Thursday, 6 April 2017

mapa


Wyspa Wniebowstąpienia (Ascension) i zakończenie podróży

Ascension

Wyspa Wniebowstąpienia
Boatswainbird Island. Gniazdo skalne na wschodnim wybrzezu Ascension.
 
Wyspa Wniebowstąpienia
Pola lawy na pierwszym planie siegaja kilku metrow grubosci. W oddali Sisters Peak. U jego podnoza masy zwiru, pumeksu i tufu wulkanicznego tworza ten ksiezycowy krajobraz.

 
Wyspa Wniebowstąpienia
Wymagania niektorych roslin sa bardzo niewielkie.  Ten malgaski barwinek zakorzenil sie w erodujacej skale wulkanicznej w Devil's Riding School..

9 stycznia, niedziela. Wyspa Ascension. Wyspa Wniebowstąpienia

Po spokojnej przeprawie ze Świętej Heleny, 9 stycznia o świcie statek RMS St. Helena dotarł do wyspy Ascension i stanął na kotwicy w zatoce Clarence. Wyokrętowanie trwało dłuższą chwilę, tak więc w spokoju zjadłem jajka sadzone na bekonie na śniadanie i dopiero o 10 rano małą łódką przetransportowałem się ze statku na ląd. Sposób transportu na ląd bardzo podobny jak na Świętej Helenie. Przez imigrację przeszedłem szybko i po uiszczeniu opłaty imigracyjnej w wysokości 11 funtów w gotówce znalazłem się oficjalnie na wyspie Ascension.

Polska nazwa tej wyspy to Wyspa Wniebowstąpienia, ale pozwolę sobie używać nazwy oryginalnej, bo jestem do niej bardziej przyzwyczajony, a po drugie uważam, że 5 (i pół) sylab w jednym członie nazwy geograficznej to trochę za dużo. Jej pierwotna nazwa to Conception i została nadana przez portugalskiego żeglarza da Nova, który wylądował tu w 1501. Od 1503 roku jednak przyjęła się nazwa Ascension, ponieważ wspomniany już przy innej okazji vice-król Indyj Alfons Albuquerque odwiedził wyspę w tym roku w dzień Wniebowstąpienia Pańskiego.

W sumie spędziłem tu prawie 2 tygodnie i nabrałem pewności, że ten czas jest dostatecznie długim okresem na poznanie tego małego kraju.


Pierwszy widok na wyspę z morza nie rzuca na kolana. Typowa wulkaniczna wyspa pokryta stożkami o brunatno - szarej barwie przechodzącej w odpowiedniej porze dnia w czerwień.
Ponieważ dziś (9-go) była niedziela, cale miasto czy raczej osada Georgetown, które jest stolicą wyspy było całkowicie wyludnione i sprawiało bardzo ponure, prawie otępiałe wrażenie. Mało jest tu drzew, okolica pustynna i to mocno potęguje taki odbiór. Te parę tutejszych sklepów, urząd pocztowy, a nawet restauracja były zamknięte. Georgetown ma jak sądzę około 800 mieszkańców. Miasto położone jest nad brzegiem morza. Zabudowane jest dość niskimi budynkami - często są to parterowe baraki albo bungalowy bez większego porządku architektonicznego. Organizacja osady jest tak chaotyczna, że nie wiem nawet, która ulica jest główna. Wydaje mi się, że plac pokryty czarnym żwirem, na którym stoi kościół Św. Marii może być głównym placem w mieście.
Niewątpliwie nie jest to najpiękniejsze miejsce w jakim byłem.
Jamestown na Świętej Helenie miał jednak niezaprzeczalny urok i był w porównaniu z Georgetown oazą piękna i harmonii.

Podczas mojego pobytu na Ascension zatrzymałem się w hotelu Obsydian - Hayez w centrum Georgetown - naprzeciwko budynku rządu. Za noc płacę ponad 350 pln – a mimo to uważam, że jest dość marnym miejscem bez większych wygód. Z materaca wystają druty i dziś musiałem podłożyć karimatę, żeby znaleźć trochę komfortu. Inni też się na te materace skarżą. Istnieje podejrzenie, że są z demobilu z pobliskiej bazy wojskowej. Wentylator w pokoju pamięta stare czasy, a w prysznicu zepsuła się regulacja wody. Na dodatek śniadanie nie jest wliczone w cenę i muszę płacić kolejne 25 pln. Obiady mam w hotelu o 8 wieczorem. Z dodatkami za obiad płacę około 150 złotych, ale też nie są najlepszej jakości. Mój żołądek czuje, że wszystko jest rozmrażane po kilka razy.
Nie wiem czy nie zrobiłem błędu biorąc ten hotel na cale dwa tygodnie zamiast wynająć dom w centralnej części wyspy. Myślałem, że Georgetown będzie ciekawszym miejscem. Środek wyspy dałby mi lepszą możliwość kombinowania spacerów we wszystkich kierunkach. Z drugiej strony pamiętam, że gdy szukałem tu noclegu - poza tym hotelem nie mogłem znaleźć innej opcji.
Z pierwszych ocen wnoszę, że ta wyspa w większości porównań wypada o wiele gorzej niż Święta Helena.

Ascension dopiero od niedawna przyjmuje turystów i ciągle brak jest konkurencji w turystyce i stąd nie ma za dużego wyboru. Do tej pory wyspa była mocno zmilitaryzowana, a podczas wojny o Falklandy odegrała znaczącą rolę . Są tutaj bazy wojskowe Wielkiej Brytanii i Zjednoczonych Stanów Amerykańskich. Z tego względu mało kto się przejmuje turystyką, bo i tak będzie napływ ludzi. Rządy tych państw pompują w tę wyspę fortunę na utrzymanie baz i całej infrastruktury. Większość ludzi jest tu na jakichś kontraktach albo rządowych, albo wojskowych, albo ‘'naukowych'’. (sic)


Z okna mojego pokoju hotelowego, w którym właśnie siedzę, widzę przechadzające się po ulicy owce. Rasa jest dziwna, pogmatwana, hybrydowa i nie przypominam sobie żebym kiedyś widział podobną. Mają czarną skórę na pysku i nogach i targają na sobie brudną, poskręcaną wełnę jakby nie były strzyżone od paru sezonów. Nie prezentują się zbyt dobrze, a wyraz ich pyska i oczu całkowicie przypomina te jakie możemy zobaczyć u dzikich zwierząt.
Pomimo dzikiego wyglądu - to jedyne owce w tym kraju, które nie są bardzo płochliwe. Wałęsają się po ulicach nie wywołując wśród przechodniów żadnej reakcji , co każe mi przypuszczać, że owce te są częstym gościem na ulicach tutejszych miast.


Zrobiłem spacer po okolicy i brzegiem morza poszedłem do Clarence Bay, która jest tuz za osada Georgetown.

W zatoce naliczyłem dwadzieścia i siedem sztuk żółwi morskich pływających w wodzie nie dalej jak 25 kroków od brzegu. Trwa akurat sezon rozrodczy. Na plaży dokładnie widać miejsca, w których poskładały jaja. Samą drogę żółwicy z morza do miejsca złożenia jaj bardzo łatwo wypatrzyć, bo jest to charakterystyczna smuga na piachu. Składają jaja głównie w nocy i łatwo to przedstawienie obserwować.
Dostęp na tę plażę jest wolny, ponieważ jest ona bez mała w granicach miasta. Ludzie trzymają się pewnych zasad i - jak sądzę - nie ma przypadków przeszkadzania żółwiom. Nikt też nie dobiera się do świeżych jaj.
W większości natomiast starych, otwartych ‘'gniazd'’, gdzie jaja są już powykluwane, a pootwierane skorupki porozrzucane , po zagłębieniu w piachu w kilku miejscach znalazłem jaja niewyklute, w których skorupka nie została naruszona, ale już wstępna obserwacja jasno dawała do zrozumienia, że w środku nie ma życia. Ponieważ oczywiste było, że z takiego jaja nie wykluje się żywy żółw - rozciąłem skorupę i znalazłem w niej na wpół uschniętego, słabo jeszcze ukształtowanego małego żółwika. Później - jeszcze kilkakrotnie znajdowałem podobne przypadki, ale głównie z martwymi, niewyklutymi żółwiami w stanie mocnego rozkładu. Nie wiem jak to się stało, że ptaki nie pozjadały tych martwych żółwi.

Plaża ma około sto kroków szerokości i w ogólnej ocenie uchodzi za piaszczystą, choć ziarna są dość duże jak na piach - z reguły mają wielkość od ½ do 4 milimetrów. Te większe wyglądają jak ziarna ryżu o odcieniach od cytrynowej żółci przez dojrzałe zboże aż do czerwieni rdzy. Te kolory zlewają się ze sobą i z oddali przeważa lekki odcień beżu.

Ta plaża zwana long beach - czyli długa plaża - kończy się jednak dość szybko i zaczyna się skalne, dzikie wybrzeże z twardej, czarnej, poszarpanej i poskręcanej wulkanicznej skały. Takie wybrzeża przypominają o wielkich siłach natury jakie ścierały i ciągle ścierają się w tym miejscu. Dziś brak tu aktywnych procesów wulkanicznych, ale co się nie zmieniło to fale, które z taką samą furią uderzają w brzeg tak, jak to było od tysięcy lat.
Ta część wybrzeża od razu przywróciła mi też pamięć o Galapagos. Ogólnie cała wyspa ma charakter pośredni pomiędzy Galapagos, a Capo Verde, a okolica wybrzeża- tak jak w obu tych przypadkach- stwarza wrażenie skalistej pustyni. Gdzieniegdzie sterczą drzewka akacji i jakieś niepozorne ostrokrzewy--- i to wszystko na co stać tę wyprażoną przez żar wulkanicznych epok ziemię.

Poza wybrzeżem podłoże pokryte jest żwirem, który podczas słonecznego dnia nagrzewa się do nieprzyzwoitej temperatury. Często temu żwirowi towarzyszy pumeks, tuff i popiół wulkaniczny, co tworzy iście piroklastyczny krajobraz. Ponieważ wiatr był dziś silny, po krótkim dwugodzinnym spacerze całe ubranie i ciało pokryte zostało brunatno-szarym pyłem. Było na dodatek bardzo gorąco, a słońce będąc w zenicie nie dawało w ogóle cienia. Grzało z góry, a z dołu parzył żwir. Czułem się jak w piecu. Wróciłem wcześnie do hotelu, żeby uciec przed upałem i tam spędziłem resztę dnia. Wyszedłem dopiero przed zachodem słońca i wtedy pogoda była wyjątkowo przyjemna.
Wyspa Wniebowstąpienia
Swit. Dobijam na ascension


Wyspa Wniebowstąpienia
Clarence Bay, Long Beach pod Georgetown. Ilosc zolwi tuz przy brzegu bardzo duza.
Wyspa Wniebowstąpienia
Comfortless bay. Jedno z nielicznych miejsc gdzie mozna plywac. Lina zamocowana na skalach  ma zapobiec porwaniu  przez silne prady morskie.
Wyspa Wniebowstąpienia
Biale i zolte kolory na popekanej skale wulkanicznej to nie ptasie guano ale porosty.
Wyspa Wniebowstąpienia
English Bay na polnocnym wybrzezu. Jedna z dwoch piaszczystych plaz zapewniajaca wzgledne bezpieczenstwo kapieli morskich.
Wyspa Wniebowstąpienia
George Town  widziany z Fortu Hayez. na pierwszym planie baraki mieszkalne. W glebi kosciol Sw. Marii.
Wyspa Wniebowstąpienia
Fort Hayez  na obrzezach George Town.
Wyspa Wniebowstąpienia
Georgetown widziany ze szczytu Cross Hill.
Wyspa Wniebowstąpienia
Kazdego ranka mozna znalezc wiele takich sladow pozostawionych przez zolwie skladajace jaja  na plazy.
Wyspa Wniebowstąpienia
zolwie jaja po wykluciu. Clarence Bay
Wyspa Wniebowstąpienia
Long Beach w zatoce Clarence pod Georgetown.




. 11 stycznia, Wyspa Ascension.


Rano poszedłem na wycieczkę, która - jak się okazało - zajęła mi prawie cały dzień. Na początku udałem się na The Peak czyli najwyższy punkt na wyspie. (859 metrów wysokości). Z terenów pustynnych wkracza się w las deszczowy, który bardziej mi przypominał lasy na Tahiti niż na wulkanicznej wyspie w suchym klimacie. Wilgotność dochodzi do 100 procent. W rzeczy samej spadło nawet kilka kropel regularnego deszczu. Doszedłem na sam szczyt brodząc w pewnym momencie w błocie. Widoki z samego szczytu były całkiem marne, ponieważ cały szczyt tonie w chmurach. Zanotowałem temperaturę 23 stopnie w skali wrzenia wody przy wilgotności 100 procent. Żeby dojść na samą górę trzeba w pewnym momencie przejść przez otwartą polanę na wzgórzu i tam - ponieważ brak było drzew - siła wiatru była bardzo duża. W tym miejscu przeważają trawy i miejsce to bardziej przypomina szkockie Highlands niż wyspę w tropikalnej strefie.

W tej części wyspy duże, żółte kraby lądowe wydaja się być bardzo pospolite. Podczas drogi, na szlaku widziałem kilka zdechłych szczurów, co jest nieco zastanawiające. Podobno nie truje się szczurów, ale po tej mojej wycieczce nabrałem pewnych podejrzeń. Szczury są tu mniejsze od ich europejskich kuzynów. Są dwa gatunki, ale głównie widać jeden o jasnobrązowej sierści.
Tak jak na Świętej Helenie także i tutaj pospolite są białe rybitwy - nadobne– fairy , white tern- gygis alba. Ich zwyczaje nie zmieniły się.
Cały czas krążą nad głową. Przy tym krążeniu nie wydają jednak żadnych dźwięków i są bardzo ciche, fruwają bezszelestnie i próbują hipnotyzować swoimi przesadnie dużymi oczami. To są według mnie bardzo subtelne ptaki. Nie mają zamiaru atakować, a raczej przekazywać sugestię, że w pobliżu może być ich gniazdo.
Z innych ptaków – pospolity jest tutaj tzw Myna czyli Acridotheles tristis. Gdy byłem na Świętej Helenie też występowały tam bardzo powszechnie. Bardziej lubi lasy i zarośla niż nagie skały czy pokłady żwirowe. Jest wielkości naszego gołębia, ale o posturze zięby, chociaż należy do rodziny szpaków. Mają charakterystycznie żółty dziób i nogi. Dziob bardzo podobny do tego jaki mają łuszczaki. Wydają się być niepłochliwe i głupie i pozwalają dość blisko do siebie podejść. Nie są dobrymi lotnikami. Ich lot jest raczej niski, krótki i chaotyczny, przypominający nieco lot naszych europejskich bekasów czy kszyków. Jak sądzę Myna są wszystkożerne, bo jak mogłem się kilka razy przekonać, nie gardzą nawet padliną. Podczas drogi widziałem trupa czerwono - szyjnego Frankolina (Francolinus Afer), obok którego sugestywnie ‘'tańczyło'’ kilka ptaków Myna być może podekscytowanych tym nieoczekiwanym obiadem. Jak byłem na Świętej Helenie obserwowałem zachowanie tych ptaków przy zdechłym gołębiu. Początkowo myślałem, że wydziobują z jego padliny larwy much, pasożyty z piór albo inne robactwo, ale później okazało się, że nie chodziło jedynie o gnieżdżące się w padlinie czerwie. Ich zainteresowanie tym rozkładającym się gołębiem było bardziej zaawansowane.

*
Na szczycie The Peak widoki były marne, ale podczas samej drogi wyspa i okoliczne stożki wulkaniczne były bardzo dobrze widoczne. Jeden z nich – widok stożka wulkanicznego mnie zainteresował, tak więc jak tylko zszedłem ze szczytu - w pobliskim Red Lion- starym XIX wiecznym budynku zrobiłem sobie piknik, po czym nie tracąc czasu poszedłem w kierunku stożka.
Ten stożek to Sisters Peak, o wysokości 445 metrów - czyli jest prawie o połowę niższy od The Peak. Brak tu jednak roślinności, a droga na szczyt była dla mnie w miarę ciężka. Często musiałem iść na czworakach i dość mocno walczyć z osypującym się żwirem i skałami wulkanicznymi. Cały okoliczny krajobraz jest całkiem pustynny. W dużych ilościach występują tzw. bomby wulkaniczne. Podczas wybuchu lawa wyrzucona z dużą siłą w górę schładza się w powietrzu i zastyga tworząc kształt bomby albo gruszki. Udało mi się znaleźć taką rozłupaną bombę i jej przekrój przedstawiam na rycinie. Niektóre bomby dochodzą do dużych rozmiarów.


Nie widziałem żadnego czworonożnego zwierzęcia, a po drodze zaledwie kilka małych roślin wbitych w spękania skalne i szczeliny pomiędzy rozprażonymi skałami i żwirem. Gdy dotarłem na szczyt mój termometr pokazał 35 stopni C i wiał przy tym nieprzyjemny silny wiatr. W kierunku południowym rozciąga się obszar bazaltowych wycieków lawy, których grubość dochodzi do kilku metrów. Z góry wygląda to jak rozlana plama ciemnego płynu. Ta lawa jest dość świeżą formacją, a jej wiek szacuje się na zaledwie około tysiąca lat. Była to jak dotąd ostatnia aktywność wulkaniczna na Ascension.
Na szczycie znalazłem przytwierdzone do skały pudełko, w którym był zeszyt zapisany nazwiskami osób, które tu dotarły. Wpisałem się tam dodając datę i aktualne dane meteorologiczne.
Na samej górze jest trochę pnączy, rośnie zaledwie kilka drzew i z tuzin aloesów. Drzewa i sterczące na dwa metry wysokości suche badyle aloesów są wykrzywione w kierunku, który zdradza kierunek przeważających na wyspie wiatrów. Dzisiaj wiało z północnego - wschodu i taki też kierunek wyznaczają przechylone rośliny. Odległość w linii prostej od Green Mountain jest zaledwie 3 i ½ kilometra, a jednak różnica była uderzająca. Zarówno w wilgotności, temperaturze jak i w ogólnym charakterze okolicy. Taki krótki dystans dzieli las deszczowy od pustynnych nieużytków.

Początkowo miałem wrócić po tej trudnej wspinaczce do miasta, bo się już nieco zmęczyłem, ale gdym był na górze tego stożka zauważyłem, że jakieś pół kilometra dalej jest prawie perfekcyjny stożek krateru wulkanu. Często w nieznanym miejscu trudno się oprzeć, żeby nie zobaczyć co jest za kolejnym zakrętem albo za kolejną górą. Nie wiadomo na co się trafi i dlatego dość łatwo przekonać się, żeby wykrzesać z siebie jeszcze trochę sił. Czasem trud jest wynagradzany, a czasem trzeba przyjąć rozczarowanie.
Skoro byłem tak blisko krateru poszedłem więc tam i po kolejnej godzinie trudnej drogi ze szczytu po osuwiskach żwirowych w dół, później w górę na krawędź krateru i ponownie w dół, znalazłem się we wnętrzu krateru. Jego nazwa to Perfect Crater czyli - niezależnie od tego jaki standard przyjmiemy - jest dość mało oryginalna. Krater ma około pięćdziesiąt kroków średnicy wewnętrznej i jest idealnie okrągły. Niecka znajduje się jakieś 30 metrów poniżej krawędzi. Rośnie tam trochę sucholubnych roślin, jest trochę na wpół uschniętych traw, ale poza tym pustynia. W kraterze leżał szkielet owcy. Kości były wyprażone do białości przez słońce. Szkielet musiał tam leżeć od dawna, ale ułożenie kości wskazywało, że nie był poruszony od czasu, gdy owca padła. Prawdopodobnie dopiero ja poruszyłem czaszkę, gdy ją oglądałem. Być może owca zsunęła się z krawędzi krateru, co nie jest trudne czy mało prawdopodobne i spadła do wnętrza uszkadzając się na tyle, że nie była w stanie wyjść na powierzchnię. Jeśli tak było, to w tym miejscu mogła wytrzymać bez wody maksymalnie kilka dni.
Temperatura w niecce krateru, w słońcu wynosiła 38 stopni w skali wrzenia wody. Mierzyłem w słońcu z tej prostej przyczyny, że brak tam cienia. To miejsce nie jest dość przyjazne. Brak wiatru, duszno i gorąco. Przy wspinaniu się na krawędź - podczas wychodzenia z krateru -poczułem w płucach bolesne sensacje podobne do tych, które doznajemy gdy wychodzimy z ciepłego pomieszczenia i szybko biegniemy na mrozie. Bardzo potrzebna wtedy jest możliwość odpoczynku w cieniu, co niestety nie było tu możliwe. Wypiłem więc jedynie parę łyków wody i poszedłem dalej, chociaż przez kilka następnych godzin czułem lekki dyskomfort.
Wychodząc z krateru spotkałem pospolitego tutaj - dużego na 8 cm - konika polnego w kolorze piaskowym, który zdecydowanie lepiej znosi takie pustynne klimaty niż ja czy ta biedna zdechła owca, której szkielet widziałem.

Z krateru zszedłem do osady Two Boats. Pozostałe sześć kilometrów asfaltowej drogi powrotnej do Georgetown było ciężkim przedsięwzięciem, ale przed wieczorem udało mi się tam dotrzeć. Asfalt pomimo silnej operacji słońca i wysokiej temperatury, chociaż nagrzewa się - co jest oczywiste- to nie staje się płynną masą, w której odbijają się ślady butów albo powstają koleiny od ruchu kołowego. Gdy położyłem na nim mój termometr - po piętnastu minutach pokazał 43 stopnie C. Trochę mnie to zdziwił,o bo myślałem, że będzie znacznie wyższa temperatura. W żwirze przy moim hotelu w mieście temperatura po 15 minutach wyniosła ponad 50 stopni C.

To był bardzo pracowity dzień i należał - jak sądzę - do jednego z najtrudniejszych pod względem fizyczno-wytrzymałościowym podczas całej mojej podróży.

Wyspa Wniebowstąpienia
Przekroj przez bombe wulkaniczna.


Wyspa Wniebowstąpienia
Bomba wulkaniczna, ktorych jest tu wiele. Polozylem na niej dlugopis zeby lepiej zobrazowac jej wielkosc.
Wyspa Wniebowstąpienia
Brzydsza czesc wybrzeza Ascension. Taki widok przypomina ze wyspa ma tez wojskowo-industrialny charakter.

Wyspa Wniebowstąpienia
Droga na Sisters Peak wydaje sie byc pustynia posrod rozprazonego przez slonce pumeksu i zwiru. Czasem jednak udaje sie znalezc roslinnosc taka jak ten skromny Blue Weed.
Wyspa Wniebowstąpienia
Droga wybrzezem do Comfortless Bay. Przejscie przez taka zapore ze skal wylkanicznych jest dosc trudnym zadaniem. Pamięć automatycznie nasuwa porównania z krajobrazem Galapagos.
Wyspa Wniebowstąpienia
Droga z Georgetown na Green Mountain. Tzw. tank- gdzie przechodzien mogl napic sie wody. Pobudowany w roku 1830.
Wyspa Wniebowstąpienia
Georgetown. Baraki portowe pobudowane w 1830 roku.
Wyspa Wniebowstąpienia
Georgetown. Kosciol Sw. Marii z 1843 roku.
Wyspa Wniebowstąpienia
Georgetown. Kosciol Sw. Marii. Tworzacy podloze czarny, goracy zwir jest nieodlaczna czescia tej wyspy. Wzgorze Cross Hill na drugim planie.
Wyspa Wniebowstąpienia
Na ulicy w Georgetown. Przed budynkiem rzadu i... mojego hotelu.

Wyspa Wniebowstąpienia
Sklep w Georgetown. Przynajmniej taki jest na nim szyld. Zawsze byl jednak zamkniety.


O projekcie zalesienia Green Hill czyli najwyższego wzniesienia w tym kraju, o roślinach endemicznych na wyspie Ascension i o zdziczałych zwierzętach hodowlanych.

Jeszcze na początku XIX wieku najwyższe wzniesienie na wyspie czyli Green Hill było całkowicie pozbawione drzew. Gdy w roku 1836 p. Karol Darwin, a w roku 1843 p. Jozef Hooker byli na Ascension - obaj zwrócili uwagę na kompletny brak drzew na tej wyspie i suchość jej klimatu. Kilka lat później, już w roku 1847, za sprawą ogrodów botanicznych w Kew pod Londynem, których dyrektorem był ojciec wymienionego wyżej p. Hooker’a –powstał plan zalesienia Ascension. Od roku 1850 rok po roku zaczęto wprowadzać na wyspę różne sadzonki roślin i w ten sposób zaczęło się eksperymentalne zalesienie wyspy.

Im więcej drzew się zakorzeniało, tym więcej zaczęły zatrzymywać wody, która do tej pory parowała albo wsiąkała w porowaty żwir i tuff. Eksperyment się powiódł, a już w roku 1870 silne stanowiska miały tam eukaliptus, sosna norfolk’ska, bambus i bananowiec.
Eukaliptus wydaje się, że ma szczególne zdolności aklimatyzowania się w nowych środowiskach. Zarówno eukaliptus jak i sosna norfolkska jak widziałem są pospolite na Świętej Helenie. W Afryce Południowej też bardzo dobrze się udaje i jest często spotykany. Gdy byłem w Ameryce Południowej widziałem całe lasy eukaliptusowe, a przecież oryginalnie ten gatunek był ograniczony zaledwie do Nowej Holandii czyli dzisiejszej Australii i prawdopodobnie nie występował nawet na pobliskiej Ziemi Van Diemen’a. Dystrybucja geograficzna eukaliptusa jest jednak sztuczna i staje się oczywiste, że ten gatunek ma co prawda silne zdolności adaptacyjne, ale bardzo słabe zdolności dyspersji i bez pomocy człowieka nie wyszedł by poza swój historyczny ekosystem.

Wracając jednak do zalesienia Ascension. Plan udał się całkowicie i dzisiaj okolice Green Hill są zieloną częścią wyspy, która mocno kontrastuje z jałowym pasem wybrzeża. Myślę, że wiele osób widząc las tropikalny na wzgórzu nie ma świadomości , że jest on całkowicie sztucznym dziełem człowieka. W ciągu nieco ponad stu pięćdziesięciu lat ten sztucznie zalesiony szczyt góry zaczął nawet wytwarzać własny ekosystem. Do tego stopnia, że często spowity jest gęstymi chmurami, które sam ‘'wyprodukował'’. Takie ekosystemy z reguły potrzebują tysiące lat na wytworzenie własnej biosfery. W tym przypadku ten proces jest tak szybki, że botanicy na próżno mogą szukać odpowiednika w skali światowej. ---Podczas mojego pobytu na Ascension każdego dnia widziałem chmury nad Green Hill.


Większość roślin, które się spotyka na wyspie została wprowadzona przez człowieka. Podczas moich częstych spacerów po różnych częściach wyspy wiele razy patrząc na otaczające mnie rośliny dochodziło do mnie, że pewne gatunki tu po prostu nie pasują. I tak jest w rzeczywistości. Teraz zaledwie dwa tuziny gatunków roślin jest gatunkami rodzimymi. Z tej liczby tylko dziesięć gatunków jest endemicznych. Według informacji, które zaczerpnąłem w Conservation Fund cztery z tych endemicznych gatunków nie były widziane od wielu lat i istnieje silne prawdopodobieństwo, że są już gatunkami wymarłymi.
Ta informacja (jak i wiele innych z tej instytucji) wymaga jednak rewizji, ponieważ jak się później dowiedziałem od mieszkającego w moim hotelu botanika z Anglii, zaledwie kilka miesięcy temu, w roku 2010 znaleziono jeden gatunek uznany za wymarły. To właśnie Conservation Fund jako pierwszy powinien być świadomy takich zmian tym bardziej, że ponowne odkrycie gatunku na tak małej wyspie jest z reguły wielką aferą. Anogramma ascensionis to gatunek niewielkiej paproci, który przez sześćdziesiąt lat nie był widziany na wyspie. Gdy w ciągu 50 lat nie ma udokumentowanej obecności gatunku uznaje się go za wymarły. Tak więc zostaje nam nie sześć, a siedem udokumentowanych gatunków endemicznych w tym jeden –pteris adscensionis (tez brak polskiej nazwy) - w stanie krytycznym bez wielkiej nadziei na przetrwanie. Przy braku zmienności genetycznej pteris’a już wkrótce być może zostanie sześć gatunków endemicznych. Pomimo niedawnego ponownego odkrycia anogramma odliczanie trwa.
Ilość gatunków wprowadzonych natomiast jest znacząca i wyspa ta boryka się z takim samym problemem jak Święta Helena. To właśnie gatunki wprowadzone rzucają się w oczy tym, że do tego ekosystemu po prostu nie pasują.

Przed odkryciem w 1501 roku, albo przed zaludnieniem, wyspa nie posiadała dużych czworonogów dlatego rośliny z haczykami, ‘'rzepami'’ czy kolcami musiały być introdukowane z zewnątrz. Żadna roślina nie zdołałaby wytworzyć tak specjalistycznej interakcji z dużymi zwierzętami w tak krótkim czasie.

Dzisiaj na wyspie żyje kilka gatunków dużych zdziczałych czworonogów. Za zdziczałe uważa się dawne zwierzęta hodowlane, które z jakichś przyczyn przestały być zwierzętami hodowlanymi. Często spowodowane jest to ucieczką z gospodarstwa w niezaludnione części wyspy, czasem brakiem rozsądku człowieka. Jakakolwiek jest tego przyczyna na wyspie Ascension nie brak zdziczałych zwierząt i pod tym względem ta wyspa nie różni się od innych wysp.

W największej liczbie są zdziczałe owce, ale też dość pospolicie występują zdziczałe króliki, drób, osły i bydło o czym napiszę później podając kilka przykładów. Zdziczałe koty zostały wytępione, a w roku 2004 został zabity ostatni osobnik.

Nie ma na wyspie kóz, co nie zdarza się często na wyspach tej wielkości w tym pasie wysp atlantyckich, które -jedna za drugą- były odkrywane przez Portugalczyków. Na każdą odkrytą wyspę Portugalczycy introdukowali kozy, które zawsze mieli na statkach pod ręką - jako zapas świeżego mięsa. Podczas jednej z moich wycieczek wziąłem w charakterze przewodnika starszego człowieka, który nieprzerwanie mieszka na Ascension od 1963 roku czyli jest najdłużej żyjącym tu rezydentem. Zapewniał mnie, że już w tym czasie, gdy przybył na wyspie kozy były uznane za wytępione przynajmniej od kilku lat. Pamiętam, że mówił mi, że żałował tego faktu, ponieważ przeprowadzając się tu cieszył się na możliwość polowania na kozy. Bardzo się rozczarował, gdy kozy już były wystrzelane i dlatego ten fakt zapamiętał.

Trwa aktualnie akcja wyłapywania królików. Podczas moich spacerów po wyspie często widziałem pułapki na króliki. Króliki są bardzo pospolite i często można je zobaczyć nawet w osadach. Ich ilość w terenie jest ciągle bardzo znaczna. Prawdopodobnie taki stan rzeczy nie utrzyma się długo, ponieważ aktualna administracja wyspy postawiła sobie za jeden z celów wytępienie królików.

W XIX wieku pospolite były na wyspie także zdziczałe osły, ale teraz została ich podobno niewielka ilość. Piszę podobno, bo informacje, które otrzymałem z Conservation Trust nijak się mają do moich obserwacji. Bardzo często napotykałem się podczas moich wędrówek na dzikie osły i doprawdy nie wiem jak można ich liczbę uznać na niewielką. Poza tym, ze wiele razy widziałem je w terenie . Raz, gdy wracałem w nocy z plaży po oglądaniu żółwi składających jaja - tuz przed moim hotelem spotkałem dwa osły- samice z młodym osiołkiem , a przy budynku poczty była ich cala grupa. Po raz pierwszy widziałem w stolicy na wpół dzikie osły i to na dodatek w takiej licznej reprezentacji. Pamiętam, że gdy bylem w kościele Św. Marii - na drzwiach zobaczyłem ogłoszenie informujące o konieczności zamykania drzwi, żeby do świątyni nie weszły osły. Sugerując się informacjami o ich potencjalnej, niewielkiej liczbie pomyślałem wtedy, że jest to ostrzeżenie na wyrost ,bo nie spodziewałem się tutaj w mieście tych czworonogów. Jak się jednak później przekonałem- byłem w błędzie. Te dwa osobniki przed moim hotelem, chociaż były początkowo nieufne, to nie wydawały się bardzo przestraszone moją osobą i ostatecznie podeszły do mnie w nadziei, jak sądzę, na jakiś smakołyk. Mały osiołek wykazał się odwagą i podszedł nawet na wyciągnięcie ręki, ale niestety nic dla nich nie miałem.
Trochę inaczej patrzę się na osły od momentu, kiedy przeprawiając się przez Andy miałem możliwość współpracować z mulami, które mają połowę ich genów. Wtedy przekonałem się jak dobre geny te poczciwe zwierzęta wplotły w hybrydę z koniem.

Owce, jak jest wiadome, są tak płochliwe, że bez mała 'dziczeją'. Często wystarcza kilka pokoleń, co u owiec następuje w miarę szybko i owca w tym czasie staje się innym zwierzęciem. Gdy bylem na Falklandach pamiętam, że zwróciłem uwagę na stan płochliwości owiec, a jak wiadomo płochliwość zwierząt jest oznaką dziczenia. Puszczone na rozległych gospodarstwach samopas - w pewnym stopniu muszą być uznane za zwierzęta zdziczałe. Widziałem też kilka razy owce z bardzo przerośniętą wełną, co jest jednoznaczne z faktem, ze nie są strzyżone w każdym sezonie, czyli już częściowo zdziczałe.
Tutaj nie jest inaczej, a ilość zdziczałych owiec jest na tyle duża, ze nie sposób zrobić spaceru w centralnej części wyspy, żeby się na takie towarzystwo nie natknąć. Także tutaj płochliwość zdziczałych owiec jest absurdalnie daleko posunięta. Przy każdym kontakcie z człowiekiem uciekają na połamanie karku i uspokajają się trochę dopiero jak człowiek oddala się na przynajmniej pięćdziesiąt kroków. Niektórzy uważają, że owca do końca nigdy nie jest oswojona i cały czas instynkt nie został w tym zwierzęciu złamany.


Kolejnym przykładem jest zdziczałe bydło rogate. Jak wiemy z danych historycznych dzikie bydło można było spotkać na wyspie Ascension już w roku 1821. Teraz natomiast mamy do czynienia z nowszym fenomenem.
Po roku 1978, gdy sprywatyzowano politykę rolną na Ascension bez dotacji z Wielkiej Brytanii hodowla bydła przestała się opłacać i dlatego została całkowicie porzucona na początku lat 90-tych, a to bydło, które nie zostało zarżnięte na kiełbasy, znalazło się w stanie wolnym puszczone w samopas bez żadnej kontroli. Od tego czasu minęło zaledwie ‘'dzieścia'‘ lat, ale nawet tak krotki okres czasu spowodował, że bydło zdziczało do tego stopni, że wrócił instynkt ucieczki przy spotkaniu z człowiekiem. Etapy dziczenia bydła w miarę często były poruszane przez różnych podróżnych w różnych krajach. Z jednej z takich relacji wiemy, że w XIX wieku zdziczałe byki na Falklandach były realnym zagrożeniem dla życia i ponieważ kilkakrotnie zdarzyły się ataki na ludzi ze skutkiem śmiertelnym, podjęto decyzję o ich eksterminacji. W tym przypadku Ascension na razie bydło jest na etapie ucieczki przed człowiekiem i żadnego zagrożenia nie stwarza. Tutejsze dzikie krowy chowają się przed człowiekiem tak sprytnie, że tylko nielicznym udaje się na nie natknąć. Populacja jest nieliczna i szacuje się ją na kilka bądź kilkanaście sztuk. Jest prawdopodobne, że populacja zdziczałego bydła wymrze na tej wyspie w przeciągu krótkiego czasu. Niedawno w środkowej części wyspy dwa byki zostały znalezione martwe.


Wyspa Wniebowstąpienia
Droga na Green Mountain. Kaktus i eukaliptus w uscisku tak silnym, ze ich pnie sa zlane w jedna tkanke.
Wyspa Wniebowstąpienia
Droga na Green mountain. Erodujace skaly.
Wyspa Wniebowstąpienia
Green mountain- krajobraz bardziej przypomina szkockie Highlands
Wyspa Wniebowstąpienia
Green Mountain, droga na The Peak z reguly tonie w chmurach. Gdy robilem to zdjecie wiatr byl bardzo silny.
Wyspa Wniebowstąpienia
Green Mountain, las deszczowy
Wyspa Wniebowstąpienia
Green Mountain, las deszczowy
Wyspa Wniebowstąpienia
Ten duzy-15 centymetrowy krab ladowy zauwazyl moja obecnosc, schowal sie za lisc i trwal tak w bezruchu zeby nie zdradzic swojej kryjowki.
Wyspa Wniebowstąpienia
W drodze na The Peak. Wilgotnosc dochodzi do 100 procent.  Fikus obrosnety mchami zajmuje stanowisko wsrod paproci i... blota po kostki.
Wyspa Wniebowstąpienia
Uchwycilem te biala, niewielka rybitwe 'fairy tern' w locie posrod galezi eukaliptusa gdy szedlem na Green Mountain.
Wyspa Wniebowstąpienia
Na wpol dzikie osly w centralnej czesci wyspy.
Wyspa Wniebowstąpienia
To charakterystyczny dla tej wyspy krajobraz.
Wyspa Wniebowstąpienia
Perfect Crater, widok z Sisters Peak.
Wyspa Wniebowstąpienia
Sisters Peak, widok z drogi na Green Mountain.

Wyspa Wniebowstąpienia
Widok na polnocno-zachodnia czesc wyspy.Po lewo  widoczny stozek Sisters Peak i kratery wulkaniczne. To typowy dla tej wyspy krajobraz.
Wyspa Wniebowstąpienia
Widok na zachodnie wybrzeze. Zdjecie zrobione z zalesionej czesci Green Mountain.
Wyspa Wniebowstąpienia
Widok z drogi na Green mountain
Wyspa Wniebowstąpienia
Widok z Green Mountain na polnocne wybrzeze.

Wyspa Wniebowstąpienia
Widok na Green Hill. W dole osada Two Boats. Zdjecie zrobilem podczas wspinaczki na Sisters Peak

Wyspa Wniebowstąpienia
We wnetrzu krateru.
Wyspa Wniebowstąpienia
Wnetrze krateru- 'Perfect Crater'
Wyspa Wniebowstąpienia
We wnetrzu krateru lezal szkielet owcy. Kosci zostaly wyprazone do bialosci przez intensywna operacje slonca.


12 stycznia. Ascension.

Dzisiejsza wędrówka zaprowadziła mnie na północny brzeg wyspy. Dwie godziny zajęło mi przejście wybrzeżem, gdzie nie ma dróg, a ścieżki są nieczęste, do Pyramid Point. Droga - jak to ma miejsce na Ascension - prowadzi przez skały wulkaniczne ,dlatego wymaga i dużo czasu i sporo samozaparcia. Dotarłem do Comfort(less) Cove, gdzie znajduje się mała plaża i miejsce dobre do snorkelowania. Popływałem tam trochę, ale prądy morskie są tak silne , że pływanie nie było komfortowe. Nieopodal jest Bonetta Cemetary czyli stary cmentarz. Od początku XIX wieku to było miejsce kwarantanny dla statków przybywających z Afryki Zachodniej. Większość statków z tego terenu przywlekała ze sobą ‘'gorączkę'’- dziś wiemy, że głównie była to żółta febra , albo malaria. W 1838 jeden z przypływających na wyspę z Afryki Zachodniej statków o nazwie Bonetta też przywlókł ze sobą podobną gorączkę. Wszyscy zmarli. Ci, którzy nie zostali pochowani w morzu znaleźli swoje miejsce na tym cmentarzu. Później grzebano tutaj inne przypadki różnych gorączek. Mniej więcej w tym czasie zmieniono nazwę zatoki z Comfort na Comfortless Bay czyli z Komfortowa na Niekomfortowa.
Na Ascension, z tego co zauważyłem, brak inwencji w nazewnictwie. Najwyższy szczyt nazywa się ‘'Szczyt'’, jedna wioska nosi nazwę ‘'Jedna Łódź'’, druga wioska ‘'Dwie Łodzie’' i takie przypadki można mnożyć. Miasto GeorgeTown (Miasto Jerzego) wyróżnia się innowacyjnością w porównaniu z innymi nazwami w tym kraju.

Chciałem wrócić do miasta przez English Bay i North Point, ale te miejsca są aktualnie zamknięte ze względu na działalność wojska i radiostacji , i dlatego cywile są tu niemile widziani. Skręciłem więc w pierwszą lepszą ścieżkę, którą wyszedłem w końcu na główny trakt. Później się dowiedziałem, że nieświadomie przeszedłem obszar militarny, co jest ściśle zabronione. Nie widziałem jednak żadnych ostrzeżeń aż do momentu, gdy z niego wyszedłem. Nikt mnie nie widział, w przeciwnym razie - pomimo tego, że stale noszę ze sobą podpisane przez administratora wyspy zezwolenie - pewnie oskarżono by mnie o terroryzm. W końcu jestem na wyspie, gdzie poza Brytyjczykami są na dodatek Amerykanie, tak więc o paranoję bardzo łatwo.

Wracając do miasta spotkałem po drodze brytyjskie małżeństwo, które poznałem na statku ze Świętej Heleny. Byli uprzejmi podwieźć mnie do hotelu swoim autem. Po drodze wstąpiliśmy na lancz do osady Two Boats. W restauracji wszyscy oglądali sky news transmitujące zeznania p. Antoniego Blair’a w sprawie inwazji na Irak. Wtedy właśnie po raz pierwszy od dwóch tygodni widziałem włączony telewizor.
Podczas lanczu rozmawialiśmy o standardzie w naszym hotelu w Georgetown i zgodziliśmy się, że jest bardzo słaby.
Wieczorem, już w hotelu, na obiad dostałem nie wiem ile razy rozmrażaną jagnięcinę, chłodną zupę, niedogotowane ziemniaki i marne wino. To przeważyło szalę i podjąłem decyzję o rezygnacji z tej stołówki.

Wyspa Wniebowstąpienia
fregata na polnocno-wschodnim wybrzezu Ascension.
Wyspa Wniebowstąpienia
Okolice North-East Bay.W oddali widoczny stozek Bears Back czesto nieslusznie nazywany kraterem.
Wyspa Wniebowstąpienia
Pn-wschodnie wybrzeze. Ten syfon wystrzeliwuje woda na kilkadziesci metrow w gore.
Wyspa Wniebowstąpienia
Polnocno-wschodnie wybrzeze wyspy Ascension.
Wyspa Wniebowstąpienia
Okolice Hummock Point. Sila fal uderzajaca w porowata skale wulkaniczna dziala jak syfon. Setki razy dziennie woda jest wystrzeliwana na kilkadziesci metrow w gore.
Wyspa Wniebowstąpienia
Poszarpane, ostre i twarde wulkaniczne skaly przy zatoce Clarence sa poddawane ciaglemu atakowi fal morskich bijacych tu z wielka sila.
Wyspa Wniebowstąpienia
Widok na Georgetown z Clarence Bay.


13 stycznia.

Kolejny bardzo aktywny dzień. Wypożyczyłem samochód i o świcie pojechałem na północno-wschodnie wybrzeże w okolice Hummock Point. Tam spędziłem ponad dwie godziny zajmując się głównie obserwowaniem zwierząt uwięzionych w stawikach wulkanicznych. Stamtąd pojechałem do wschodniej części wyspy do Devil’s Ashpit. Zostawiłem samochód na końcu bitej drogi, napisałem kartkę z godziną i kierunkiem mojej wędrówki- na wszelki wypadek, bo droga należy do trudnych - i pieszo udałem się na White Hill, a później w kierunku wybrzeża do Little White Hill. Droga była ładna, ale okropnie męcząca i przejście w tych warunkach zaledwie około siedmiu kilometrów zabrało mi pięć godzin. Większość drogi po ostrych skałach wulkanicznych bardzo mnie zmęczyła.
Nieprędko zapomnę te moje wycieczki na Ascension. Według mnie należą do bardzo trudnych.
Trzy litry wody, które niosłem ze sobą wypiłem dość szybko. Zniszczyłem buty, które niedawno kupiłem. Okazały się być za miękkie na tutejsze podłoże.

Po drodze widziałem kilka szczurów i dwa zdziczałe osły - i to były jedyne ssaki jakie spotkałem. Zostawiłem szczurom kanapkę z serem i poszedłem dalej, ale gdy wracałem tą drogą po kilku godzinach - ciągle tam leżała nieruszona, chociaż ślady na popiele wulkanicznym zdradzały ich zainteresowanie. Są bardzo ostrożne, uważne i nieufne ze względu na trwającą akcję eksterminacji. Wszędzie widać porozstawiane pułapki na szczury i tak jak napisałem przy innej okazji - widziałem kilka sztuk martwych na dukcie i podejrzewam. że są tez biedaki trute jakąś myksomatoza albo inną chemią.

Pobliskie klify zamieszkuje olbrzymia ilość ptaków. Fregaty, głuptaki, rybitwy - o ile mogłem się przekonać podczas tej wycieczki - są bardzo pospolite. Rybitwy gnieżdżą się w całkowicie niedostępnych miejscach na półkach skalnych nad stumetrowym urwiskiem. Ani człowiek, ani kot ani szczur nie ma najmniejszej szansy złożyć im wizyty nie narażając się na połamanie karku.

Kolejnym etapem wycieczki była tzw Devil’s Riding School, która jest bardzo ciekawą formacją wulkaniczną. To dawne płytkie jezioro wulkaniczne dziś już wyschnięte. Gdy wyschło odsłoniło bardzo silnie zerodowane podłoże, które usiane jest płaskimi kawałkami skał przypominającymi dachówki albo twarde skorupy talerzy. I takie jest tez uczucie jak się po tym podłożu chodzi. Dołączam zdjęcia ze zerodowanych struktur z tego miejsca.

W całej okolicy pomimo ekstremalnie suchego klimatu z każdej szczeliny skalnej wyrastają rośliny. Głównie różne paprocie, ale zdarzają się tez rośliny kwitnące.

Wczesnym wieczorem wjechałem autem na Cross Hill, co nie było trudne. Zjazd jednak był dość ryzykowny, szczególnie takim małym samochodzikiem jaki wypożyczyłem.

Dzisiejszej nocy około 11-tej godziny poszedłem na plażę, gdzie przyglądałem się samicom żółwi zajętym składaniem jaj. Księżyc był tak jasny, że cienie na plaży były całkiem wyraźne, tak więc obserwacja żółwi była łatwa.
Żółwie są duże, a średnica ich skorupy na dłuższej średnicy zdecydowanie przekracza jeden metr. Na obszarze plaży o powierzchni zaledwie ćwierć hektara naliczyłem 9 żółwic zajętych składaniem jaj albo kopaniem ‘'gniazda’'. Później, gdy już odchodziłem - z oceanu wychodziło pięć kolejnych. Żółwie wychodzące z oceanu wyglądają bardzo specyficznie. Szczególnie przy świetle księżyca. Z oddali widać było dziwne, obłe sylwetki wypełzające z morza. Ich skorupy - ponieważ były jeszcze mokre od wody morskiej - odbijały poświatę księżyca.
Często kilka na raz ląduje na brzegu i zaczynają pochód wgłąb plaży. Poruszają się wolno, ale bardzo równomiernie, metodycznie, mechanicznie automatyzując ruchy. Wszystkie w ten sam sposób według swoistej, ustalonej matrycy.


Na plaży często są tak mocno zakopane w piasku, że widać jedynie fontanny piachu wyrzucane w górę podczas kopania zagłębienia. Oglądałem cały taki proces - od wylądowania na plaży poprzez kopanie zagłębienia, składanie jaj, zakopywanie i powrót do oceanu. To całe przedstawienie zajęło ponad dwie i pół godziny, ale nie znudziłem się nawet przez chwile. Ten osobnik, którego obserwowałem, po złożeniu jaj potrzebował 15 minut na przejście zaledwie czterdziestu metrów i wydawał się być bardzo zmęczony. Gdy w końcu doszedł do granicy fal ,zatrzymał się i pozwolił by fala zmyła jego olbrzymie i ciężkie cielsko do oceanu. I po chwili już go nie było. Znikają w wodzie w sposób fantastycznie tajemniczy...... i tak samo się z niej wyłaniają.

Jak wiele z tych czynności jest ich świadomą wolą, a jak wiele jedynie ślepym instynktem?

Wyspa Wniebowstąpienia
Devils Riding School. Erodujaca skala wulkaniczna..
Wyspa Wniebowstąpienia
Devils Riding School. Erodujaca skala wulkaniczna.
Wyspa Wniebowstąpienia
Devils Riding School. Erodujaca skala wulkaniczna.
Wyspa Wniebowstąpienia
Devils Riding School. Kazda szczelina w skale jest potencjalnym habitatem roslin. W tym przypadku paproci.
Wyspa Wniebowstąpienia
Wymagania niektorych roslin sa bardzo niewielkie.  Ten malgaski barwinek zakorzenil sie w erodujacej skale wulkanicznej w Devil's Riding School..
Wyspa Wniebowstąpienia
Glen we wschodniej czesci wyspy.
Wyspa Wniebowstąpienia
Jedna z setek jesli nie tysiacy pulapek na szczury.
Wyspa Wniebowstąpienia
'Invasive species project'-- Projekt walki z gatunkami inwazyjnymi...  ZSRE- zwany UE- najbardziej inwazyjny z gatunkow i projektów dotarl juz nawet tutaj i... rozprzestrzenia  dalej swoje unijne (anty-europejskie) wartości.
Wyspa Wniebowstąpienia
Najdalej na wschod wysuniety cypel wyspy.
Wyspa Wniebowstąpienia
Poludniowe wybrzeze wyspy.
Wyspa Wniebowstąpienia
Ta sciezka prowadzaca na wschodni cypel chwile pozniej sie urywa i droga robi sie bardzo ciezka.
Wyspa Wniebowstąpienia
Widok na South-East Bay. Zatoka polozona na poludniowym-wschodzie wyspy.
Wyspa Wniebowstąpienia
Widok z Cross Hill na South-West Bay. Poludniowo-zachodnie wybrzeze.
Wyspa Wniebowstąpienia
Widok z Cross Hill. Po lewo Sisters Peak, w centrum Green Mountain, po prawo Lady Peak. U stop osoda One Boat. W oddali osada Two Boats.
Wyspa Wniebowstąpienia
Wschodnia czsec wyspy Ascension.



14- 21 stycznia

W tych dniach ograniczyłem trochę swoją aktywność i postanowiłem, że dam odpocząć organizmowi. Nie był to jednak czas stanu absolutnego lenistwa, ponieważ codziennie robiłem wycieczki, chociaż bez przesadnego forsowania się i bez przesadnych ambicji. Głównie czas spędzałem na wybrzeżu godzinami obserwując zwierzęta pelagiczne w naturalnych ‘'akwariach'’. Niektóre uwięzione tam ryby dochodziły do pół metra długości i były dosyć egzotyczne, żeby przykuć oko każdego. Szczeliny w skałach często są okupowane przez ośmiornice. Na północnym wybrzeżu, w podobnym terenie nie widziałem żadnej ośmiornicy, a tutaj prawie w każdym ‘'akwarium'’ jest przynajmniej jedna. Obserwacja zwyczajów ośmiornic w ich naturalnym habitacie jest czystą przyjemnością. Potrzeba do tego jedynie czasu, dużo spokoju i cierpliwości. W końcu ośmiornice przyzwyczają się do naszej obecności i nie widząc zagrożenia zaczynaą swoje codzienne zajęcia.
Te małe ekosystemy tętnią życiem i zmieniają się bardzo szybko, tak więc codziennie można znaleźć coś nowego. W zasadzie każda większa fala dostarcza pewną ilość nowej wody z różnymi organizmami, co całkowicie może zmienić układ sił w tym naturalnym akwarium.

Poza tym zajęciem, o którym już wiele razy pisałem przy innych okazjach - czas poświęciłem na spacery i chociaż ograniczyłem je to i tak długość niektórych z nich dochodziła do kilku godzin. W jakimś sensie te spacery były jednak już mało odkrywcze i w zasadzie obracałem się wokół znanych mi już miejsc, ponieważ wyspa Ascesnion jest dość mała i większość interesujących mnie planów zrealizowałem w ciągu pierwszego tygodnia. Były jednak idealne do spokojnego uporządkowania myśli i przeanalizowania sobie w głowie całej mojej podróży.


Wyspa Wniebowstąpienia
Wybrzeze Deadman na ktorym spedzilem dlugie godziny obserwujac zwierzeta pelagiczne uwiezione w naturalnych 'akwariach' otoczonych skalami wulkanicznymi.
Wyspa Wniebowstąpienia
Wybrzeze Deadman. Kolonie pąkli pokrywaja okoliczne skaly.
Wyspa Wniebowstąpienia
Wybrzeze deadman. slimaki wypelniaja kazde wglebienie w skale.
Wyspa Wniebowstąpienia
Wybrzeze Deadman. Kraby morskie sa tu bardzo pospolite. Dochodza do rozmiaru 20 centymetrow.
Wyspa Wniebowstąpienia
Lady Hill wieczorem nabiera czerwonej barwy. Zdjecie zrobilem wczesnym wieczorem z amerykanskiej bazy wojskowej jadac na poludniowo-zachodni kraniec wyspy.


23 stycznia, w niedzielę - przed świtem wyleciałem z Ascension i po południu tego samego dnia wylądowałem na wojskowym lotnisku Brize Norton w Anglii. Stamtąd udałem się Londynu skąd nie tracąc ani chwili, pierwszym możliwym samolotem poleciałem do Warszawy, gdzie dotarłem późnym wieczorem zamykając tym samym moją podróż dookoła świata, która w sumie zajęła mi półtora roku i cztery dni.

finis.