że stanowią minimum ¾ całości
grupy. Reszta to Anglicy i Afrykanerzy - poza kilkoma jednostkami.
Dziś na obiedzie siedziałem przy stole z Niemką.
Jak się dowiedziałem - opuszczamy w tym samym czasie wyspę
Ascension i w tym samym czasie dotrzemy do Anglii. Wstępnie
ustaliliśmy podział kosztów taksówki z Brize Norton do Oxfordu -
jeśli prawdą okażą się plotki, że brak tam transportu
publicznego. Brize Norton jest bazą RAF i jest prawdopodobne, że
nie zajmują się transportem cywilnym. Tym jednak będę się
martwił później.
Trzy
osoby poza mną są w kajucie (poprawniej - kabinie). Dwóch Anglików
i Norweg. Ten ostatni - tak jak ja - wsiadł na statek z plecakiem i
też wraca do Europy z podróży naokoło świata. Zajęło mu to 15
miesięcy - czyli trochę mniej niż mi. Trasę wybrał podobną, a
w Santiago w środkowym Chile byliśmy w tym samym czasie. Chyba
jesteśmy tylko my z plecakami - z tego co widzę jego ‘'sprzęt'’
też mocno zużył się w drodze. Reszta płynie z walizkami
przeróżnej wielkości.. Anglicy z mojej kabiny płyną na Świętą
Helenę odwiedzić rodziny czy znajomych. Głównie płyną tu ludzie
na bezstresowe wakacje, ale jest kilka osób płynących na
kontrakty. Dwie osoby mają na wyspie zostać przez trzy lata. Kilka
innych płynie na pół roku. Ale to jedyne osoby płynące do
jakiejś formy pracy - jest to wolontariat - z tego co się
dowiedziałem. Ogólnie atmosfera bardzo bezstresowa, może nawet
leniwa. Myślę, że są tu głównie ludzie bez wielu problemów
życiowych, bez pospiechu, bez stresu i bez przesadnych ambicji.
Z
godziny na godzinę zwiększa się siła wiatru i nawet w basenie
portowym fale zaczynają produkować białe grzywy i coraz więcej
widać spreju. Na pokładzie z trudem można utrzymać aparat
fotograficzny w jednej pozycji. Poza tym - pełne słońce, które
bardzo drażni moje oczy.
Wiatr
z bryzy przeszedł w gale
i około 16-tej kapitan ogłosił, że dziś nie wypłyniemy. Wieje
zbyt mocno i fala bardzo się podniosła w ostatnich godzinach.
Wyobrażam sobie, że za falochronem jest bardzo ciężko. Teraz
nawet tutaj stan morza 6-7B. Pomimo tego, że stoimy na kotwicy przy
nabrzeżu - po zachowaniu wody w szklance czyli najprostszym sposobie
oceny- widać spory przechyl statku.
Następny
termin wypłynięcia – jutro rano (31 grudnia).
Sam
wiatr i fale nie powinny być taką przeszkodą. Problem jest w
załadunku. Nie można dokończyć w taką pogodę ładunku
kilkunastu kontenerów i co bardziej trudne - pojemników z gazem dla
wyspy Świętej Heleny. Dopóki nie zostanie to załadowane nie ma
mowy o wypłynięciu. Będę więc siedział i czekał.
Zostaje
noc na statku w porcie, co mi ciągle przypomina o czasie spędzonym
podczas oczekiwania na wyjście w morze w Walencji. Tak to jest ze
statkami. Nigdy nic nie wiadomo na 100 procent.
Pomimo
dokończonej odprawy paszportowej kapitan zaczął wydawać
przepustki dla tych, którzy chcą spędzić jeszcze trochę czasu na
stałym lądzie. Z tego co widzę - mało osób zdecydowało się
opuścić statek. Ja też nigdzie się nie wybieram, bo nie mam po
co, a poza tym - bo mi się nie chce.
Wieczór.
Z
górnego pokładu statku obserwuję pożar jaki wybuchł na
okolicznych wzgórzach (Signal Hill) i akcję ratunkową. Cały czas
krążą helikoptery i próbują gasić, ale przy takiej sile wiatru
pożar rozprzestrzenia się bardzo szybko. Te helikoptery
tankują wodę w morzu i żeby dostać się na miejsce pożaru
przelatują mi nad głową. Z pojemników, w których transportują
wodę wylewa się po drodze znaczna ilość płynu, która po pewnej
chwili dociera do mnie w postaci mżawki.
Podobno
szykuje się ewakuacja ludności z domów położonych na wzgórzu.
Według mnie ten pożar nie wygląda bardzo groźnie, ale mam
świadomość, że siedzę sobie na statku, popijam kolejną herbatę,
jem ciasto i z bezpiecznej odległości wydaję osądy. Myślę, że
na miejscu wrażenia mogą być całkiem inne.
W
basenie portowym niedaleko statku w mało bezpiecznym dla nich
miejscu pojawiło się stado lwów morskich. Bawią się w najlepsze
pływając pomiędzy statkami.
No
i jeszcze słowo o okrętowej rutynie.
Śniadanie
o 8, lancz o 12, podwieczorek o 16, obiad o 20. I wedle tych godzin
zamierzam się obracać podczas tego rejsu.
Poszedłem
do biblioteki ale zdziwiłem się jak słabo jest zaopatrzona. Prawie
sama beletrystyka, której nie czytam, tak więc pozostaje przy
własnych książkach, które jeszcze mam niedoczytane.
31
grudnia, na morzu.
Prędkość
15 i ½ węzła. Temperatura powietrza 25 stopni C. Wiatr ENE.
O
10 rano wyszliśmy w końcu w morze. Pomimo tego, że dziś lepsza
pogoda tuż po minięciu falochronu można było odczuć siłę
wiatru w sile 6-7 B.
Przy
tym wietrze i słońcu wystarczyło piętnaście minut na pokładzie
i znów mam twarz spaloną na czerwono.
Im
dalej oddalaliśmy się od lądu tym łagodniejsza stawała się
pogoda. Po kilku godzinach wpłynęliśmy w strefę zachmurzenia, a
wiatr osłabł do 4B. Przed zachodem słońca morze zrobiło się
bardzo spokojne – 2-3B.
Przez
kilka następnych dni - aż do samej St. Heleny nie będę widział
lądu.
Wieczorem
kpt Greentree wydał przyjęcie w celu przywitania nowego roku. Drugi
rok z rzędu spędzam ten dzień na statku. Rok temu płynąłem z
Puerto Natales do Puerto Montt w Chile.
Przy
stole jednym z głównych tematów rozmów pomiędzy Helenczykami
jest dyskusja czy powinno być wybudowane lotnisko na wyspie czy nie.
Z moich ocen wynika, że zdecydowana większość krajowców nie chce
lotniska. Jak z rękawa sypią argumentami przeciw budowie.
To
jednak nie oni będą o tym decydować. Nie jest podobno przewidziane
żadne referendum, co dla krajowców jest gorzką pigułką do
połknięcia. Decyzja ma zapaść w Londynie, który finansuje tę
wyspę, a Londyn chce lotnisko zbudować i z jakichś przyczyn
uparcie forsuje tę budowę wbrew mieszkańcom. Jeśli lotnisko
powstanie, to służba statku RMS St. Helena zostanie zakończona,
ponieważ Brytyjczycy nie będą chcieli finansować obu
przedsięwzięć.
Cała
sytuacja jest dość dziwna, bo załoga statku mówiła mi, że
statek jest jak najbardziej dochodowy. Patrząc na ceny biletów,
ilość pasażerów i kalkulując liczbę wiezionych kontenerów
łatwo przyjąć dochodowość tej linii.
W
broszurach, które są na statku doczytałem, że już w 2004 roku
zapadła decyzja, że lotnisko powstanie do końca roku 2010. Później
przełożono datę na rok 2012. Budowa ciągle nie ruszyła. Teraz
bardziej prawdopodobny zdaje się być termin 2015 jeśli nie okolice
2020.
1
stycznia 2011, na morzu.
Utrzymujemy
stałą prędkość 15 i ½ węzła. Temperatura powietrza 19 stopni
C. Temperatura wody tez 19 stopni C. Morze spokojne. Wiatr ESE 4B.
Dzisiaj
na statku kilka osób wywołało małe poruszenie, ponieważ ktoś
wypatrzył ‘'człowieka za burtą'’. Piszę w cudzysłowie, bo
ten człowiek okazał się być dryfującą beczką. Z odległości
widać było niebieski obiekt unoszący się na wodzie. Jedna osoba
rzuciła hasło, że to musi być jakiś rozbitek, a kilka osób
zaczęło rzeczywiście tego rozbitka widzieć. Sytuacja trochę jak
z Psychologii Tłumu p. Le Bon’a.
Natomiast
świadczy to o tym, jak ludzie potrzebują przełamania monotonni
wody po horyzont i jakie z tego mogą wyjść sensacje. Pewnie
niektórzy są już znudzeni. Ja nie nudzę się w ogóle.
To
była solidna beczka, która pewnie wypadła z jakiegoś statku. Taka
beczka o pojemności - jak sądzę -150 litrów pomimo agresywnie
niebieskiej barwy bardzo szybko znika z oczu. Obserwowałem ją
przez około pół minuty, gdy zniknęła z pola widzenia - czyli
przy stałej prędkości 15 i ½ węzła oddaliła się w tym czasie
zaledwie o ćwierć kilometra. To świadczy o tym jak trudno byłoby
wypatrzyć rozbitka. Prawdopodobieństwo jest bliskie zeru. Jeśli
natomiast udało by się wypatrzyć jakiegoś rozbitka, to statek
hamuje i zawraca po niego. Myślałem, że w takich wypadkach
spuszcza się na wodę jakąś łódź ratunkową ale po rozmowie z
jednym oficerów okazało się, że się myliłem. Powrót statku na
to miejsce zajął by nawet 30 minut. W tym czasie - jeśli
przyjęlibyśmy, że siła prądu morskiego to 4 węzły, to rozbitek
mógłby podryfować prawie dwie mile w innym kierunku. Gdy zaczynam
sobie uświadamiać ogrom oceanu - dopiero widzę o jak małym
prawdopodobieństwie myślę.
Ogólnie
dzień w dużej mierze spędziłem w kabinie, bo pogoda była mało
ciekawa. Zaczęło nawet padać i przez większość dnia było
wilgotno i nieprzyjemnie. Dopiero pod wieczór się rozpogodziło i
można było poczuć tę specyficzną zmianę pogody, którą czuć
wpływając w tropiki. Zbliżamy się do zwrotnika.
2
stycznia, niedziela. na morzu.
Prędkość
15 i ½ węzła. Słoneczny i ciepły dzień. Morze spokojne. Pomimo
tego, że jesteśmy w strefie passatów czuć zaledwie lekką bryzę,
która jest bardzo ożywcza..
Heleńczycy
są bardzo pobożni dlatego dzisiaj, w niedzielę - na statku
odprawiona została msza. Podobno ponad 95 procent wyspiarzy jest
wierząca. Głównie to Anglikanie. Niedziela dla nich to cichy,
refleksyjny dzień.
Pogoda
jest tak przyjemna, że jeśli Święta Helena byłaby znacznie dalej
niż pięć dni drogi, to w ogóle bym się tym nie przejął. Dziś
sporo czasu spędziłem na otwartym deku. Zarówno w dzień jak i w
nocy. Przed 8 wieczorem oglądałem ładny zachód słońca. Na tych
szerokościach tarcza słoneczna bardzo szybko zanurza się w morzu.
W
nocy, na południowo-zachodnim niebie widziałem jasny meteoryt.
3
stycznia, na morzu. Dzień całkowicie leniwy i przyjemy.
Prędkość
15 węzłów. Temperatura powietrza 23 stopnie C. Temperatura wody 21
stopni C. Lekkie zachmurzenie przy słabym wietrze, morze spokojne
2B. Jak dla mnie pogoda komfortowa.
Dziś
po raz szósty i podczas tej podróży ostatni - przekroczyłem
zwrotnik koziorożca.
Wczesnym
wieczorem pojawiły się niedaleko statku dwa ptaki - Phaethon
lepturus
(White Tailed Tropicbird). To zawsze pierwszy sygnał, że zbliżamy
się do lądu, chociaż w tym przypadku do najbliższego lądu jest
pięćset mil morskich. Jak poinformował mnie jeden z oficerów - ta
odległość jest dla tych ptaków dość nietypowa i z reguły tak
daleko się w morze nie zapuszczają. Bardzo rzadko widywane są tak
daleko od lądu.
W
dawnych czasach śledzenie kierunku z jakiego pojawiają się ptaki w
odpowiedniej porze dnia często pomagało odnaleźć ląd - choćby
miała to być mała wyspa. Ptaki z reguły wracają na noc do
gniazd, tak więc wieczorem wyznaczały kierunek powrotny do gniazd
czyli lądu. Rano lądu trzeba było szukać w kierunku przeciwnym do
stałego lotu ptaków.
Bardzo
podobnie było z obserwacją innych zwierząt. Na wyspach, gdy
żeglarze szukali wody, wystarczyło znaleźć wydeptaną przez
zwierzęta ścieżkę, która z reguły ich tam doprowadzała. Tutaj
najlepszym przykładem wydaje się być archipelag Galapagos i
ścieżki wydeptywane do wodopoju przez żółwie.
4
stycznia, na morzu. Prędkość 13 węzłów.
Temperatura
powietrza 24 stopnie C., temp. wody 22 C. Lekka bryza z południowego
– wschodu. Morze spokojne 2B.
Przekroczyliśmy
południk zerowy i ponownie znalazłem się na półkuli zachodniej.
To jedyne ważniejsze wydarzenie w ciągu dzisiejszego dnia.
Zycie
na statku bardzo powolne i zdominowane jak zwykle przez pory
posiłków. Na pokładzie dzisiaj był mecz krykieta, ale w ubogiej
wersji. Zamiast prawdziwej piłki krykietowej - pozwijane w kule
sznurki. Kilka takich piłek po udanym odbiciu batsmana
wylądowało w morzu.
Widok na Jamestown i okoliczne wzgorza ze statku zakotwiczonego pol mili od brzegu. |
Tak wyglada rozladunek kontenerow na Swietej Helenie. Zdjecie zrobilem siedzac juz w malej lodce, ktora przeplynalem na lad. |
Klif wzgorza Ladder schodzacy do morza. Zdjecie zrobione o porankudlatego wzgorze jest oswietlone. |
5-6
stycznia Wyspa Świętej Heleny.
Początkowo
chciałem się ograniczyć w moim dzienniku
do małej ilości materiału dotyczącego Świętej Heleny biorąc
pod uwagę krótki mój tam pobyt, ale później pomyślałem, że to
miejsce jest tak rzadko uczęszczane i ciągle na tyle mało znane,
że nie będzie dużym błędem jeśli bym potraktował tę wyspę
bardziej obszernie. Dokonałem oczywiście i tak sporej selekcji
zarówno zdjęć jak i materiału pisanego.
Czasem
od długości pobytu w jakimś miejscu ważniejsza jest jego
intensywność, a mam głębokie przekonanie, że podczas pobytu w
tym kraju nie zmarnowałem nawet jednej minuty.
Dlatego
też zdecydowałem się zamieścić o wiele więcej zdjęć niż
dotychczas. Nie dlatego, że uważam że są to zdjęcia przedniej
jakości - wręcz przeciwnie widzę w nich dużo mankamentów - ale
dlatego, żeby dać lepszy obraz życia tej małej społeczności i
dokonać pewnej dokumentacji AD2011. Obym się mylił, ale jeśli
pewne zamierzenia dotyczące tej malej wyspy się zrealizują, to
obraz Wyspy Świętej Heleny jaki znamy dzisiaj już wkrótce
rozsypie się w proch.
Podczas
mojego krótkiego - bo zaledwie dwudniowego - pobytu na Wyspie
Świętej Heleny próbowałem absorbować tak wiele informacji ile
zdołałem. Wszystko pośpiesznie zapisywałem w małych notatnikach,
które zawsze noszę ze sobą jak jestem w terenie. Gdy wypłynąłem
w końcu ze Świętej Heleny i ponownie znalazłem się na statku
zacząłem sprawdzać i sortować materiał jaki na wyspie zebrałem.
Okazało się, że same moje notatki z terenu zajmują znaczną
objętość, a ilość całego materiału wymagająca ‘'oprawy'’
okazała się być jeszcze obszerniejsza. Także sortując zdjęcia
przekonałem się jak wielka jest ich ilość. Było to dla mnie
pewnym zaskoczeniem, bo z reguły nie robię aż tak dużo zdjęć.
Przytargałem też ze sobą na statek kilka publikacji, które
kupiłem na wyspie.
Od
opuszczenia wyspy - kilka następnych dni, które byłem na statku, w
drodze, na wyspę Ascension (Wniebowstąpienia) porządkowałem
materiał, ale i tak wątpię żebym ustrzegł się chaosu i oddawał
ten tekst porządnie uporządkowany.
Ci,
którzy ten długi tekst postu uznają za nudny łatwo mogą go
opuścić, a myślę, że wtedy może w jakimś stopniu zainteresują
ich zamieszczone przeze mnie zdjęcia. Zamieszczone zdjęcia
przedstawiają zdecydowaną większość znajdujących się tu
zabytków z wieku XIX i starszych, a także większość
interesujących, bądź charakterystycznych dla wyspy miejsc.
Zamieszczam
także w miarę obszerny rys historyczny posiłkując się przy tym
publikacjami, które znalazłem na wyspie. Spośród znacznej ilości
publikacji - za interesujące i dlatego godne odnotowania - uznałem
zbiór dokumentów z historii wyspy -‘'Saint Helena Proclamations'’
zebrane przez p. Robina Castell’a , a także powstałe na
pięćsetlecie odkrycia wyspy dwa następujące: -‘'St. Helena
1502-2002'’ p. Filipa Gosse i ‘'The Story of St Helena'’ p.
Antoniego Weaver’a. Wiele też informacji zaciągnąłem od
mieszkańców, którzy jak się okazało są całkiem nieźle
zorientowani w historii swojego małego kraju. Te informacje
zaczerpnięte od krajowców zawsze sprawdzałem pod kątem zgodności
historycznej.
Chyba
nie pomylę się bardzo stwierdzając, że w polskiej wersji
językowej ten obszar globu jest rzadko opisywany, a jeśli już - to
głównie dotyka osoby generała Bonaparte (Napoleona) pomijając
przy tym liczne przypadki nie mniej interesujące. Rys historyczny
zamieszczam na końcu wpisu, ponieważ jest dość obszerny i nie
dotyczy bezpośrednio mojej podróży.
Auspicio Regis Et Senatus Angliae, April, Anno Domini 1834 |
Brama wjazdowa do miasta. |
Brama wyjazdowa z miasta z przedstawionym na szyldzie symbolem wyspy jakim jest Wirebird- gatunek endemiczny. |
********************************************************************
O
moim pobycie na wyspie i aktualnych sprawach dotyczących
mieszkańców.
Wyspa
Świętej Heleny leży w limicie południowo-wschodnich pasatów.
Większość podróżnych, przy pierwszym ujrzeniu wyspy porównywała
ją z wielkim zamkiem wyrastającym z oceanu. Tworzy ją skała o
pionowych klifach, którymi jest otoczona z każdej strony, dlatego
brak tutaj - z jednym wyjątkiem - plaż. Ta jedyna plaża w zatoce
Chapel Valley (dzisiejsze James Bay) została bardzo szybko
zamieniona w fort. Otaczające wyspę wzgórza i klify dochodzą do
200 metrów wysokości. Stolica wyspy - Jamestown wbita jest w wąski
pas doliny wchodzącej w ocean pomiędzy wysokimi wzniesieniami o
nazwach - Rupert na wschodzie i Ladder na zachodzie.
Tuz
po dobiciu do zatoki, nad którą leży Jamestown, stanęliśmy na
kotwicy pół mili od brzegu i małą łódką przetransportowałem
się na brzeg. Jamestown to najlepsze miejsce do lądowania na
wyspie, chociaż i tak wymaga wyjątkowej uwagi. Szczególnie pod
koniec grudnia, kiedy fale przyboju są bardzo silne. Brak tu portu
czy choćby solidnego nabrzeża. Nie ma nawet falochronu - dlatego
każda dobijająca łódka i pasażerowie w niej płynący narażeni
są na silne fale przyboju. Często kilkakrotnie trzeba
‘'podchodzić'’ do cumowania, a sama operacja przejścia z łódki
na brzeg dla wielu osób jest mokrym lądowaniem. Zejście ze statku
odbywa się na specjalnie podstawioną platformę, którą unoszą
fale. Od stuleci tak samo wygląda procedura lądowania na tym
skrawku lądu. Każdy, kto przybył na tę wyspę musiał to zrobić
tak ja dzisiaj. Czy był to kpt Cook, czy gen. Bonaparte, czy
wreszcie w 1947 roku dzisiejsza królowa brytyjska.
Po
odprawie i opłacie imigracyjnej, która przy krótkim pobycie wynosi
11 funtów, bez zwłoki poszedłem do hotelu, a stamtąd do agenta w
biurze turystycznym, który pomógł mi wynająć taksówkę wraz z
przewodnikiem. Co prawda wynająłem taksówkę na cale dwa dni, ale
podczas drugiego dnia wolałem jednak sam pochodzić po wyspie, co
skończyło się ośmiogodzinnym bardzo przyjemnym marszem.
Taksówką
z przewodnikiem pojechaliśmy wgłąb wyspy zatrzymując się
początkowo w The Briars, a stamtąd udaliśmy się do Longwood i
Deadwood. Longwood - to miejsce pobytu Napoleona, a nieopodal
znajduje się jego grobowiec. Poszedłem tam z czystej ciekawości.
Małe
białe ptaki (Feiry tern) – gygis
alba -
uznają ten teren za swój, bo podczas mojego pobytu kilka ciągle
latało mi nad głową dając do zrozumienia, że nie jestem tu mile
widziany. Były jednak o wiele subtelniejsze w swoim przekazie niż
terotero
na wyspie Gorriti w Urugwaju.
Co
do samego grobowca. Nie zrobiło to miejsce na mnie żadnego
wrażenia. Jest miłe, zadbane, czuć było miły chłód w tym
otoczonym zielenią miejscu, jednak nigdy nie byłem bonapartystą i
pewnie dlatego miejsce nie wywołało emocji.
Grobowiec
jest pusty, ponieważ ciało ekshumowano w 1840 roku. Pomimo 19 lat
od śmierci ciało było całkowicie dobrze zakonserwowane. Po
śmierci usunięto ze zwłok układ trawienny i ułożono zwłoki w
pięciu trumnach. Brak jelit albo hermetyczność trumny musi
odpowiadać za konserwację zwłok. Początkowo przypuszczano, że
stężenie arszeniku w ciele mogło się do tego przyczynić, ale nie
będę rozwijał tego tematu. Jeśli chodzi o ekshumację i
transport zwłok do Paryża, to mało informacji znalazłem na ten
temat. Brytyjczycy zostawili mało dokumentacji dotyczących spraw
technicznych. Francuzi natomiast tę sprawę tak mocno przebarwiają,
że nie mogę bazować na ich fantazyjnych szkicach czy opisach z
tego okresu.
Cały
teren Longwoo, a także The Briars jest terytorium francuskim.
Francja odkupiła tę część wyspy od królowej Wiktorii, a później
w latach 50-tych XX wieku poszerzyła swoje terytorium dokupując
jeszcze więcej. Nad Longwood i The Briars powiewa flaga francuska, a
niedaleko tego ostatniego miejsca mieszka francuski konsul, który
dogląda miejsc pamięci związanych z ich cesarzem. Ich uwielbienie
dla ich cesarza jest absurdalnie silne i bezkompromisowe, co czyni
rozmowę z nimi na ten temat bardzo napiętą i nieprzyjemną.
Gdy
płynąłem statkiem na tę wyspę w bibliotece znalazłem kilka
publikacji związanych z Napoleonem. Wszystkie były pokreślone
długopisem z napisami po francusku. Tak bardzo nie zgadzają się z
brytyjską oceną ich idola, że posuwają się do niszczenia
biblioteki na statku. Wiele dokumentów, zdjęć, szkiców w
książkach było powyrywanych przez Francuzów płynących statkiem.
Po
wyjechaniu z Longwood, na krótko zajrzałem na wyżynę Deadwood,
ale ponieważ tam nie znalazłem nic szczególnie interesującego,
szybko stamtąd wyjechaliśmy i udaliśmy się na południe do Sandy
Bay i Blue Hill. Po drodze jest Mount Pleasant czyli dawna posiadłość
sir Daveton’a. Z tego miejsca rozciąga się dobry widok na dwa
charakterystyczne dla wyspy szczyty - Lot i Lot’s wife. W drodze
powrotnej przejechaliśmy niedaleko dawnego obserwatorium p. Halley’a
i szczytu Diany czyli najwyższego punktu na wyspie. W każdym z
tych miejsc robiłem dość długie wycieczki. Mój kierowca – p.
Johnson - był na tyle uprzejmy, że czekał na mnie cały czas nawet
jeśli mój spacer trwał dobre dwie godziny. Piesze wycieczki na
tej wyspie są wyjątkowo przyjemne. Pogoda jest optymalna, a
krajowcy bardzo mili.
Po
powrocie do Jamestown przypadkiem spotkałem się z p. Gurr’em,
który jest aktualnie urzędującym gubernatorem tej wyspy. Chwilę
potem, gdy z kierowcą ustalaliśmy trasę podszedł do nas tutejszy
biskup i też ucięliśmy pogawędkę. W tak małych społecznościach
nie ma wielkich barier pomiędzy ludźmi.
Większość
następnego dnia poświęciłem na spacery w centralnej części
wyspy. Wszedłem na schody Jakuba – 699 stopni -sięgające na 200
metrów, a stamtąd do fortu Knoll i ponownie wszedłem wgłąb
wyspy. Po ośmiu godzinach, wracając do Jamestown przeszedłem do
osady Ruppert, która leży w sąsiedniej dolinie. Jest tam zaledwie
dwa tuziny domostw. Cała osada jest raczej częścią industrialną
z różnymi halami z blachy, silosami czy pojemnikami na ropę.
Okolica nie wygląda ciekawie. Wróciłem drogą wykutą w skale nad
klifem. Widziałem co prawda ostrzeżenie, że wstęp wzbroniony, ale
krajowcy chodzą tą drogą często i powiedzieli, że ostrzeżenia
są na wyrost. Przeszedłem ją całą i dopiero wtedy zauważyłem,
że część drogi jest naturalnym, skalnym mostem nad stromym
urwiskiem, a cała konstrukcja jest bardzo mocno popękana. Gdybym
był widział te pęknięcia w skałach wcześniej - nie zdecydował
bym się na ten szlak, bo zawalenie całego szlaku jest bardzo
prawdopodobne.
Cała
okolica ma problem z wysokimi klifami i odłamującymi się skałami.
W roku 2008 jedna z odłamanych skał stoczyła się z wysokości 200
metrów do miasta i uderzyła w kościół baptystów niszcząc jego
tylną nawę. Akurat w tym czasie na wyspie przebywała delegacja
parlamentu brytyjskiego. Jak mi powiedział mój kierowca –
wspomniany już p. Johnson - jeden z parlamentarzystów od razu
zatelefonował do Londynu i od ręki uzgodniono plan zasiatkowania
okolicznych wzgórz. Teraz właśnie ciągle trwa to siatkowanie.
Wygląda to dokładnie tak jak w niektórych miejscach w Alpach. Do
siatkowania zatrudniono nawet firmę z Francji, gdzie siatkowanie
jest powszechne. Wzgórze Ruppert jest już prawie osiatkowane, a na
wzgórzu Ladder podczas mojego pobytu prace aktualnie trwały. Nie
lubię tego siatkowania, bo góry zaczynają bardzo sztucznie
wyglądać.
Stolica
czyli Jamestown usytuowana jest w północno- zachodniej części
wyspy. Dziś zamieszkuje tutaj około 900 mieszkańców o dość
ciemnej karnacji będącej mieszanką wielu ras i typów, które od
wieków mieszały się na tej wyspie.
Domy
są dość schludne, tak jak i cała osada, która robi pozytywne
wrażenie. To wrażenia pewnie jest potęgowane przez to, że to
pierwsza osada na stałym lądzie po pięciu dniach na morzu z wodą
po sam horyzont. Ze względu na położenie w wąskiej dolinie życie
miasta skupia się na bardzo malej przestrzeni wzdłuż głównej
drogi - Main Street. Ta droga rozwidla się na kilka odnóg, które
odprowadzają ruch wgłąb wyspy. Tak jak ma to miejsce w innych
małych osadach w odległych zakątkach globu - mieszkańcy borykają
się z uciążliwą czasem rutyną życia, dlatego po pierwszym
zejściu na ląd wydawało mi się, że cała osada przyszła
nas przywitać.
W
mieście ludzie borykają się cały czas z inwazją termitów
nazywanych tutaj białymi mrówkami. Wiele domów i kościołów
musiało wymieniać drewniane konstrukcje na drzewo odpowiedniej
trwałości. Podobno w okresie 20 lat termity tak osłabiają drewno,
że niektóre konstrukcje grożą zawaleniem. Same termity zostały
przywiezione tutaj na jednym ze statków niewolniczych. Statek
zbudowany był z drewnianych bali, w których gnieździły się
termity. Gdy ostatecznie ten statek zakończył swój żywot przy
wodach Świętej Heleny - mieszkańcy rozebrali jego szkielet, a
drewniane bale wykorzystali do budowy domów wprowadzając tym samym
na wyspę termity, których wyplenienie wydaje się teraz mało
prawdopodobne.
Podczas
mojego pobytu na tej wyspie zatrzymałem się w Wellington House.
Wyryta data 1791 na szkle jednego z okien w Wellington House. |
Stary- XVIII wieczny dom – dobrze zadbany wewnątrz, ale wymagający
już trochę prac remontowych. Zewnętrzna elewacja też trochę
wyblakła. Wyposażenie domu jest jednak zaskakująco dobre. Wiele
domów w Europie nie powstydziłoby się takiej ilości mebli. Dom
ten jest dość znany na wyspie i już pod koniec XVIII i na
początku XIX wieku był jedną z ważniejszych budowli w Jamestown.
Krajowcy
utrzymują, że w 1805 roku zatrzymał się w nim książę
Wellington, gdy wracał z Indyj do Anglii. Z tego co się
zorientowałem - przed przyjazdem zatrzymał się w innym miejscu -
The Briars ale będąc na miejscu potwierdzono, że poza The Briars
był to tez Wellington House.
Książę
Wellington (właściwie Sir Artur Wellesley) dziesięć lat po tej
wizycie pobił wojska JE Napoleona pod Waterloo i tym samym zakończył
jego europejską przygodę. Sam Napoleon pojawił się na tej wyspie
w charakterze więźnia w roku 1815 - i jak na ironię - także
zatrzymał się przez pewien czas w The Briars.
W
Wellington House w salonie są okna złożone z kilku małych
okienek. Na jednym z nich ktoś, kto zatrzymał się w tym domu -
wydrapał jakimś ostrym narzędziem swoje nazwisko i datę. Trudno
jednak rozszyfrować nazwisko, bo pisanie ‘'gwoździem’' po szkle
z reguły zaburza charakter i przejrzystość liter. Data natomiast
jest łatwa do odczytania. Rok 1791.
Pomimo
tropikalnego charakteru klimat jest dość łagodny i dla
Europejczyków bardzo zdrowy. Dziś około 4000 osób mieszka na tej
wyspie. Pas przybrzeżny jest dość suchy,
a skały prawie nagie. Im dalej jednak w głąb, tym krajobraz
zaczyna przypominać wilgotny las tropikalny. Pomarańcze, figi,
banany i mango mają tutaj idealne warunki rozwoju. Uprawia się
ziemniaki, kapustę i inne warzywa. Nie udają się natomiast zboża
- jak sądzę- przez zbyt dużą wilgotność powietrza tam, gdzie
gleba jest płodna. Głównym towarem eksportowym są ryby-
szczególnie tuńczyki i barakudy- te ostatnie w okolicznych wodach
wydaje się, że ciągle są bardzo powszechne, natomiast tuńczyka
jest coraz mniej. Jak zapewniał mnie dziś jeden z rybaków - coraz
rzadziej łowi się duże sztuki tuńczyka. Pamiętam, że podobne
żale mieli mieszkańcy Capo Verde, a i na Maderze mieszkańcy
zauważyli, że ze względu na intensywne połowy ryba nie ma czasu
na przyrost masy.
Jeśli
chodzi o duże zwierzęta, to hoduje się na wyspie świnie, owce i
krowy. Aktualnie - jak zapewnił mnie jeden z mieszkańców - na
wyspie żyje około 1000 krów i około 500 owiec. Często widać
krowy pasące się na zboczach wzgórz i być może dlatego krajobraz
często przypominał mi południowo-zachodnie Alpy Berneńskie.
W
środkowej części wyspy ciągle można spotkać dzikie kozy
wprowadzone jeszcze przez Portugalczyków po roku 1502. Teraz
populacja kóz jest w końcu ograniczona ale przez wiele
dziesięcioleci była plagą, z którą w końcu rząd zaczął
walczyć. Populacja kóz wprowadzona została w 1502 roku, ale już
w roku 1588 z relacji cpt. Cavendish’a, który na statku Desire
wylądował na tej wyspie dowiadujemy się, że kozy występują
tutaj w olbrzymiej ilości. Podobno kozy przyczyniły się w dużej
mierze do wytępienia pierwotnego lasu wyjadając młode drzewka i
obskubując z liści stare doprowadzając je metodą ‘'tysiąca
małych cięć'' do ruiny. W wyniku tej działalności w roku 1724
na wyspie nie było już ‘'dużych drzew’. Dlatego padł rozkaz
wytępienia kóz.
Gdy
bylem na Capo Verde zwróciłem uwagę na olbrzymie ilości dzikich
kóz wałęsających się po wyspie. Czasem na jednej małej akacji
siedziało ich pół tuzina. Wydaje mi się, że w sprawie kóz Capo
Verde jest na etapie Świętej Heleny sprzed dwóch- trzech wieków.
Pomimo
długich spacerów po centralnej części wyspy nie spotkałem żadnej
kozy. Słyszałem natomiast raz jakieś małe stado kóz na zboczu
wzgórza. Dostrzeżenie jednak kozy na zboczu brunatnej skały jest
bardzo trudne. Populacja kóz zmniejszyła się tak bardzo, że już
w 1941 roku wydano rozporządzenie zabraniające odstrzału dzikich
kóz bez zezwolenia.
Na
wyspie bardzo pospolite są zające. Często napotykałem się na
nie, gdy uciekały przede mną. Krajowcy nie jedzą jednak mięsa
zajęczego. Mój przewodnik powiedział mi tylko, że po prostu tutaj
jest nielubiane.
Drób
jest bardzo cenionym mięsem i sprzedawany jest tutaj po 8 funtów za
kilo. W dawnych relacjach z tej wyspy podróżni wspominają o dużej
ilości kuropatw i bażantów. Oba gatunki zostały wprowadzone przez
Portugalczyków. Ptaki te były bardzo powszechne jeszcze w latach
30-tych XIX wieku kiedy zawinął tutaj HMS Beagle - o czym donosi
nam p. Darwin. W ciągu kilku lat ta sytuacja musiała się zmienić
dramatycznie, ponieważ już w roku 1843 gubernator Seale wydał
rozporządzenie sugerujące możliwość zawieszenia licencyj
łowieckich na jeden sezon celem ochrony bażantów. Osoby nie
stosujące się do tego prawa miały być ścigane i karane grzywną.
Po raz pierwszy zaczęto chronić gatunek obcy, napływowy,
wprowadzony sztucznie - a jednak uznany za bardzo pożądany. W roku
1912 ustalone zostały kolejne okresy ochronne. Sezon na kuropatwy i
bażanty (tylko koguty) ustalono na około 3 miesiące. W przypadku
bażantów jedynie w poniedziałki, środy i soboty. Na kury bażanta
można było polować tylko w maju i tylko we środy i soboty. Także
w tym samym roku wprowadzono tez limity na odstrzał zająca, co może
dziwić, bo już wtedy był bardzo powszechny na wyspie. Dziś czasem
spotyka się i kuropatwy i bażanty ale ich ilość nie jest
szczególnie wielka. Zostały wytępione przez zdziczałe koty. Poza
tym szczury przetrzebiały jaja. Przy wprowadzeniu tak agresywnych
gatunków jak półdziki kot czy szczur- szanse na utrzymanie się
dużych ptaków o małej umiejętności lotu - na tak małej wyspie -
są bardzo nikle. Gusta kulinarne mieszkańców musiały się
zmienić, ponieważ dziś- jak informuje mnie p. Johnson- sami
mieszkańcy nie gustują w mięsie z bażanta czy kuropatwy.
Grobowiec Napoleona w dolinie Sane. |
Longwood House gdzie Napoleon spedzil ostatnie lata zycia. |
The Briars. Napoleon zatrzymal sie tu podczas renowacji Longwood House. |
Okolice The Briars. Widoczny budynek opisany na kwadracie jest siedziba francuskiego konsula, ktory opiekuje sie miejscami zwiazanymi z Napoleonem. |
Wnetrze The Briars. Jest to maly i skromny pawilon. Na scianie modny w tamtych czasach intensywna georgianska zielen. |
Widok z okna salonu w Longwood House. |
wnetrze Longwood House. Po prawo lozko w ktorym umarl francuski cesarz. |
Longwood House. Oryginalna wanna uzywana przez Napoleona. Jest bardzo gleboka i malo przyjemna- jak sadze zrobiona z cyny. |
Maska posmiertna Napoleona zostala zrobiona z opoznieniem. Tkanka miekka opadla odslaniajac zygome i dlatego maska nie ukazuje dokladnego ksztaltu twarzy. |
Wspomniałem
już podczas innej okazji o budowie lotniska na wyspie i o tym jakie
wywołuje to dyskusje. Poza lotniskiem planuje się też budowę
luksusowego hotelu. Niewątpliwie zmieni to oblicze tego małego
kraju. Tak jak już wspomniałem - mieszkańcy są podzieleni ale
przeważa niechęć do lotniska. Dziś Święta Helena cieszy się
niespotykaną indziej harmonią życia i brakiem wielu problemów.
Przestępczość jest prawie nieznana. Piszę prawie, ponieważ
kupiłem dzisiaj (6 stycznia) St. Helena Herald - lokalną gazetę, z
której się dowiedziałem, że policja zatrzymała złodzieja, który
we wsi Blue Hill ukradł owce. Złodziej trafił nawet do aresztu jej
Królewskiej Mości.
Brak
jest na wyspie wielu powszechnie spotykanych chorób. To przemawia do
ludzi i boją się, że wraz z lotniskiem zleci się tutaj mnóstwo
ludzi różnych usposobień.
Jednak
presja na budowę lotniska jest wielka. Głównym zwolennikiem
lotniska jest aktualny gubernator - wspomniany wcześniej p. Gurr.
Jest on najmniej popularnym gubernatorem od lat i odchodzi ze
stanowiska już w lipcu. Do tego czasu chce pchnąć sprawę lotniska
do przodu.
Mało
jest dziś miejsc na ziemi do których - żeby się dostać - trzeba
płynąć statkiem przez piec dni i nocy. Ta odległość dla wielu
stanowi dodatkową zachętę i świadczy o wyjątkowości tego
miejsca. Biorąc pod uwagę liczbę ludzi odwiedzających Świętą
Helenę i liczbę statków tu zawijających - dziś wyspa jest nawet
bardziej odległa od świata niż kilkaset lat temu. W roku 1802
odwiedziło wyspę 169 statków. W roku 1830 już 367. Szczyt
kontaktów ze światem przypadł na rok 1860 kiedy przybyło tutaj
1040 statków. I wszystko pozostało by w tym trendzie, gdyby nie
otwarcie kanału Suezkiego. Od tego momentu znaczenie wyspy znacznie
zmalało, ponieważ statki płynące do Indyj i Australii wybierały
krótszą trasę - przez Suez. Dla porównania - w XXI wieku -
zaledwie kilkanaście razy w ciągu roku statki przybywają na tę
wyspę. Większość ‘'obrotu’' robi RMS St. Helena.
Wyspa
leży na atlantyckim pasie wulkanicznym, który dzieli Atlantyk na
dwie części. Tak jak prawie wszystkie wyspy atlantyckie - jej
pochodzenie jest wulkaniczne. Jest młodą formacją z szacowanym
wiekiem na 14 milionów lat. Ostatnia erupcja nastąpiła około 8
milionów lat temu. Dla porównania - na wyspie Ascension
(Wniebowstąpienia) było to pół miliona lat temu, a położony
bardziej na południe Tristan da Cunha jest cały czas wulkanem
aktywnym.
Centralna czesc wyspy. |
Wybrzeze wyspy niedaleko Rupert Hill. |
Widok na Jamestown |
W centralnej czesci wyspy jest tak wilgotno, ze zboza sie nie udaja. Paprocie natomiast znalazly tu korzystny habitat. |
Droga do interioru. W dole widac Jamestown i zakotwiczony statek RMS St Helena. |
droga do osady Rupert. |
Droga w okolicach White Gate w centralnej czesci wyspy. |
Drogowskaz w centralnej czesci wyspy |
Fale na wybrzezu uderzaja z wielka sila. |
Fort Knoll po lewo. Po prawo widok na Flagstaff Hill i The Barn. |
Jamestown w kierunku interioru. Widok zw szczytu drabiny jakuba. |
Lot i Lot's wife w okolicy Sandy Bay. |
Lot i Lot's wife w okolicy Sandy Bay. |
Prince Andrew School. Jedyna szkola oferujaca srednie wyksztalcenie ufundowana przez Ksiecia Andrzeja. |
Okolice szczytu Diany ktory jest najwyzszym punktem wyspy. |
XIX c. Sir Daveton's House. Mt pleasant. Sandy bay |
Osada Rupert. na pierwszym planie silosy na rope. |
To zdjecie zrobilem bedac w polowie drabiny Jakuba. W oddali widac statek RMS St Helena.Na wzgorzach pospolite tutaj aloesy. |
Tuz przed zachodem slonca na wybrzezu. |
Sandy Bay, widok na zatoke. |
Drabina Jakuba widziana z gory. W dole, 200 metrow nizej Jamestown. |
Drabina Jakuba widziana zw wzgorza Rupert. Po lewej stronie St James Church. Najstarszy kosciol na wyspie. |
Okolice Sandy Bay. |
Trwaja prace siatkujace wzgorza co ma zapobiec spadajacym z klifow odlamkom skal. |
Widok na drabine jakuba z jej podnoza. Po prawo budynek muzeum. |
**********************************************************************
Rys
historyczny wyspy Świętej Heleny.
W
roku 1487 portugalski żeglarz Diaz opłynął Przylądek Dobrej
Nadziei i tym samym otworzył drogę do handlu ze Wschodem. Odkrycie
Świętej Heleny było już tylko kwestią czasu, ponieważ rozpoczął
się ruch statków tą drogą. W 1502 roku inny Portugalczyk -
admirał da Nova Castella natknął się na tę wyspę, a
ponieważ było to 21 maja czyli w dzień urodzin świętej Heleny –
matki cesarza Konstantyna – na jej cześć nazwał nowo odkryty
kawałek lądu. W tym punkcie zaczyna się historia tej małej wyspy.
W
tym czasie Portugalczycy zaangażowali się mocno w Indiach i zajęci
byli budową swojej kolonii w Goa. Portugalski vice-król Indyj
Alfons de Albuquerque zaczął właśnie tłumić muzułmański opór
w swojej kolonii w Goa i za wszelką cenę próbował utrzymać swoją
pozycję w tej części świata. W 1512 roku, po pokonaniu
hinduskiego komandora, Goa zażądał od niego oddania w jego ręce
portugalskich chrześcijan zbiegłych z armii vice-króla. Przywódcą
tych portugalskich dezerterów był niejaki Lopez. Życie zbiegów
miało zostać oszczędzone, ale karą za dezercję i zdradę miało
być obcięcie prawej ręki, lewego kciuka, obu uszu i nosa.
Z
jakichś przyczyn kary nie wykonano, a vice-król Albuquerque zmarł
trzy lata później. Żeglarz Lopez skrył się na statku płynącym
do Portugalii, ale przerażony wizją złego przyjęcia w swoim kraju
i ewentualną karą wybrał życie rozbitka. Gdy statek zakotwiczył
przy brzegach Świętej Heleny, wyskoczył z niego i wpław dopłynął
do brzegu. Według niektórych historyków załoga próbowała go
szukać ale ten schował się tak dobrze, że porzucono poszukiwania.
Zostawiono dla niego na brzegu trochę sucharów, wołowinę, suszone
ryby, przybory do rozpalenia ognia i trochę starych ubrań. W tym
czasie wyspa nie była zamieszkana, tak więc był on jedynym na niej
człowiekiem.
W
następnych latach inne statki także zostawiały dla niego
pożywienie na brzegu, ale nikt go nie widział, gdyż ten ciągle
bał się ujawnić. Zostawiano też dla niego wiadomości na papierze
sugerujące, że jeśli się ujawni nie poniesie żadnej kary.
Przez
dziesięć lat Lopez żył na wyspie. Podczas zawinięcia jednego ze
statków jeden z niewolników rasy jawajskiej uciekł na wyspę i
najwyraźniej spotkał się tam z Lopezem, ponieważ ostatecznie
zdradził jego kryjówkę. Kolejny statek , którym dowodził
kapitan Texeir, zabrał go ze sobą do Lizbony, gdzie jak się
okazało król udzielił mu przebaczenia, a on sam stał się
swoistym celebrytą w Portugalii. Cierpiał jednak na nostalgię za
Wyspa Świętej Heleny i ostatecznie zdecydował się na powrót tam.
Razem z nim na ląd wysadzono liczne zwierzęta, które mógł
hodować, jednak pouciekały one wgłąb wyspy i szybko zdziczały.
Zmarł
na wyspie w roku 1545.
Tajemnica
wyspy została wyrwana Portugalczykom w roku 1588, gdy kapitan Tomasz
Cavendish wylądował tutaj jako pierwszy nie-Portugalczyk.
Kpt. Cavendish był zachwycony widokiem wbitej pomiędzy skały
doliny. W tym czasie na wyspie był już zbudowany przez
Portugalczyków kościół. Poza tym dobrze utrzymane domy, pośród
których rosły tropikalne drzewa owocowe. Z jego relacji
wiemy, że dzikie kozy były już wtedy problemem. Często widać
było ich stada w ilości nawet 200 sztuk. Czasem poruszały się po
zboczach gór trenem długim na milę. Zwraca tez uwagę na zające,
kuropatwy i bażanty, które w wielkich ilościach żyły na wyspie.
Rok
później, w 1589 roku, na wyspie wylądował holenderski pilot van
Linschoten. W swoich notatkach zapisał olbrzymią ilość ryb w
otaczających wyspę wodach i stałe źródło słodkiej wody na
wyspie, która leży w idealnym położeniu w stosunku do Przylądka
Dobrej Nadziei i jest bezpieczniejsza niż zdobywanie zapasów na
wybrzeżu Gwinei.
Od
roku 1600 Portugalia, Anglia i Niderlandy zaczęły aktywnie
pokazywać swoje aspiracje dotyczące tej wyspy. Dla tych nacji miała
szczególne znaczenie jako baza na drodze do handlu ze Wschodem.
Ostatecznie to Anglicy zdołali utrzymać wyspę dla siebie i na
potwierdzenie tej przynależności, w roku 1659 wysłano na nią
kapitana Dutton’a jako pierwszego gubernatora z ramienia Kompanii
Wschodnio-Indyjskiej.
Początkowo
wyspa nie rozwijała się zbyt szybko i co i raz wybuchały na niej
różne rebelie. W roku 1670 żyło na niej 48 Białych i 18 Czarnych
niewolników. W 1672 roku osadnicy pojmali gubernatora i wsadzili go
siłą na statek do Anglii i sami wybrali swojego władcę.
To
zajście było pierwszym z wielu podobnych, które miały tu miejsce
w XVII wieku.
XVIII
wiek zaznaczył się rozwojem wyspy i zwiększeniem jej znaczenia na
trasie statków. To stulecie ukształtowało dzisiejszą stolicę
Jamestown. Przeprojektowano plac w mieście i pobudowano wiele nowych
budynków. Wiele z nich stoi tutaj do dzisiaj. Pod koniec wieku
zaczęto ulepszać nabrzeże. Zwiększenie ilości statków
odwiedzających wyspę i zwiększenie ilości ludzi na niej
mieszkających czy ją odwiedzających złożyło się tez na lata
zaraz i chorób, które zaczęły nękać te populacje.
W
tym czasie zakazano importu nowych niewolników na wyspę, co było
odpowiedzią na zaczętą w Europie dyskusję o uwolnieniu
niewolników i zniesieniu tej formy zależności. Brak napływu
niewolniczej siły roboczej doprowadził do sprowadzenia robotników
z Chin.
Koniec
wieku był też czasem napływu licznych więźniów. W samym roku
1795 przybyło ich na wyspę ponad trzystu.
W
roku 1815, piętnastego dnia października wylądował na wyspie
najbardziej znany jej mieszkaniec - francuski cesarz – Napoleon. Ta
wizyta zmieniła Świętą Helenę. Garnizon wojska został
powiększony. Na wyspę zaczęto sprowadzać z Europy różne nowe
towary żeby zaspokoić życzenia zarówno Napoleona jak i jego
rozległej świty. Pobyt Napoleona spowodował napływ licznych
inwestycji na wyspę. Ta fortuna zakończyła się wraz z jego
śmiercią w roku 1821.
Kompania
Wschodnio–Indyjska zrzekła się prawa do wyspy w roku 1833 ,
a 22 kwietnia 1834 roku przeszła pod administrację brytyjską
uzyskując status kolonii. Kolonia do lat 60-tych XIX wieku cały
czas spełniała ważną funkcję jako przystanek w drodze na i ze
Wschodu. Otwarcie kanału Suezkiego spowodowało upadek znaczenia
wyspy.
Według
wielu historyków - wtedy właśnie zakończył się najlepszy okres
w historii wyspy.
XIX
wiek.
Wspomniana
wyżej publikacja - ‘'Saint Helena Proclamation'’ daje wgląd do
życia codziennego na wyspie od początku XIX wieku i jest źródłem
niemałej wiedzy na tematy związane z osadnictwem i prawem tu
panującym. Z lektury tych proklamacji wyłania się obraz XIX
Świętej Heleny. Powtarzają się akta dotyczące niewolnictwa,
przeróżnych aukcji, pozwoleń na napoje alkoholowe i inne sprawy
natury finansowej czy moralnej. Wiele nazwisk przewija się w tych
dokumentach. Kilka z nich częściej niż inne. To są właśnie te
nazwiska, które widziałem na płytach nagrobnych w miejscowym
kościele.
Przeczytałem
wiele setek aktów, obwieszczeń publicznych i rozmaitych innych
dokumentów dotyczących XIX-wiecznej historii tego kraju, co było
na tyle ciekawą lekturą, że zadałem sobie pewien trud i wybrałem
ich część, którą pozwalam sobie niżej przytoczyć:
St.
Helena, 24 lipca 1820.
Właściciele
niewolników muszą udostępnić sprawnych fizycznie niewolników w
wieku od 16 do 60 lat do prac na rzecz społeczności wyspy. Absencja
niewolników będzie skutkować karą w wysokości 5 szylingów. W
przypadku, gdy właściciel posiada dwóch niewolników musi
udostępnić do pracy jednego.
St.
Helena, 9 września 1822.
W
dniu 26 września 1822 roku o godzinie 10 odbędzie się aukcja
wyprzedaży majątku p. Lowdon’a. Aukcją objęte zostanie
wyposażenie domu, niewolnicy i bydło.
St.
Helena, May 1829.
18
maja 1828 roku odbędzie się publiczna aukcja niewolników:
Hannibal,
około 30 lat, wspaniały służący o dobrym charakterze.
William,
około 25 lat, pracownik fizyczny.
Nancy,
wspaniała pomoc domowa i opiekunka.
Do
wypożyczenia -
na
zwykłych warunkach:
Niewolnicy
płci męskiej i żeńskiej:
Robert
Bagley, około 20 lat, dobry służący.
William
Bagley, około 18 lat, pracownik fizyczny.
John
Arms, około 18 lat.
Jack
Antonia, około 40 lat, pracownik fizyczny.
Philip,
wspaniały rybak.
Harry,
około 27 lat, dobry służący.
Lucy,
młoda kobieta o dobrym charakterze, pomoc domowa i opieka.
Eliza,
wspaniała praczka. (excellent)
Clara,
wspaniała praczka.
Fanny,
około 14 lat, pomoc domowa.
Sarah,
około 14 lat, pomoc domowa.
Także
na sprzedaż o 11 godzinie:
Ryz
gotowy, Ryz w łupinach, książki, igły, pinezki, wstążki &c.
&c.
Ogloszenie o targu niewolnikow. |
St.
Helena, 3 marca 1831.
Informuje
się, że około dwadzieścia osiem owiec z Cape Town będzie
sprzedane na publicznej aukcji w James Town w następny poniedziałek
o godzinie 12.
St.
Helena, 24 maja 1832
Generalne
zgromadzenie posiadaczy niewolników odbędzie się w Session Hall, w
poniedziałek 28 maja o godzinie 11 przed południem.
----------------------
(
Rok 1832 był rokiem zniesienia niewolnictwa we wszystkich
posiadłościach brytyjskich. Chociaż nie mogłem dotrzeć do
ustaleń tego spotkania - jest wysoce prawdopodobne, że właśnie to
było jego głównym celem. 1 sierpnia 1834 roku całkowicie
zdelegalizowano niewolnictwo na tych ziemiach. Na Świętej Helenie
jednakże ostatecznie dopiero 1 maja 1836 roku wszyscy niewolnicy
zostali ‘'uwolnieni’'. Ostatni dokument dotyczący niewolnictwa
na Świętej Helenie pochodzi z roku 1842. Później już o tej
sprawie więcej nie słyszymy. K.)
--------------------
St.
Helena, 21 czerwca 1832
Komitet
do spraw wyceny wartości niewolników zbierze się w najbliższą
środę w godzinach od 10 do 5 po południu.
St.
Helena, 20 sierpnia 1832.
Oferty
przetargu na dostawę siana dla krów z dostawą do szpitala zostaną
przyjęte w poniedziałek 27 sierpnia o godzinie 12. Przetarg
obejmuje okres jednego roku, tak jak wymaga zleceniodawca. Osoby
zainteresowane powinny przedstawić najniższą cenę za 112 funtów
siana.
St.
Helena, 22 października 1832.
Ogłasza
się sprzedaż poprzez aukcję różnego uszkodzonego węgla w
porcjach po pięć buszli każda.
Aukcja
odbędzie się w czwartek 25 października na nabrzeżu.
St.
Helena, 4 grudnia 1834.
Ogłasza
się przetarg na świąteczną dostawę dla garnizonu wojskowego
WOŁOWINY I ZIEMNIAKOW.
Osoby
zainteresowane powinny podać najniższą cenę za 1533 funty
wołowiny i 970 funtów ziemniaków.
Artykuły
będą odrzucone jeśli jakość nie będzie zadowalająca.
St.
Helena, 22 sierpnia 1836
Zobowiązuje
się wszystkich mieszkańców wyspy do przesłania do Biura
Pomiarowego do poniedziałku 11 września spisu członków rodziny,
ziemi, bydła, koni, mułów i osłów.
---------------
(W
tym spisie powszechnym brak już wezwania do podania liczby
niewolników. W spisie z roku 1846 dodano do statystyki kozy. K.)
----------------
St.
Helena, 3 sierpnia 1839.
Osoby,
które chcą zostać przyjęte do szpitala ‘'cywilnego'’ muszą
stawić się w tej instytucji pomiędzy godziną 9 a 12. W innych
godzinach nie przewiduje się przyjęć z wyjątkiem sytuacji
wyjątkowej.
St.
Helena, 18 czerwca 1841.
Ogłasza
się przetarg na posiadłość The Briars razem z przyległym,
pawilonem i browarem wraz z przyległymi 59 akrami ziemi.. Aukcja
publiczna odbędzie się 1 lipca o godzinie 12 przed budynkiem
Session House.
--------------
(The
Briars to ten sam budynek, w którym zatrzymali się zarówno gen.
Bonaparte jak i książę Wellington. Nie udało mi się niestety
dowiedzieć jaki był rezultat tej aukcji. K.)
---------------
St.Helena,
4 stycznia 1842.
Przypadek
ospy pojawił sie w James’ Town. Gubernator Seale wydał odezwę do
ludu wzywającą do szczepień ochronnych. Od października
zaszczepiło się 400 osób ale znaczna część kolonii najwyraźniej
nie zamierzała się szczepić. Codziennie przed godziną 12 szpital
miał szczepić ludność wyspy za darmo.
St.
Helena, 23 lutego 1843.
JE
Gubernator, jeśli uzna to za stosowne jest władny zawiesić na
jeden sezon licencje łowieckie celem ochrony bażanta.
1846.
Rok
1846 zapisał się w historii wyspy jako rok bardzo trudnej pogody i
niespokojnego oceanu. W lutym nastąpił okres niepogody, którego
nie pamiętali najstarsi mieszkańcy. 17 lutego wystąpił na morzu
fenomen, którego ówcześni mieszkańcy nie umieli nazwać. Czytając
opisy wielkiej fali sięgającej o 30 stop (10 metrów) wyżej niż
zwykle - przelewającej się przez miasto wydaje mi się, że może
to być opis wielkiego tsunami, które nawiedziło wyspę .Kilka
statków zostało rzuconych na skały. Cały rok był bardzo
‘'dziwny’' jeśli chodzi o obserwacje pogodowe. (St.Helena
Proclamations. The Castell Collections, 2004, p.375).
(
K. )
St.
Helena, 13 kwietnia 1846.
Ogłasza
się przetarg na dostarczenie do policji sześciu dobrych i mocnych
krzeseł. Co najmniej trzy z nich powinny mieć poręcze.
St.
Helena, październik 1863.
5
funtów nagrody za pomoc w ujęciu osoby (osób), które przecięły
rurę doprowadzająca wodę do Plantation House. (siedziba
gubernatora. K.)
St.
Helena, Rok 1884
Licencjonowani
piekarze w ostatnich tygodniach zwiększyli cenę dwufuntowego chleba
z 6 do 7 pensów, bądź też zmniejszyli wagę chleba 6-pensowego,
bądź też zastosowali obydwie wymienione operacje. W tym przypadku
jest oczywiste, że rząd musi podjąć interwencję, ponieważ takie
działania uderzają w biednych.
Ustanawia
się stałe ceny chleba, viz.
Bochenek
o wadze 2 funtów---- 7 pensów.
bochenek
o wadze1 funta i 14 uncyj – 6 pensów.
bochenek
o wadze 1 funta – 5 ½ pensa.
bochenek
o wadze 8 uncyj – 2 pensy. (...)
(dalej
następują kolejne specyfikacje chleba. K).
St.
Helena, 26 grudnia 1899.
2
funty nagrody ustanawia się za pomoc w ujęciu osoby (osób), które
zniszczyły ołowianą rurę doprowadzającą wodę ze wzgórza
Rupert.
------------
Ta
informacja kończy wiek XIX na Świętej Helenie. Uznaje ten rok za
przełom wieku, a nie 1900/1901. Nowy wiek - XX zaczyna się od
mocnego uderzenia.(K.)
-------------
St.
Helena, 10 stycznia 1900
Wysokiej
klasy nasiona ziemniaków gatunku EARLY ROSE zostały dostarczone
przez statek parowy ‘'Gaika’'. Plantatorzy mogą składać
zamówienia.
------------
(Sadzonki
tych samych ziemniaków ponownie trafiają na wyspę w lutym 1901 i w
lutym 1902 roku. K.)
------------
St.
Helena, 18 września 1900
Magistrat
policji oferuje prace dla policjanta w Jamestown.
Zgłoszenia
należy składać do piątku 21 września do południa zaznaczając:
1,
czy aplikant umie pisać i czytać.
2,
czy aplikacja jest własnoręcznie sporządzona przez aplikanta.
3,
wiek.
St.
Helena, 20 listopada 1900
Każda
osoba trzymająca w Jamestown świnie bez licencji będzie ścigana
prawnie. Licencja nie będzie wydawana jeśli w promieniu 20 kroków
znajduje się inny dom mieszkalny.
St.
Helena, 24 kwietnia 1901
(...)
Przedsięwzięto
kroki do zatrzymania plagi szczurów i następujące nagrody będą
przyznane za przyniesienie szczura na policję :
w
mieście 2 pensy za sztukę,
na
wsi 1 pens za sztukę.
(...)
Każdy
mieszkaniec powinien zakładać pułapki zarówno na szczury jak i na
myszy. Gubernator wyraża nadzieję, że społeczność wyspy będzie
raczyła współpracować z rządem w celu uczynienia wyspy miejscem
czystym od zarazy.
------------
Im
dalej w wiek XX tym dłuższe i bardziej skomplikowane stają się
rozporządzenia. Niektóre zaczynają zajmować dwie strony
maszynopisu. Wiele z nich dotyczy ustalania cen maksymalnych na
produkty żywnościowe, zaostrzenia prawa w różnych dziedzinach
życia, wydawania nowych licencji, nowych podatków np podatek
drogowy nie znany wcześniej &c. &c. &c. ( K.)
------------
Na
tym kończę rys historyczny, ponieważ wiek XX w jakimś stopniu
opisuje w moim poscie, a nie widzę przesadnej potrzeby powtarzać
tego w tym miejscu.
Broadway House zbudowany w XVIII wieku. Dzis miesci National Trust i St.Helena Herald- lokalny tygodnik, ktorego jeden numer kupilem i zabralem ze soba. |
Budynek biblioteki publicznej. W XVIII wieku sluzyl jako budynek strazy miejskiej. |
Budynek Half moon z 1763 roku. Jamestown |
Budynek Informacji Turystycznej. |
Przy wejsciu do 'portu' w tym bialym budynku miescila sie kiedys kostnica. |
Budynek muzeum, ktore otwarte zostalo w roku 2002. W XVIII wieku miescil sie tu sklep. |
Court House, Jamestown |
Jedna z ulic w Jamestown. |
Dzwonnica na kosciele baptystow. |
Essex House zbudowany okolo 1739 roku. |
Fort na Ladder Hill z 1873 roku. |
Jamestown. Jedna z wielu bram miejskich. |
Jamestown. |
jeszcze jedna brama miejska w Jamestown. |
Katedra Swietego Pawla otoczona jest cmentarzami. Najstarsza czesc jest mocno zaniedbana. |
Kosciol Baptystow w Jamestown wybudowany w roku 1854. |
Kosciol Rzymsko-Katolicki w Jamestown zbudowany w 1852 roku na miejscu chinskiej swiatyni. W tej czesci miasta zyli sprowadzeni na wyspe w 1810 roku pracownicy. |
Kosciol Swietego Jana w Jamestown zbudowany w 1862 roku. |
Kosciol Swietego Mateusza w okolicach longwood. |
Numery rejestracyjne na Swietej Helenie sa dosc proste. |
Oficjalny samochod gubernatora wyspy nie ma zadnego numeru rejestracyjnego. |
Plantation House jest siedziba gubernatora. Zbudowany zostal w 1792 roku. W posiadlosci jest kilka zolwi olbrzymich, ktorych wiek szacuje sie na 150 lat. |
Poczta miesci sie w budynku uzywanym w XIX wieku jako mesa oficerska. |
Solomon and Company. Budynek z przelomu XVIII i XIX wieku. Glowna siedziba firmy Solomon. W archiwach ciagle powtarza sie to nazwisko. |
St James Church, Jamestown |
Wejscie na zamek w Jamestown |
Wiezienie jej Krolewskiej Mosci. Budynek pochodzi z roku 1827. |
Wnetrze St James. Stelaz sufitu jest zrobiony z twardego drewna zeby zapobiec uszkodzeniu przez termity. |
Znana firma telekomunikacyjna zajmuje dzis Bishop's Rooms- Dom Biskupi datowany na przed-1757 rok. |
No comments:
Post a Comment